Chyba każdy z nas albo w dzieciństwie
bawił się pluszowym misiem, albo dzieciom dawał właśnie taką zabawkę w
prezencie – komuż dziś negatywnie kojarzy się pocieszny niedźwiadek?
Ociężałe, zabawne stworzenie, potrafiące jak człowiek przyjmować
wyprostowaną pozycję i posługiwać się sprawnie łapami, aby coś
przytrzymać, czy czegoś dosięgnąć. „Łowi” ryby, zbiera miód, leśne i nie
tylko leśne owoce, można by go nazwać „moim bratem niedźwiedziem”.
Pocieszność tego niebezpiecznego
drapieżcy liczy sobie niewiele ponad wiek, a przeniesienie go jako ikony
zabawkarstwa zawdzięczamy pewnej Niemce, żyjącej i szyjącej na
przełomie XIX i XX wieku. Sparaliżowana Margarete Steiff czas umilała
sobie szyciem pluszowych misiów, które jej przedsiębiorczy krewny
propagował na targach niemieckich miast. Pomysł chwycił do tego stopnia,
że do dziś w zabawkowej branży najliczniejszą populację stanowi
niedźwiadek.
Nasi przodkowie mieli do tego wspaniałego stworzenia podejście
dwojakie, podobnie jak do omawianego poprzednio wilka: z jednej strony
bali się go panicznie, z drugiej otaczali wielką czcią i szacunkiem. W
prastarych jaskiniach zajmowanych przez naszych prehistorycznych
przodków znaleziono nawet kości i czaszki niedźwiedzi, ułożone z
nabożnością, świadczące o rytualnym pochówki szczątków.
Nasz przodek widział w niedźwiedziu jakby
swojego pobratymcę, dwunożnego, inteligentnego, o niemal ludzkich
zachowaniach. Podziwiali jego siłę fizyczną, którą chcieli za wszelką
cenę posiąść – stąd obrzędy, w czasie których wojownicy przywdziewali
niedźwiedzie skóry, czapy ze skalpów, wieszali na szyjach wisiory z
pazurów, a nawet całych łap.
Wikińscy berserkowie swoją siłę czerpali
właśnie ze zwierzęcej potęgi niedźwiedzia i wilka, wierzono, że duchy
tych zwierząt opętują wojownika i jego słynny bitewny szał to nic
innego, jak działające za pomocą jego powłoki cielesnej zwierzę. Samo
słowo „berserk” znaczyło nie więcej, jak „niedźwiedzia skóra”. Istotne
jest, że strach przed tym zwierzęciem kazał człowiekowi szukać dla niego
innych nazw, by, podobnie jak wilka, nie wywołać go z lasu samym
wypowiedzeniem jego prawdziwego „imienia”. ” Niedźwiedź
” znaczyło w językach słowiańskich mniej więcej „ten, który wie, gdzie
jest miód”, a słowo dziś zdrobniałe „misio” było zniekształceniem
prawdziwego „imienia” tego wielkiego ssaka.
Niedźwiedź był śmiertelnie niebezpieczny
dla człowieka (do dziś zresztą jest) i nic dziwnego, że wzbudzał strach.
Ale z drugiej strony, w przeciwieństwie do innych drapieżników, Europa
zajadała się niedźwiedziem do stosunkowo niedawnych czasów! Jego mięso
stanowiło przysmak, szpik kostny miał dodawać nadludzkiej siły, łapy
zwinności i wytrzymałości, a sadło było panaceum na niezliczoną ilość
schorzeń, z łysieniem na, nomen omen, czele. Szynką z niedźwiedzia
raczył się niejaki Józef Wissarionowicz Dżugaszwili, który do historii
przeszedł (dzięki Bogu i ku uldze milionów) jako Stalin. Wierzono, że
zjedzenie mózgu niedźwiedzia sprowadzi szaleństwo, a nieokreśloną
chorobę mogą spowodować po spożyciu jego wątroba i śledziona. Bardzo
cenne było również futro z niedźwiedzia, swego czasu na Litwie
traktowane jako element stroju narodowego, a obowiązkowe na podłogach
magnackich dworów.
Indianie Ameryki Północnej traktowali
niedźwiedzia jako jedno ze zwierząt opiekuńczych, ale nie przeszkadzało
im to w pozyskiwaniu go i wyrabianiu z jego łap rytualnych butów i czap.
Bardzo ciekawy stosunek do niedźwiedzi miały ludy syberyjskie – traktowały go jako zwierzę tak bliskie ludziom, że jeśli myśliwy zabił niedźwiedzicę, wychowaniem jej nieporadnego jeszcze potomstwa zajmowała się rodzina tego myśliwego, nazywając je swoimi „synami” i „córkami”. Dochodziło nawet do tego, że kobiety karmiły własną piersią dzieci ludzkie i niedźwiedzie! Wśród tych plemion mięso niedźwiedzia stanowiło tabu równe ludzkiemu mięsu, a wierzono również, że zwierzęta te rozumieją ludzką mowę.
Bardzo ciekawy stosunek do niedźwiedzi miały ludy syberyjskie – traktowały go jako zwierzę tak bliskie ludziom, że jeśli myśliwy zabił niedźwiedzicę, wychowaniem jej nieporadnego jeszcze potomstwa zajmowała się rodzina tego myśliwego, nazywając je swoimi „synami” i „córkami”. Dochodziło nawet do tego, że kobiety karmiły własną piersią dzieci ludzkie i niedźwiedzie! Wśród tych plemion mięso niedźwiedzia stanowiło tabu równe ludzkiemu mięsu, a wierzono również, że zwierzęta te rozumieją ludzką mowę.
Dziś na Syberii najbardziej znanymi
niedźwiedziami są „szatuny”, czyli te, które spróbowały ludzkiego mięsa i
na bezdrożach polują na człowieka. Pięknie opisane te niezwykłe
stworzenia zostały w „Dziennikach kołymskich” Jacka Hugo-Badera –
czekające na łatwą zdobycz, jaką jest ślamazarny i prawie bezbronny
człowiek, lecz także ścigane przez nieustępliwych myśliwych, często
chcących pomścić kogoś ze swej wioski, rodziny. Zaś jedno z syberyjskich
powiedzeń głosi, że „niedźwiedź nie mówi, żeby nie płacić podatków” –
mimo żartobliwego tonu świadczy o dalszej wierze w bliskość ludzi i
niedźwiedzi.
W dawnych czasach kwitły także mity o
ludziach-półniedźwiedziach, zrodzonych ze związku kobiety z poczciwym
misiem. Osobnicy ci posiadali nie tylko nadludzką siłę i mądrość, ale
również płodność i niemal w każdym przypadku zakładali wielkie, silne
rodziny. Wybijali się ponad przeciętność, przez co jasne było, że nie
ludzka natura maczała w tym palce i nie tylko, ale jakiś pierwiastek
dziki i zwierzęcy, nadludzki, silniejszy od człowieka. Mity te
doprowadziły do większego strachu kobiet przed zostaniem zgwałconą przez
niedźwiedzia, niż przed zostaniem przez niego zjedzoną! Niedźwiedzie
były bowiem bardziej chutliwe, niż wygłodniałe, a ludzkie niewiasty
upodobały sobie szczególnie. Całkiem zabawny sposób na przegnanie misia
miały Jakutki, które kiedy dostrzegły futrzastego delikwenta, bankowo
pożądliwie się im przyglądającego, obnażały piersi i krzyczały
wniebogłosy, że są jego synowymi. Co się dziwić, że miś uciekał? Mimo
wszystko pewnie u niejednego mężczyzny strach przed rozwrzeszczaną,
półnagą babą w lesie byłby silniejszy niż chuć… Warto jeszcze nadmienić,
że w średniowieczu Kościół niezbyt przychylnie patrzył na spożywanie
mięsa niedźwiedziego, gdyż rzekomo miało wyzwalać w ludziach
charakterystyczną dla tego stworzenia lubieżność.
W Biblii niedźwiedź wraz z lwem
przedstawiany był jako śmiertelny wróg człowieka, symbol zagłady,
śmierci, potężnego zła. Na rzymskich arenach za sprawą tychże zwierząt
tracili życie pierwsi chrześcijańscy męczennicy. Jednocześnie w
symbolice chrześcijańskiej niedźwiedź pojawia się jako symbol
zmartwychwstania, Chrystusa, z racji jego wiosennego wyjścia z gawry.
Ponieważ niedźwiadki rodziły się w tychże gawrach, uważano, że rodzą się
bezkształtne, a matki lizaniem nadają im dopiero zbliżoną do człowieka
formę – przywoływane jest to czasem jako symbol dziewiczych narodzin.
Przez swą inteligencję i sprawność misie można spotkać często na
arenach cyrkowych. Któż z nas nie zna historii z długaśną już brodą, o
Niemcu-dewizowcu, co do Polski na niedźwiedzia przyjechał? Wyszedł
chłopina na ambonę, zasiadł jak basza i czekał – wtem wyszedł niedźwiedź
i kręcił się niemrawo po polance. Już Niemiec mierzy, gdy dróżką leśną
wyjeżdża rowerzysta. Niedźwiedź, gdy go zobaczył, zaczął biec ku niemu,
rowerzysta hyc z roweru i w nogi, zaś misio hop na rower i w długą.
Biedny Niemiec z wrażenia spadł z ambony, a okazało się, że nieuczciwe
koło zakupiło z rosyjskiego cyrku misia-emeryta, by mógł na nim Niemiec
egzekucji za marki dokonać.
Misie miały też swoje miejsce w armii, a
najsłynniejszy jest chyba Wojtek, który z polskimi żołnierzami walczył
na frontach II wojny światowej, a żywota dokonał na emigracji, w
szkockim ogrodzie zoologicznym. Podobno w czasie bitwy pod Monte Cassino
żwawo nosił skrzynie z amunicją, pociski artyleryjskie, a przez to
oficjalnym logo 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii stał się niedźwiedź z
pociskiem. Jak też nie uwierzyć w pokrewieństwo z człowiekiem, gdy
Wojtek nader chętnie zasiadał w szoferce samochodu, a ponad wszystko
ukochał napoje w butelkach, które opróżniał z iście polskim entuzjazmem?
Misia w przysłowiach spotykamy np. w „niedźwiedziej przysłudze”,
czyli takiej, która powoduje więcej szkód niż pożytku. Wiele osób lubi
„dzielić skórę na niedźwiedziu”, czyli rozdysponowywać zyski jeszcze
przed ich faktycznym zdobyciem. Bywali i tacy, którzy „szli na wilka,
trafiali na niedźwiedzia”, czyli sposobili się do przezwyciężenia
jakichś trudności, podczas gdy spotkały ich jeszcze większe.
Niedźwiedzie to bohaterowie wielu powieści, bajek, baśni: wszyscy znamy
Kubusia Puchatka, polskiego Uszatka, rosyjskiego niedźwiedzia, który się
z głupim Iwaniuszką bratał, trzy niedźwiadki goszczące w swej chatce
Złotowłosą, czy bardziej współczesne Troskliwe Misie.
Zwierz ten jest też jednym ze znaków
indiańskiego zodiaku, zaś Autorka niniejszego tekstu miała okazję
urodzić się właśnie w ostatni dzień patronatu tego znaku. Może dlatego
niedźwiedzie budzą we mnie tak ciepłe uczucia i choć doskonale zdaję
sobie sprawę z ich drapieżności i tego, że nie są nawet w części
słodkimi maskotkami, nie ma chyba zwierząt, które wzruszałyby mnie
bardziej niż włochate misie.
Komentarze
Prześlij komentarz