Myślistwo łucznicze vel. bowhunting

Chyba każdy z nas, dziecięciem będąc, bawił się w Robin Hooda i strzelał ze zmajstrowanego z giętkiej gałązki i gumki od majtek łuku. Mnie nie szło za specjalnie, w związku z czym, z obawy przed kompromitacją totalną, nie tykam łuku do dziś. Zresztą Marion i obcisłe rajtuzy jakoś specjalnie mnie nie kręciły i w końcu wolałam być Jankiem z „Czterech Pancernych” (nikt nie słyszał wtedy o żadnym gender, więc też nikt mi Jankiem być nie zabraniał!) i puszczać serie z drewnianego karabinu. Ale niektórym szycie z „uku” szło całkiem nieźle i zostało w kręgu ich zainteresowań do wczesnej i nieco późniejszej dorosłości. W chwili, gdy poza zamiłowaniem do łucznictwa odkryli w sobie też pasję łowiecką (a może było na odwrót? Najpierw łowiectwo, potem łucznictwo?), zaczęli poszukiwać możliwości połączenia dwóch pasji w jedną – zwaną, z „hamerykańska”, bowhuntingiem, a po polsku myślistwem łuczniczym. I znaleźli! Cała rzecz w tym, że nie w Polsce…
Łuk jest najstarszym urządzeniem służącym do magazynowania energii mechanicznej, a jego powstanie datuje się na ponad 30 tysięcy lat przed Chrystusem. Imponujący wiek, nieprawdaż? Przez całe millenia służył ludzkości do zdobywania pożywienia w drodze polowania, oraz do obrony przed najeźdźcami, jako wiodąca broń dalekiego zasięgu. Obecnie przeżywa swój absolutny renesans, jako narzędzie do polowań – w Europie pionierem myślistwa łuczniczego jest Serbia, która zezwoliła na polowania z łukiem już w roku 1945. W jej ślady podążyła Dania, później Portugalia, zaś w roku 2012 taki rodzaj polowań dozwolony był już w kilkunastu krajach Europy. Stan myśliwych-łuczników obliczony był przez Europejską Federację Myśliwych Łuczników na przeszło 35.000 osób. Bowhunting bardzo popularny jest w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie, praktykuje się go również w Nowej Zelandii, Afryce, czy na Grenlandii. Niedawno pojawiła się interpretacja rosyjskiego prawa łowieckiego, dopuszczająca polowania z łukiem i kuszą na terenie Federacji Rosyjskiej. W Polsce jednak prawo jest boleśnie jednoznaczne: polowanie można wykonywać tylko przy użyciu broni palnej długiej oraz ptaków łowczych. Czy nie nadszedł przypadkiem czas, aby nasze rodzime prawodawstwo dostosować do światowego poziomu, zrównać do innych krajów członkowskich Unii Europejskiej? Prześledźmy argumenty „za” i „przeciw” myślistwu łuczniczemu:
„ZA”
- bezpieczeństwo. Miłośnicy polowań z cięciwą podnoszą, iż wypadków w trakcie takich łowów jest znacznie mniej, niż przy użyciu broni palnej, a i te, które się zdarzają, najczęściej dotyczą upadku z ambony czy zwyżki. Myśliwy nie przemieszcza się z „załadowaną” bronią, aby oddać strzał musi zbliżyć się do celu na niewielką odległość, więc trudniej o rykoszety czy zabłąkane kule. W Finlandii łuczników „wykorzystano” do zlikwidowania plagi zajęcy i królików, które za miejsce bytowania obrały sobie Helsinki: właśnie z uwagi na bezpieczeństwo użycia strzał w terenie zurbanizowanym. Czy nie byłoby to idealne rozwiązanie kwestii dziczej plagi w wielu miastach w Polsce?
- dyskrecja. Łuk jest bronią cichą, w trakcie jego użytkowania rozlega się jedynie szczęk cięciwy. Sprawia to, że nie płoszymy zwierzyny w całej okolicy, zwiększając szansę, że do naszej ambony przyjdzie więcej sztuk. Poza zwierzyną nie „straszy” też spacerujących po lesie, którzy później w Internecie przeżywają, jak to „szczelajo i szczelajo, strach się bać, bo zaszczelo, kto za to płaci?”.
- bliskość z naturą. Jak wspomniałam wyżej, by oddać skuteczny strzał z łuku należy podejść bardzo blisko do zwierzęcia. Optymalną odległość określa się na około 30 metrów. Aby być dobrym łucznikiem, należy przypomnieć sobie dawne zasady tropienia zwierzyny, podchodzenia jej, z uwzględnieniem warunków terenowych, atmosferycznych (zwłaszcza kierunku wiatru) i indywidualnych cech gatunku, a także spędzić wiele godzin na treningu strzeleckim. To oczywiste, że o tym wszystkim musimy pamiętać również polując z bronią! Wystarczy narobienie hałasu w lesie, w drodze na ambonę i możemy pożegnać się z pękatym dziczkiem na ten dzień. Kluczową rolę odgrywa tu jednak odległość, na jaką można oddać celny strzał z broni kulowej, a na jaką z łuku.
- pozytywne skojarzenia nie-myśliwskiej części społeczeństwa. Nie słyszałam jeszcze o przypadku napadu na bank, sklep, czy prywatną posiadłość z łukiem lub kuszą. Wy pewnie też nie, a i cała reszta społeczeństwa tak samo. Nie mamy łuczniczych strzelanin, przypadków, gdy znana postać postrzeliła z łuku swoją drugą połówkę myślą, że to włamywacz, wypadków, gdy w trakcie imprezy jedna osoba drugą zraniła strzałą. Po prostu – założenie strzały na cięciwę, naciągnięcie, wycelowanie, oraz „zarepetowanie” broni zajmuje tyle czasu, że niedoszła ofiara zdążyłaby prawdopodobnie umknąć, zaś po pijaku samo wykonanie tak skomplikowanych czynności przerasta czasem możliwości wstawionej jednostki. Powoduje to sytuację, w której skojarzenia „cywilnej” ludności z łukiem są pozytywne, a ten rodzaj broni nie budzi lęku i nie jest ofiarą medialnej nagonki i paniki, jak ma to miejsce w przypadku broni palnej.
