Bardzo się cieszę, że swoim wpisem zainteresowałam aż tyle osób! Każdy Wasz komentarz był bardzo cenny.
Najlepszym potwierdzeniem prawdziwości
mojego ciutkę tylko przerysowanego obrazu ciąży czy macierzyństwa są
wpisy innych dziewczyn, przytakujące, że faktycznie tak jest. Pewnie
jeszcze kilka lat temu sama bym napisała, że ktoś zmyśla, przesadza,
kieruje się jakimiś zaściankowymi stereotypami, ale wyjaśniam jedno –
dwa lata temu wyprowadziłam się z Krakowa do bardzo niewielkiej wioski,
położonej w bardzo niewielkiej wiejskiej gminie. Różnice w postrzeganiu
wielu rzeczy są olbrzymie, a że wiele koleżanek ostatnimi czasy zostaje
matkami, bardzo rzuca mi się w oczy właśnie temat macierzyństwa.
Przeboleć nie mogę tego, jak młode, zaradne dziewuchy likwidują swoje
firmy z chwilą przyjścia dziecka na świat, zamykają działalność
gospodarczą na amen w zamian za 68 złotych zasiłku rodzinnego
miesięcznie, pomimo tego, że w domach mają niepracujące siostry,
szwagierki i matki, które mogłyby im pomóc. Tak po prostu kobiecie nie
wypada – jak ma dziecko do lat 7 (wiek szkolny) to dobra matka powinna
siedzieć w domu, o! Nie jest to, broń Boże, mój osobisty pogląd, czy też
wymysł – widzę i opisuję, bo pojąć nie mogę!
Nie chcę potępiać wsi czy miasta, bo sama bym się już na stałe do Krakowa nie wróciła za nic w świecie (dla mnie in plus wypada wieś! absolutnie!), ale po prostu mam prawo dziwić się lub krytykować niektóre przyjęte prawidła charakterystyczne dla miejsca, w którym się obecnie toczy moje życie. Tutaj także mam koleżanki, które mimo macierzyństwa poszły do pracy, z sukcesami kontynuowały naukę, rozwijają się i spełniają w przeróżnych rolach społecznych – nie zamknęły się w kuchni i pralni, kochają swoje dzieci, ale w tych dzieciach nie utopiły swoich osobowości. Dla nich mam podziw i szacunek! Dla tych zaś, które odcinają się od „poprzednich wersji siebie”, zatrważająco uwsteczniają, rezygnują ze swojego życia na rzecz dziecka (NIE RODZINY! bo zazwyczaj mężowie też idą w pełną odstawkę, niczym truteń po spełnionym obowiązku), mam jedynie zdziwienie. Nie niezrozumienie, nie potępienie, nie neguję ich postawy. Taka postawa mnie dziwi i zaskakuje. Dodatkowo podkreślę, że w zamkniętych, wiejskich środowiskach na prawdę ciężko pójść pod prąd w wizji macierzyństwa nie będąc okrzykniętą złą matką – szlaki są bardzo mocno wytarte i zboczenie z nich jest traktowane z wielkim społecznym przejęciem.
Nadmieniam jeszcze, że nie chodzi mi o kobiety, które musiały zrezygnować z pracy, bo najzwyczajniej w świecie nie mogły pozwolić sobie na luksus babci czy niani, która minimum 8 godzin dziennie przypilnuje malca. Bardzo mi przykro, gdy widzę taką sytuację. Nie chodzi mi o matki, które nie pracują, ale nadal same dla siebie potrafią się rozwijać, uczyć, udzielać społecznie, robić coś poza kręceniem się wokół dziecka. Chodzi mi stricte o te, dla których ciąża i poród to zamknięcie rozdziału pod tytułem „JA”.
Parę głosów zarzuciło mi, że jestem zbyt
przewrażliwiona na swoim punkcie. Ja natomiast uważam, że jeśli sami się
sobą nie zajmiemy, nie zatroszczymy o swój rozwój, przyszłość, to
bardzo marnie może się to dla nas skończyć. W pracy nagminnie spotykam
się z takimi osobami – poświęciły wszystko dla potomnych, by starość
spędzić w nędzy i samotności, która boli dużo bardziej niż ta nędza.
Obawiam się też, że osoby krytykujące dbałość kobiety o siebie samą są
główną przyczyną mojego postu i takich a nie innych społecznych
stereotypów matki.
Dziękuję wszystkim za wypowiedzi, mam
nadzieję, że będziecie mnie jeszcze odwiedzać i czytać nie tylko posty
na społeczne tematy, ale zapoznacie się także z częścią dotyczącą
łowiectwa – ZAPRASZAM!
Darz Bór!
Komentarze
Prześlij komentarz