Sensacyjne doniesienia – wieprzowina ze świni!

Każdego dnia natrafiamy na jakieś dziennikarskie sensacje – czy to w radiu, czy gazetach, czy na portalach internetowych lub w telewizji. Truizmem byłoby dowodzenie, jak poziom dziennikarstwa upada, a właściwie upadł już dawno, a teraz tylko konwulsyjnie podryguje w żałosnej agonii, więc po prostu przejdę do meritum: gruchnęła jak grom z jasnego nieba wiadomość (a raczej njus! bo teraz są njusy!), że w pewnej sieci sklepów sprzedaje się całe prosięta. Sprawione, zamrożone, zafoliowane, ale, Rany Boskie! z ryjem, ogonkiem, nóziami i uszeńkami słodkimi, takimi do całowania. Dla normalnych – takie idealne na rożen i na ogień! :) MNIAM!
Ulubiona przeze mnie bardziej nawet niż Nasz Dziennik, Gazeta Wyborcza podchwyciła momentalnie tę zbrodnię przeciw trzodzie chlewnej, gorszą niż referendum w Warszawie i bardziej godną opisania niż patologiczne absurdy w przepisach o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie lub prawie pracy. Kij z bitymi, kij z niewolnictwem XXI wieku – skandalem jest sprzedawanie mrożonej w całości świni. Bo przecież dziecko może zobaczyć świnkę w lodówce!!! I dowiedzieć się, że schabowy nie rośnie na drzewie, nie wykopuje się go z ziemi, tylko zbrodniczo wyżyna z truchła prosiaczka! A przecież każdy z nas miał taką książeczkę do przyrody czy tam środowiska, w której nam już w podstawówce wyjaśniano, że mięsko jest ze zwierzątek, że krówka je trawkę, a my krówkę, że tak jest świat stworzony… Prawo do wegetarianizmu jest ludzkim prawem, niech każdy decyduje o swoim brzuszku i jego zawartości – ale chorobliwa, płaczliwa i nasycona niedojrzałymi emocjami propaganda nie mieści się w zakresie zjawisk, które będę tolerować. Jak ja nie mam prawa na siłę karmić kogoś tatarem, tak nikt nie ma prawa wciskać mi, że jedząc mięso jak tysiące gatunków na świecie, popełniam jakąś zbrodnię.
Dwulicowość współczesnego człowieka jest tak absurdalna, że gdyby nie była straszna, byłaby śmieszna. Boli człowieka współczesnego, że nie da się wyskrobać dziecka, albo najlepiej zutylizować, jak się chore urodzi, „bo po co się ma męczyć”, a jednocześnie obostrzenia przy eutanazji psów są tak duże, że weterynarze ze strachu odmawiają jej nawet w ciężkich, nieuleczalnych przypadkach. Człowiek może czekać 5 lat na operację, bo limity, bo terminy, bo kontrakty, ale jednocześnie wymaga się, aby potrąconego przez samochód Yorka utrzymywał przy życiu zabiegami weterynaryjnymi, bo „pan doktor od zwierząt” zagroził sądem i grzywnami w wypadku przerwania leczenia – wszak to znęcanie się nad zwierzęciem i rażące zaniedbanie (sytuacja autentyczna!!!). Głodne dzieci publicznie odsyła się na nasyp, żeby się szczawiu najadły, jednocześnie usiłując przeforsować uznanie koni za zwierzęta towarzyszące, co zablokuje zjadanie ich. Myśliwych nazywa się mordercami, ale wiejskie psy, puszczane luzem i zagryzające co popadnie mają do tego pełne prawo, bo taka ich natura. Człowiek współczesny nawpieprza się mielonek w fast-foodzie, w drodze na wiec eko-fiko mający na celu lincz na przetwórstwie mięsnym, a po wszystkim, wieczorem, przed TV oburzy się, że w parówkach nie ma mięsa. Nie ze świni, nie z krowy, nie z konia. Ze sklepu!
Ludzie daleko odeszli od jaskiń i drzew i chwała Bogu za to. Ale tracąc kontakt z naturą stracili całkowicie poczucie rzeczywistości, żyjąc w błogiej ułudzie serwowanej przez „opiniotwórcze media”. Brave New World? Mam nadzieję, że jeszcze nie…

Komentarze