Na broń urok!

Broni, konia i żony się nie pożycza – tak mówi stare, myśliwskie przysłowie. Ja w nie nie wierzę w kwestii broni, gdyż z pożyczonej od Taty zabytkowej już dubeltówki udało mi się odwołać z tego świata rudzielca. A strzelając z niej, miałam wrażenie, że to nie ja ją, ale ona mnie prowadzi i mierzy celu. Jednakże lekkomyślne pożyczanie broni może skończyć się dla jej właściciela bardzo źle, bowiem niewiele trzeba, by broń zauroczyć! Oto jakie zagrożenia czyhają na celność, a także jak odczarować „przeklętą” flintę.
Na początek powtórka z poprzedniego tygodnia – pamiętajcie, drodzy Koledzy, że gdy sięgacie kobiecego kolanka, lepiej broń trzymać z daleka. Kiedy bowiem dotknie ona damskiego odzienia, a zwłaszcza bielizny, bankowo straci swą celność! Podobnie działa postawienie flinty w kącie izby, albo w pobliżu miotły. Najgorzej zaś wróży broni, kiedy zostanie przestąpiona przez ciężarną, gdyż już nigdy nic z niej nie zostanie zabite.
Moja strzelba bez przerwy styka się z damskimi ciuchami (chyba, że po prostu nie odróżnia, w końcu ma już prawie 70 lat, a wtedy standardy ubierania się kobiet były nieco inne), mam więc delikatne podejrzenie, że to nie wina zauroczonej strzelby, ale rozmarzonego na tematy damskiego dessous strzelca…
Zdarzają się złośliwi „koledzy”, którzy celowo rzucają urok na broń innych. Metod jest bardzo wiele – na przykład szmatki do czyszczenia wystarczy włożyć na noc w opuszczoną dziuplę w drzewie, aby potem użyte wyczyściły lufy z celności. Inni podpowiadają, że to potarcie lufy psim łajnem albo włosami nieboszczyka powoduje, iż będzie się z niej chybiać. Także wosk z gromnicy odbiera celność, a z rzeczy jeszcze bardziej niezwykłych – cuchnący oddech po spożyciu starego sera, wdmuchnięty w lufy. Hmmm, zastanawiam się, o ile te cymesy (poza woskiem może) odbierają celność, a o ile chęć do używania potraktowanej nimi strzelby w ogóle! Szczytem złośliwości, zwłaszcza wobec polującej niewiasty, jest poproszenie wprost o „pożyczenie strzelby na sroki”. Ktoś wie, jak się ustrzec pecha wynikającego z tego zapytania? Poproszę o odpowiedź w komentarzu, a jak nikt nie będzie wiedział, to podpowiem – w następnej odsłonie!
Aby strzelbę odczarować, należy się nieraz bardzo poważnie natrudzić. U nas w regionie (ścisły styk bocheńszczyzny i limanowszczyzny) obowiązują dwie podstawowe metody: zgodnie z pierwszą, w noc pełni księżyca należy udać się na rozstajne drogi. Tam wykopać dołek, do którego wkłada się strzelbę i zasypuje na pacierz, aby ziemia w tym czasie wyciągnęła z niej urok. Drugim, dość kontrowersyjnym (a dla mnie jednak znacznie trudniej wykonalnym niż pierwszy) sposobem jest przesikanie luf. Tak, tak, to znaczy dokładnie to, co napisałam! Podobno działa na wszystkie możliwe uroki, a dla Panów jest łatwiejsza do wykonania niż nawet zwykłe czyszczenie broni. Czego się nie robi dla swej pasji…
Inne metody to na przykład nabijanie fuzji padalcem i wystrzeliwanie go, ale dziś dość kłopotliwe do zrobienia. Lepiej już okadzić lufy dymem z brzozowej huby, koniecznie w pierwszą niedzielę po nowiu księżyca, albo natrzeć specjalną mieszaniną kwasu siarkowego i gumy, kiedy Słońce będzie w znaku Lwa.
Jest jednak też coś, co możemy zrobić, by uzyskać pewną ochronę przed wszelkimi czarami i urokami – trzeba na kolbie wyryć trzy krzyże, lub inicjały J.Ch. – Jezus Chrystus. Jak pisał bowiem Benedykt Chmielowski, „Nie godzi się żadnych zabobonów do myślistwa zażywać jako to fuzją zamówić, zamówioną wodą w krzcielnicy przepuszczać na pewnych miejscach, jako to pod figurą, szrut, kule lać, bo się do tego czart implikuje”. Pisał, jak widać, nieskutecznie, bo uroki i ich odczyniania są żywe do dziś i mają się świetnie!
Darz Bór!

Komentarze