Bezpańskie psy

Znowu wraca temat wiejskich, na wpół zdziczałych psów, kłusujących na potęgę. Wraca za sprawą pomysłu nowej ustawy, która zakazywałaby myśliwym strzelać do wałęsających się, okazujących oznaki zdziczenia psów, za to dając możliwość złapania takiego psa i odwiezienia do najbliższego schroniska. Dziękuję serdecznie, że nie nakłada oku odłowu przez myśliwego takiego psa! Pomysłodawcom proponuję ruszenie tyłka zza biurka, tudzież z ciepłej kanapy przed telewizorem, wybranie się na wieś, oraz próbę pojmania choćby i domowego burka. Ręcami gołemi oczywiście, bo przecież jako myśliwy nie posiadam na wyposażeniu specjalnej pętli na psa, a pewnie i takowy sprzęt zostanie zakazany, bo się piesek męczy przez te 30 sekund na pętli, między schwytaniem a wsadzeniem w klatkę. Aha, klatki też nie posiadam, czyli pewnie mam burka na rękach zanieść do samochodu, na wymoszczone odpowiednio posłanie, a potem odtransportować potulnie leżącego, bo przecież doskonale rozumiejącego moje dobre chęci pieseczka do schroniska. Za ewentualną kurację, gdyby mnie burek capnął po przyjacielsku w łapkę oczywiście mi nikt nie zwróci, nawet za okres kwarantanny, bo nikt mi nie nakazywał go łapać, mógł przecież dalej, wedle natury, hasać po polu i dusić małe zajączki.

Jaśnie oświeceni nie byli pewnie nigdy łaskawi zniżyć się do poziomu śmiertelnika zamieszkującego prowincję i zetknąć się z wiejskim kundlem wypuszczanym z domu, aby się pożywił. Nie widzieli pozagryzanych saren, jeleni, o drobnicy nie wspomnę, a przede wszystkim nie zdają sobie sprawy, że powrót psa do natury nie jest obecnie możliwy, bo jest to zwierzę udomowione baaaaardzo dawno temu, rozmnożone na potęgę, płodne, stadne, dokonujące nieprawdopodobnych zniszczeń wśród dzikich zwierząt. Nie jest to zwierzę, które ma swoje miejsce w ekosystemie, ma swoich naturalnych wrogów czy konkurentów. Wiejski burek będzie się wałęsał z innymi burkami, zagryzał co mu się spodoba (dwa lata temu takie dzikie kundle zagryzły w okolicach Rybitw krowę), nie bał się ludzi i dodatkowo był przez prawo chroniony bardziej niźli nawet wilk.

Gorsza sprawa – burki, które właścicieli posiadają, stałych, przyznających się do nich i awanturujących za każdym razem, kiedy ktoś powie, żeby sobie psa trzymali przy domu. Mandaty skutkują na krótko, schroniska i tak już są przepełnione, kar dla szanownych właścicieli innych nie przewidziano. Z mandatami problem jest też taki, że szanowny właściciel może się psa po trzykroć zaprzeć, a ilu funkcjonariuszy złapie burka (też nie jeżdżą ze sprzętem, a za ewentualne obsranie i zgryzienie tapicerki w radiowozie będą oni odpowiadali, nie burek), więc lepiej jest w stronę ganiających kundli nie spoglądać. Nie wspominam już nawet o kontroli szczepień, bo na to nigdy czasu i pieniędzy w miastach, gminach, nie ma. Poza tym, znów, można powiedzieć – nie mój pies i nie mój problem, bierzta se go.

Dlatego zwracam się z prośbą do piewców wolności psiej, aby lepiej zaczęli działać na rzecz przeciwdziałania przyczynom strzelania do wałęsających się, kłusujących psów, to znaczy aby działali na rzecz kontroli urodzeń zwierząt domowych, rejestrowania wszystkich psów i kotów, nie tylko rodowodowych, czipowania, trzymania w obejściu, tudzież na smyczy w czasie spaceru po wsi (od razu zaznaczam, że argument, że psa należy trzymać na smyczy, bo może go auto potrącić nic nie skutkuje, bo jeśli nie Misiek, to Kruczek i zawsze się jakiś zwierz domowy znajdzie). Gdyby ludzie odpowiedzialnie  podchodzili do sprawy posiadania psa czy kota, to nie byłoby dylematów, czy strzelać do psa zagryzającego sarnę, czy podziwiać selekcję naturalną w pełnej krasie i dramaturgii. Takich zdarzeń po prostu by nie było!

Darz Bór!

Komentarze