Po cóż nam zwyczaje?

Od paru dobrych lat popularny staje się trend negowania wszelkich tradycji, zwyczajów, obrzędów, czy trącących już myszką rytuałów. Boże Narodzenie sprowadzane jest najczęściej do pokarmów i prezentów, Wielkanoc do jajka i baranka, mało kto pamięta o takich świętach i związanych z nimi zwyczajach jak święto Piotra i Pawła, Matki Boskiej Zielnej, świętej Agaty. Większość mieszkańców miast nie słyszało nawet o święceniu jabłek, wianków czy huby (sporo pewnie nie wie nawet co to huba), zaś młodzież ze wsi uważa te tradycje za….obciach i wiochę.

Do czasu ten trend tyczył się głównie obrzędów związanych bezpośrednio z religią, wyznaniem, kultem świętych, niestety powoli przenosi się także na tradycje powiązane z zawodami (dla młodych rolników dożynki to piwo i kiełbasa przy muzyce kapeli disco-polo, a górnikom Barbórka też się coraz częściej z obiadem i gorzałką kojarzy) czy inną aktywnością, do której zalicza się łowiectwo. Gdzie się podziały uroczyste zbiórki, gdzie głos trąb, gdzie pokot przy świetle ognia, z hołdami oddanymi zwierzynie? Gdzie chrzty młodych myśliwych? Gdzie zwyczajowe razy kordelasem na rzyć, gdy fryc pokićkał coś w gwarze? Gdzie się podziały słodkie zabobony, jak „kolanko”, odczynianie broni, wstawanie prawą nogą? Odchodzą do lamusa, pokonane przez rozpędzonych mięsiarzy, którym szkoda czasu na ostatni kęs, bo z komórką przy uchu pędzą za kolejną sztuką – bez zastanowienia, refleksji, czci. Czy tylko oni ponoszą winę za swoje zachowanie? Moim zdaniem nie.

Ogromna wina leży po stronie starych Nemrodów, którzy ucząc młodych Kolegów sztuki łowieckiej pokpiwają sobie wpajanie kultury i tradycji. Wychodzi się z założenia, że kultura to taki egzotyczny kwiatuszek, na który każdy może sobie pozwolić później, jak już posiądzie wszelką mądrość bardziej utylitarną, a jeśli się nią nie zajmie, to w zasadzie też nic wielkiego się nie dzieje. Z tego powodu mamy polowania coraz bardziej przypominające niedzielny wypad do supermarketu, Kolegów uciekających bez głupiego „cześć”, smętne zbiórki i rozstania po polowaniu. Coraz mniej imprez kulturalnych, które integrują przecież środowisko, dają możliwość wymiany doświadczeń, wzbogacenia światopoglądu, oderwania się od ponurej rzeczywistości. Poczty sztandarowe deptające sobie po piętach, zderzające się na pogrzebach, sygnalistów dmących w rogi bez ładu i składu, coraz skromniejsze uroczystości hubertowskie, czasem ograniczające się tylko do wyżerki w rytmie „majteczek w kropeczki”, na których główną atrakcją jest wójt i żona łowczego. Żal i rozpacz…

Nie mam się absolutnie za alfę i omegę, wręcz za wielkiego laika wchodzącego w świat kultury łowieckiej, jednak zależy mi na zgłębieniu jej, współtworzeniu i krzewieniu. Uważam, że bez wielowiekowych tradycji nie bylibyśmy tymi, kim jesteśmy. Kultura, sztuka, tradycja jest tym, co odróżnia nas od zwierząt, daje świadectwo wyznawanych przez nas wartości. Kiedy odrzuca się wszelkie wartości, pozostawiając spośród nich jedynie zdobycz, niczym się nie różni od pospolitego ryżego lisa.

Ileż dodatkowego smaczku przydaje cały rytuał polowania – od zbiórki, przez kolejne mioty, otrąbiane, po pokot z należytym hołdem dla zwierzyny i radosnym biesiadowaniem w gronie Kolegów? Czyż nie czujemy się wyjątkowo rozmawiając własnym, niezrozumiałym dla niewtajemniczonych językiem? A zabobony – czymże bez nich byłyby puste troki, jeśli nie porażką? Dzięki babom w okularach, złośliwym, życzącym powodzenia sąsiadom, damskiej garderobie w pobliżu broni – mamy już wytłumaczenie!

Popatrzmy, czym bez całej tradycyjnej otoczki stały się święta – Boże Narodzenie i Wielkanoc bez wcześniejszych wielodniowych postów straciły absolutnie smak, bo uszka z barszczem możemy jeść codziennie, mazurek też już na nikim nie robi wrażenia, nie mówiąc o jabłkach i orzechach na choince. Większość z nas już nie lubi świąt, bo „robi się szopkę wokół dwóch dni, takich, jak każde inne”. Jak ktoś jeszcze do kościoła nie uczęszcza, to rzeczywiście, święta są całkowicie bez sensu. Straciliśmy przez to bardzo wiele. Teraz naszym zadaniem jako myśliwych jest nie pozwolić na spłycenie polowań i zarzucenie tradycji łowieckich w kąt. Świetnym kompendium wiedzy na temat tradycji łowieckich jest niewielka książeczka Marka Krzemienia pod tytułem „Tradycje i zwyczaje łowieckie”, do przeczytania której serdecznie zachęcam.

Nie pozwólmy pokonać się głupim trendom sprowadzającym wszystko do prostego (a wręcz prymitywnego) aktu, pozbawiającym nas nutki romantyzmu, tajemniczości i wyjątkowości. Chwytajmy te ulotne skrawki magii, którą odnaleźć można wszędzie, na wyciągnięcie ręki, pod warunkiem jednak, że odprawi się odpowiednie rytuały. Udowodnijmy, że poza okiem i szkiełkiem są jeszcze inne, dużo wspanialsze rzeczy.

Darz Bór!

Komentarze