Baby, ach, te baby!

Stereotypowy myśliwy to mężczyzna w średnim wieku, zazwyczaj dość majętny, wyznający tradycyjne wartości i w związku z tym żonaty. Jako że to właśnie panowie bardzo sobie łowiectwo zawłaszczyli, powstało na przestrzeni wieków wiele przesądów związanych z wpływem kobiet na powodzenie w łowach.
Wybierając się na polowanie, powinniśmy przygotować się do niego wcześniej, już dnia poprzedniego. Nie dotyczy to jedynie spakowania torby, by niczego nie zapomnieć, ale także… obowiązkowego powstrzymania się od cielesnych uciech z małżonką, w noc poprzedzającą wielkie łowy. W przeciwnym razie możemy pożegnać się ze zdobyczą!
Przesąd ten jest stary jak ludzkość – wywodzi się bowiem z prehistorii, kiedy to pierwszy myśliwy, wybierający się na grubego zwierza, potrzebował do tego wszystkich swych sił witalnych i najwyższej możliwej sprawności. Polowanie nie było rozrywką, ale walką sił ludzkich i zwierzęcych, walką na śmierć i życie. Od tego, jak spędzono noc, zależało niekiedy nie tylko wyżywienie współplemieńców, ale i życie myśliwych; nocne figle z niewiastą znacząco wpływały na poziom testosteronu, a więc i woli walki, siły i determinacji myśliwego. Dlatego też wskazane było, aby czas poprzedzający wielkie łowy spędzony był we wstrzemięźliwości, a męskie hormony osiągnęły swój szczytowy poziom.
Ten sam rodowód ma ukochane przez naszych Kolegów „kolanko”, czyli zwyczaj łapania kobiecego kolanka przed wyprawą na polowanie. Nasi praojcowie nie spędzali nocy przed polowaniem z naszymi pramatkami, ale tuż przed wyruszeniem na łowy uważnie oglądali ich wdzięki, by wzburzyć w sobie krew i gotowość do walki, a na myśli mieć nagrodę, jaka czeka po powrocie z łupem.
Oczywiście dziś wiemy, że widok roznegliżowanego damskiego ciała podnosił w mężczyznach poziom testosteronu, tak niezbędnego w łowach przypominających wtedy bardziej walkę. Wraz z ewolucją broni i coraz mniejszym zagrożeniem życia i zdrowia myśliwego ze strony zwierzyny, zasady wstrzemięźliwości i pobudzania męskich pierwiastków traciły swe logiczne uzasadnienie. Ale powtarzane od wieków głęboko wryły się w tradycję łowiecką, będącą często jak szósty zmysł.
Panie jednak z czasem zaczęły być coraz skromniejsze (a może to tylko kokieteria?). I tak z czasem przyjęły się zasady, iż kiedy myśliwy wybiera się na polowanie, to w zależności od „grubości” zwierza, na którego idzie, łapie niewiastę za odpowiednią część „nogi”. Na polowanie na przepiórki wystarczył mały palec u stopy, na zająca już cała stopa. Dla pozyskania drapieżnika chwytało się damskie kolanko, a idąc w myśl zasady „im grubszy zwierz, tym wyżej bierz” na jelenia, dawniej łosia, a jeszcze dawniej żubra czy tura, chwytało się coraz wyżej, powyżej kolanka.
Ortodoksyjni Koledzy powtarzają jak mantrę, że kolanko trzeba chwytać „cudzej” niewiasty, bo „swoja” nie gwarantuje powodzenia. A my, drogie Panie? Może i my, idąc z duchem czasu, a hołdując tradycjom, w których wyrosłyśmy, obmyślimy jakiś oficjalny zwyczaj do „kolanka” analogiczny, który będziemy stosować dla zapewnienia sobie szczęścia?
Na damskim kolanku nie kończą się przesądy związane bezpośrednio z kobietami. Wcześniej już wspominałam, iż pecha przynosi spotkanie w drodze na łowy starej kobiety. Całkiem odwrotny skutek ma zaś napotkanie młodej, ba! jeszcze w dodatku urodziwej dziewoi! Szczytem splotu dobrze wróżących zjawisk będzie, gdy dziewoja ta będzie niosła pełne naczynie i da myśliwcowi złapać się za kolano! Anegdotka głosi, że gdy prezydent Mościcki, zapalony myśliwy, a przy tym urodzony pechowiec, wybierał się na łowy, przy drodze jego przejazdu celowo „ustawiano” piękne panny w strojach ludowych, niosące na szczęście pełne wiadra.
Nie tylko sama kobieta ma wpływ na łowy – także jej bielizna może zaważyć na losach polowania. Wystarczy bowiem rzucić damski fatałaszek na strzelbę, aby odebrać jej całą celność. Odczyniać później zauroczoną broń nie zawsze jest łatwo, o czym… przekonamy się już za tydzień!
Darz Bór!

Komentarze