O psach i szeroko rozumianej etyce

Ponieważ w ostatnim czasie miałam kilkakrotnie do czynienia z problemem bezpańskich psów i kotów, w tym takich, których właściciel zmarł i przez to zostały bez opieki, chcę poruszyć temat procedur postępowania z takimi przypadkami.

Co robimy, kiedy po naszej okolicy od tygodnia wałęsa się jakiś zaniedbany psiak, warczący na nasze matki/żony/dzieci? W pierwszym odruchu dzwonimy na policję, lub do Urzędu Gminy/Miasta. Organem właściwym w takiej sytuacji jest właśnie Urząd Gminy/Miasta. Problem w tym, że w przypadkach małych miast czy gmin, które nie mają podpisanych umów ze schroniskami, bezradnie rozłożą ręce i zaproponują, żeby sobie zwierzaczki wziąć… Nie mogą? A załóżmy się! W ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach figuruje jedynie zapis, że gmina ma chronić mieszkańców przed bezdomnymi zwierzętami. Równie dobrze może to oznaczać odganianie kijaszkiem i wołanie : a sio!

W Małopolsce naliczyłam aż pięć schronisk dla bezdomnych zwierząt. Biorąc pod uwagę obszar, liczbę mieszkańców województwa, ta ilość jest zastraszająco niska i w zasadzie nie ma się co dziwić, że gminy rozkładają ręce – mieszkańcy gmin zżarli by wójta, który na bezpańskie kundle wydałby choć złotówkę, bo „przeca mozna takigo motyko zaciukać”. Lepszy nowy chodnik, niźli schronisko. Psa ktoś do istniejących już schronisk musiałby dowieźć, a ponadto ponieść koszty jego pobytu tam. Lepiej więc a sio, sio, kijaszkiem przepędzić do sąsiedniej gminy…

Czy istnieje na to jakiś środek zaradczy? Owszem, mianowicie nowelizacja ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, która nareszcie jasno i wyraźnie tworzyłaby procedurę postępowania. Dzwoni Pan X, że po podwórku błąka się drugi dzień jakiś bezpański psiak, pracownik z weterynarzem jadą na miejsce, psa odławiają i wiozą do schroniska. Gdzie, to też powinno zostać wreszcie ustalone. Absolutny obowiązek podpisywania umów ze schroniskami, jedno schronisko na 5 gmin, albo punkt opieki w każdej gminie, albo cokolwiek innego – byle tylko czarno na białym!

Druga rzecz, którą co chwilę poruszam, to powszechny obowiązek czipowania psów.  Co da nam czipowanie? Kontrolę nad właścicielami. Do UG dzwoni Pan X, z tą samą co powyżej sytuacją. Pracownik z weterynarzem przyjeżdżają i stwierdzają, że:
a) pies jest własnością Pana Y, który wywalił go we wsi z samochodu, bo mu się znudził
b) pies nie ma czipa i nie wiadomo czyj jest.

W sytuacji „a” zawiadamia się Pana Y, gdzie się pies znajduje i dodatkowo obciąża grzywną za niedopilnowanie zwierza. W sytuacji „b” zakłada się psu czipa i odwozi do schroniska (tudzież postępuje wedle innych, ale do jasnej ciasnej czytelnych i klarownych przepisów!). Kolejny właściciel będzie już przypisany do psa i wszystko będzie prostsze! Zdaję sobie sprawę, że na wsiach i tak wiele osób nie będzie czipować psów, ale problem będzie się sam rozwiązywał w momencie przejęcia psa przez wyznaczonych do tego pracowników.

Dlaczego w ogóle poruszam po raz kolejny temat zwierząt pozostawionych bez opieki? Bo to wielki problem dla łowiectwa w Polsce. Po pierwsze, zmniejszanie się populacji zwierzyny drobnej i płowej, zarzynanej przez wiejskie burki bez umiaru i pod niemalże egidą „ekologów”. Po drugie, czarny PR, gdy się takiego psa odstrzeli, nawet w trakcie zagryzania sarny. Szanowny właściciel nie ponosi odpowiedzialności, bo albo nie wiadomo kto nim jest, albo wsiada na myśliwego, że przecież Karuś się tak z sarenką bawił, a poza tym musi się wybiegać. W nas, myśliwych też ciągle brak odwagi, by stanąć przed kamerą i sytuację prosto w szkło wyjaśnić, za to Pan Q (nie żeby to był jakiś skrót!) będzie tak labiedził, że okażemy się zbrodniarzami wobec ludzkości.

W tym miejscu chcę przejść do kolejnego problemu, jakim jest etyka myśliwego. Musimy nareszcie przestać chować głowę w piasek, nie unikać konfrontacji, trzeba nam nauczyć się twardo obstawać przy swoim, głośno mówić, co myślimy. W innym przypadku „ekolodzy” będą nadal sądzić, że sami nie jesteśmy do końca przekonani o naszej racji i jeździć po nas do upadłego. Gdy znajdziemy zagryzioną przez psy sarnę, róbmy zdjęcia i wysyłajmy do lokalnych gazet, wrzucajmy na fora! Nie do Łowca, nie na lowiecki.pl, do „Dziennika…”, „Aktualności…” i innych, ogólnodostępnych. Do Pani Posłanki Muchy, która chce wymóc na nas odłów biednych, niewinnych piesków – niech zobaczy sama, co te pieski potrafią zrobić z innymi, równie przecież niewinnymi zwierzętami. Może gdy ludzie na własne oczy ujrzą ogrom zniszczeń, przestaną ślepo wierzyć w bełkot o przywróceniu psa do natury, czy zaprzestaniu ingerencji w populację zwierząt.
Pokazujmy się, bądźmy obecni w społecznościach lokalnych, skoro OSP czy KGW mogą prezentować się na gminnych imprezach, dlaczego nie robią tego KŁ? Czemu boimy się pokazać twarze w telewizji? Jeśli nas wytną, żądajmy autoryzacji, piszmy skargi, gdy z naszych wypowiedzi zostawią tylko zająknięcie czy pierdnięcie. Róbmy szum, zarówno prezentując się, jak i broniąc swego stanowiska w rozmaitych przypadkach. Skoro Pani Krupa mogła pokazać pisię zasłoniętą krucyfiksem dla celów ekoterrorystów z PETA, to my dla celów łowiectwa i jego promocji … pokażmy, że nie musimy tego robić, bo nasze stanowisko jest tak umotywowane, że wystarczą nasze szczere twarze. Wystarczy siła argumentów, kulturalnych i cywilizowanych, ale mocnych i głośno, wyraźnie przedstawionych. Skończmy z mruczeniem pod nosem, zacznijmy mówić okrągłymi zdaniami. Cóż, może i mam chaotyczny sposób wypowiedzi, może poruszam sto wątków w jednym, ale robię co mogę, by odbiorca zrozumiał, o co mi chodzi. A chodzi mi o dobro łowiectwa w każdym jego aspekcie, o jego promocję wśród niezwiązanych z nim ludzi.
Ja nie jestem osobą anonimową, w pierwszym poście przedstawiłam się, napisałam, do którego Koła należę, gdzie poluję. Wrzuciłam swoje zdjęcia, na których widać nie tylko moje plecy, strzelbę, psa, ale i moją przaśną gębę. Zrobiłam to dlatego, że nigdy nie wstydziłam się tego, kim jestem i jakie wartości reprezentuję. Jestem myśliwym, jestem z tego dumna!

Darz Bór!

Komentarze