Dziś będzie całkowicie nie-myśliwsko, ale
w świetle ostatnich wydarzeń nie potrafię zachować milczenia. W ciągu
ostatniego miesiąca każdego dnia jesteśmy bombardowani wiadomościami o
pijanych, nieodpowiedzialnych, głupich i bezmyślnych matkach, które
narażają swoje dzieci na realne zagrożenie ich życia i zdrowia, a nawet
te dzieci życia pozbawiają. Skala zjawiska zaczyna sięgać granic
absurdu, bowiem w naszym kraju od wieków ta Matka Polka była symbolem,
stawiana za wzór, umieszczana na pomnikach, opisywana w najpiękniejszych
hymnach z czcią i boskim wręcz szacunkiem. Co takiego się stało, że
nagle nastąpił szalony wysyp potworów, które nie są godne nosić miana
kobiety i matki? Gdzie szukać winy i przyczyny takich nieludzkich
zachowań?
Zacznijmy może od tego, jak od paru
dobrych lat wychowuje się dzieci. Dzieci stały się dobrem najwyższym,
największą wartością, jaka istnieje, złotym jajem otaczanym troską i
opieką. Nie mają żadnych obowiązków, a jedynie przywileje i prawa, w
zasadzie jeśli dziecko nie chodzi do szkoły, to winien jest wyłącznie
rodzic i to rodzica się strofuje, ogranicza, nakazuje mu, podczas gdy z
dzieckiem nikt nie pracuje nad motywacją do nauki. Kiedy dziecko popełni
przestępstwo, konsekwencje ponoszą rodzice. Kiedy coś zepsuje,
zniszczy, rodzice płacą za jego wybryki. Imprezujących nastolatków nikt
nie tyka, dopóki nie zaczną poważnie rozrabiać – jest społeczne
przyzwolenie na pijaństwo młodych, palenie przez nich papierosów,
miękkie narkotyki. Dopóki oczywiście dzieje się to w czterech ścianach i
nie rodzi odpowiedzialności karnej. I wiecie co się nagle dzieje? Nagle
to „dziecko” przekracza magiczną granicę osiemnastu lat. Zazwyczaj nic
się wtedy nie zmienia, poza odpowiedzialnością dziecka za swoje wybryki.
Matki nadal gotują, piorą, prasują, sprzątają, dziecko ma jeszcze czas i
musi się wyszumieć. Gorzej, kiedy dziecko (czasem w wieku już bliższym
30-tce niż 20-tce) przynosi do domu własne dziecko. Nagle doznaje szoku,
bo musi wstać w nocy nie żeby uciec przez okno na imprezę, ale nakarmić
bachora. Musi wyprać mu ubranka. Musi zmienić śmierdzącą pieluchę – a
feeeee. Pojawia się depresja, frustracja (bo znowu beczy, a ja przecież
nie wiem czemu – nikt mi nie powiedział, że tak to wygląda!), pojawia
się wreszcie agresja wobec rozwrzeszczanego dzieciaka, potem całkowita
obojętność wobec niego. Pojawia się poprawianie sobie nastroju czymś
wyskokowym – bo cóż innego robić, jak się całe dnie spędza z obsranym
dzieciakiem i nawet nie ma do kogo gęby otworzyć? Nagle okazuje się, że
życie nie jest radosną komedią, a gwiazda liceum już dawno nie jest
gwiazdą, tylko zwykłą kobietą z dzieckiem (czy to zamężną, czy to
samotną) i trzeba zakasać rękawy i wziąć się do życia. Tego polskie
„dzieci” nie potrafią.
Dlaczego te matki postępują tak
bezmyślnie? Tak głupio, nieodpowiedzialnie, wręcz podle? Bo nikt im
nigdy nie powiedział, że istnieje na świecie odpowiedzialność i
obowiązki, nikt ich nie przygotował, że będą musiały wywiązywać się z
innych ról, niż rola roszczeniowego dziecka, za które dobrzy rodzice
wszystko zrobią. Nikt ich nie nauczył gotować, sprzątać, opiekować się
kimś słabszym. Cały świat należał do nich, dopóki nie dorośli. Ale wtedy
jest zbyt późno, aby zmienić swoje zakorzenione od wielu lat
nastawienia i przekonania względem własnej osoby i sytuacji.
To nie jest z mojej strony próba
usprawiedliwiania tych tfu-”matek”, ale próba ukazania przyczyn
tragicznego zjawiska bezmyślności. Rodzice zrobili wielką krzywdę
wypuszczając na świat niewychowanych dorosłych, bez samokrytyki, bez
podstawowych umiejętności życia w rodzinie. Szkoła i Kościół natomiast
przepychają się, czy w przygotowaniu do życia w rodzinie ważniejsza jest
prezerwatywa czy kalendarzy – żałosne i tragiczne! Skoro rodziny są
niewydolne wychowawczo i nie potrafią przekazać młodszym pokoleniom
wiedzy na temat prowadzenia gospodarstwa domowego, to niechże wróci to
przeklęte ZPT z robieniem kanapek, sałatek, ciastek i szyciem rękawic!
Przynajmniej tyle te dzieciaki wyniosły ze szkoły! Dziś wynoszą tylko
przekonanie, że na tym łez padole wszystko im się należy, bo są
wartością samą w sobie. No błagam…
Żeby nie było tak całkiem bez akcentu
łowieckiego, to na ostatnich zawodach strzeleckich w Fiuku złapałam się
za głowę – na przelotach, jak to na przelotach, rzutek sypał się dookoła
gęsto. Chowaliśmy się pod drzewami, w kapeluszach, co i tak nie
chroniło w pełni przed dostaniem w łeb odłamkiem. I nagle widzę, jest,
oto on, Tatuś Polak z Matką Polką i babcią do kompletu, kroczą dumnie w
tę i we w tę, a Tatuś dumnie dzierży dziecinkę, lat najwyżej 2. Na
barana. W cieniutkiej chusteczce na głowie. Zacny Tatuś, sam by w łeb
nie dostał odłamkiem czy nawet całym rzutkiem, gdyż się zabezpieczył
dzieckiem – oczywiście liczę, że ironizuję, nie podejrzewam tych ludzi o
tak dalece idące wyrachowanie, a o zwykłą głupotę. Odłamki padały tu i
ówdzie, a dziecko sterczało na baranie. Ekhm. Nie mogłam milczeć,
zwróciłam im uwagę. Cóż, zabrali się i poszli, Bogu niech będą dzięki,
że obyło się bez tragedii. Ale jak to możliwe, że trzy dorosłe osoby,
które mają dzieci, mogą je tak bezmyślnie narażać na niebezpieczeństwo?!
Bezstresowe wychowanie – tych starszych oczywiście. Pod koniec zawodów
prowadzący obwieścił smutną wiadomość – panu, który zaparkował przy
przelotach spadający rzutek rozbił szybę. A ja sobie pomyślałam, że
dobrze, że tak się ten dzień zakończył, a nie gorzej.
Komentarze
Prześlij komentarz