Naganka naprzód!

W samym środku sezonu polowań zbiorowych naszło mnie na rozmyślania o nagance. W naszych opowieściach zbyt często pomijana, na zdjęciach rzadko widoczna poza zbiórką czy pokotem, tak cicha, choć przecież po huku wystrzałów najgłośniejsza na łowach... A przecież w wielkiej mierze sukces polowania zależy właśnie od niej! Wstyd przyznać, ale w chodzeniu w nagance mam niemal dwudziestoletnie doświadczenie (wstyd, bo przecież nadal mam lat 18 -_- ). Zastanawia mnie, czemu dopiero teraz postanowiłam o niej napisać! Wszak to nadal bardzo ważna część mojej przygody łowieckiej, w której aktywnie uczestniczę! 


Pominę językowe batalie między "naganką" i "nagonką", bowiem to temat na osobny artykuł...
W trakcie naganiania największa jest rola prowadzącego lub kierownika naganki, którym musi być osoba znająca dobrze teren, obyczaje bytującej w nim zwierzyny, przeszkody do pokonania oraz wszelkie sytuacje, jakie mogą napotkać na swej drodze naganiacze (wyrąb, prace terenowe, pielgrzymkę, czy grzybobranie). Najrozsądniej zatem, gdy jest to mieszkaniec łowiska, osoba miejscowa i dobrze poinformowana, kto, gdzie i co będzie w danym dniu robił. Musi dobrze wytłumaczyć wszystkim naganiaczom kierunek przejścia, dbać o odpowiednie tempo wszystkich uczestników, trzymać kontakt z nimi, by nie pogubili się lub nie wpadli w jakieś tarapaty. W dobie wszechobecnych telefonów komórkowych jest to znacznie łatwiejsze, ale gdy zaczynałam, naprawdę musiał być to ktoś z donośnym głosem i wielkim autorytetem! 
Dobra naganka jest zgrana, idzie w jednym tempie, czeka na siebie nawzajem i zwraca uwagę na wszystkich swoich uczestników. W środku lasu łatwo się zgubić, zboczyć z określonego azymutu, lub wpaść w jakieś tarapaty w postaci wykrotu, koryta potoku, czy przykrytego listowiem dołu.
Niezwykle ważne jest, aby każdy naganiacz był poinstruowany, jak zachować się przy spotkaniu ze zwierzyną. Powinien być świadom, że każde zwierzę, nawet skromny zając czy delikatna sarenka, może stanowić zagrożenie i podjąć atak - kontakt z człowiekiem zawsze wywołuje stres, a w stresie każde stworzenie jest nieobliczalne.
Naganiacze muszą mieć dobrą kondycję. W trakcie jednego dnia robią przynajmniej kilkanaście kilometrów, nierzadko w trudnym, górzystym terenie. Zdrowe kończyny, a przede wszystkim płuca jak miechy to podstawa: iść to jedno, ale iść i pokrzykiwać, to całkiem inna sprawa.

Dlaczego ja, chociaż myśliwym jestem od nastu lat, nadal wybieram się w nagankę? Powodów jest kilka: po pierwsze, łączenie przyjemnego z pożytecznym. To świetna okazja do obserwacji łowiska. Napotyka się na miejsca, w których zwierzyna odpoczywa, zażywa kąpieli, gromadzi się w grupach. Znajduje się resztki pożywienia drapieżników, lub ścieżki z borsuczych nor. To sposób na rozpoznanie terenu pod przyszłe łowy indywidualne.

Po drugie, w moim Kole nie zatrudniamy naganiaczy - do naganki zawsze idzie kilku myśliwych z psami, oraz stażyści i nasi "sympatycy" (zazwyczaj żony i - dziś dorosłe, kiedyś nie tylko - dzieci myśliwych). Jest to dla nas forma integracji i spędzenia wspólnie czasu w naturze, wyrazu szacunku dla każdej roli, jaką się przyjmuje w trakcie łowów. Nikt z nas nie jest królewną czy księciem, dla którego rola naganiacza to kara (a wiem, że w niektórych Kołach wysłanie w nagankę to forma nagany... nomen omen...) -  jesteśmy równi wobec prawa, zatem też wobec obowiązków. Rozwieję wątpliwości i asekuracyjnie napiszę, że osoby w słusznym wieku czy gorszym stanie zdrowia nie są pędzone w miot, naturalnie ;)

Po trzecie, w najbardziej mroźne dni jest to dla mnie - zmarzlucha - doskonała opcja do rozgrzania się! Po dwóch pędzeniach, gdy górski wiatr przewiał już każdą z moich kości, "spacer" wśród pagórków i dolinek rozgrzewa lepiej, niż łącka śliwowica.

Po czwarte, od kiedy nie mieszkam już w moim łowisku, zwyczajnie za nim tęsknię. Stojąc na linii widzę wycinek krajobrazu, który tam bardzo kocham. Idąc, mogę go chłonąć kilometrami, napawać się nim i zbierać zapas na dalsze dni, kiedy będę poza nim.

Czy Wam zdarza się jeszcze czasem chadzać w nagance? Za karę, w nagrodę, czy z własnej woli?

Komentarze

  1. Dzieki za ten artykuł. Zawsze twierdzę że naganka jest najważniejsza i należy się im szacunek, podziękowanie, pierwsze miejsce przy ognisku poczęstunku👍🤩

    OdpowiedzUsuń
  2. Chodziło, chodziło się kiedyś! Teraz mi nikt tego nie zaproponuje. Ani w nagrodę, ani za karę.
    Uchodzić się jest dość okazji na indywidualnych i po górach. ;-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz