Anegdotka z życia Nowaków – uważaj, czego sobie życzysz

Będzie to krótka historyja, z łowiectwem mająca wspólnego tylko dwie rzeczy: mnie i Nowaka.
Był marcowy poranek. Jak na marzec wyjątkowo ciepły i słoneczny! Dajrot siedziała nad swoimi czarodziejskimi kartami i wróżyła z nich przyszłość swoją, Męża swego i ich piekielnego psa, któremu się wydaje, że burdel pod łóżkiem to Narnia, a ona to Aslan (a tak na prawdę oglądałam gołe baby na jednej talii Tarota, ale o tym ciii!). Na to wszystko nadszedł Nowak. Rzekł z miną marsową:
- Dajrot! Wiedźmo wszeteczna i faszystowska, zrobiłabyś chociaż raz dla mnie coś dobrego…
Dajrot spojrzała znacząco na miejsce magiczne poniżej Nowakowego pępka. Nowak przerwał. Zacisnął zęby i zastosował „wrrrrróć!”.
- Zrobiłabyś chociaż raz dla mnie coś pożytecznego!
- Sam se poskładaj pranie, szowinisto jeden! – z miłością i oddaniem odrzekła Dajrot, wróżąc z intrygująco wygiętej blondynki, że w tym roku lato będzie suche.
- Spójrz w swe karty, czarownico jedna, i podaj mi numery na jutrzejszego lotka! – nie dał się zbyć miłością Nowak.
Tu Dajrot przybrała minę zadumanego, wielce wtajemniczonego mędrca, który zjadł zęby, nawet te sztuczne, na jakże wąskiej dziedzinie kartomancji i ściszonym głosem, jakby co najmniej recepturę panierki KFC podawała, mruknęła uczenie:
- Matole, to tak nie działa.
Nowak nie zadowolił się uczonymi minami, mało tego, wyraził opinię, iż kojarzą się mu z kotem załatwiającym pewne sprawy na Saharze, i nudził dalej. Zirytowana Dajrot, której bezczelnie i upierdliwie przerwano medytacje i proroctwa, potasowała karty, porozkładała na stosy, pomieszała stosami jak Franek Dolas (pamiętacie to? czarne przegrywa-czerwone wygrywa?  oooo, co za czasy były…), poskładała te stosy do kupy, podrzuciła talią przekładając jednocześnie nad nią nogą lewą, strzeliła w nią łokciem i wyrzuciła sześć kart.
- Twoje szczęśliwe liczby to: [nie podam, takiego psika!]
- Ale na pewno wygram? – spytał rozemocjonowany Nowak.
- Na pewno! Wiedźmy wszetecznej i faszystowskiej słowo humoru! Tfu, honoru!
Nowak pognał z liczbami do najbliższego stanowiska Lotto. Wrócił z losem, chuchnął w niego triumfalnie i schował do książeczki do nabożeństwa (żartuję, nie wiem gdzie schował, bo i mało mnie to interesowało).
Minęła noc, minął dzień, minęła następna noc i… nawet nie jesteście w stanie wyobrazić sobie miny Nowaka, jak wrócił do domu z dwudziestoma czterema złotymi za trafioną trójkę. Wiedźma Dajrot przeżyła, karty też ocalały, ale było ostro :D
No cóż, on chciał wygrać – a ile? Nie doprecyzował. Uważajcie więc, czego sobie życzycie i od kogo, bo ziszczenie tych marzeń może przerosnąć Wasze wszelkie oczekiwania ;)

Komentarze