Inna rzecz, że należałoby w końcu wziąć się porządnie za mity narosłe wokół broni palnej, która – gdy jest posiadana legalnie – przynosi znacznie więcej korzyści, niż zagrożeń. To jednak temat na całkiem osobny wpis…
„PRZECIW”
- skuteczność. Wielu przeciwników polowań z łukiem podnosi, że to metoda mniej skuteczna, pozyskania zwierzyny są znacznie niższe, niż w przypadku polowań z bronią palną, ponieważ poziom trudności tego rodzaju polowań jest znacznie większy. Argument wydaje się być jednak pozbawiony zasadności, gdyż nikt nie sugeruje całkowitego wyparcia broni palnej przez łuki i kusze. Równie dobrze można by podnosić, że z sokołem nie upolujemy dzika – fakt oczywisty, a jednak sokolnictwa nie zakazano.
- możliwość nielegalnego polowania. Wspomniana cichość łuku wzbudza w niektórych obawę, że łucznicy zechcą polować „na lewo”, bo trudniej będzie ich wykryć. Jednakże po co ktoś miałby się skradać, czaić, łazić pod wiatr, tropić i włóczyć za sobą cały osprzęt, skoro mógłby założyć wnyk? Po co my w ogóle ubiegamy się o pozwolenie na broń, zdajemy egzaminy, wywalamy tyle kasy na składki, sprzęt, ciuchy, karmę, skoro moglibyśmy pozastawiać paści i czekać, aż coś w nie wpadnie? Nie można uznawać, że każdy, kto ma dwie ręce, to złodziej, bo kraść może – kolejny argument zdający się być utworzony na siłę.
- postrzałki. Na rozmaitych stronach anty-łowieckich znajdowały się czasem zdjęcia zwierząt okaleczonych strzałami. Naturalnie kłamliwie podpisane były, jakoby pochodziły z Polski, chociaż w Polsce z łukiem nie poluje się od czasów Króla Ćwieczka, ani nie występują u nas jelenie wirginijskie, czy karibu… Niemniej jednak w niejednym zrodziło się pytanie, czy strzała wypuszczona z łuku będzie miała „moc rażenia” wystarczającą do powalenia dzika lub byka. Naturalnie, że tak, o ile polowanie będzie się odbywało za pomocą łuku myśliwskiego, a nie kija z gumką od majtek, czy nawet łuku sportowego, które nie mają odpowiedniego naciągu. Są natomiast łuki tak potężne, że poluje się z nich w Afryce na zwierzęta znacznie większe, niż nasza kilkunastokilogramowa sarna. Tak jak strzelający ze sztucera musi odpowiednio wybrać cel, tak samo postąpić musi łucznik – zmniejszyć ryzyko ujścia zranionej zwierzyny przez odpowiednie wymierzenie do zdobyczy. Żadna odkrywczość!
- „nie bo nie!”. Sztandarowy argument wielu starszych umysłem myśliwych. Nie znając specyfiki polowań z łukiem, nie widząc samych siebie w roli łuczników, tkwiąc w sztywnym i zamkniętym światopoglądzie sprzeciwiają się łucznictwu dla samego sprzeciwu. Bez sensu jest walka z takim podejściem merytorycznymi argumentami, bo żaden z nich nie trafi. Trzeba więc zdobyć przychylność tych niezdecydowanych, nieuświadomionych, lub na obecną chwilę niezorientowanych w temacie, a takich z pewnością jest więcej niż negujących w wyniku życiowej filozofii opartej na negacji. Często narzekamy na zagorzałych przeciwników broni palnej, że nie znając jej, boją się przez tę nieznajomość – nie możemy w takim wypadku zachowywać się analogicznie, nie narażając się na żałosną hipokryzję.
Najbardziej irytują mnie utarczki między zwolennikami i przeciwnikami myślistwa łuczniczego: jedni wsiadają na drugich, przesadzając czasem w argumentacji, zapominając nader często, że chodzi nam wszystkim o jedno: o prowadzenie gospodarki łowieckiej. Prawidłowe jej prowadzenie wyłącznie „z łukiem” jest w dzisiejszych czasach nierealne, z uwagi na ograniczenia czasowe, jakie wszyscy posiadamy – a czas jest tutaj podstawowym narzędziem, tak w przygotowaniach, treningach, jak i samym polowaniu. Ale uporczywe trwanie w obecnym stanie prawnym jest nielogiczne i krzywdzące dla rzeszy (powiększającej się stale) pasjonatów polowań bez użycia prochu. Warto pamiętać, że wszyscy jesteśmy myśliwymi i naszą wspólną sprawą jest, aby łowiectwo w Polsce było realizowane jak najlepiej. Jego różnorodność wpłynie tylko pozytywnie na społeczny odbiór, zwłaszcza, że umożliwiając polowania z łukiem damy świadectwo przeciwnikom łowiectwa, że polować potrafimy także „starodawnymi” metodami, bez jakże nowoczesnych „grzmiących kijów” (broń palna istnieje zaledwie o X wieku n.e. i przecież sama chodzi po lesie i strzela, taka to nowość wg eko-fikołów). Głęboko wierzę, że zezwolenie na polowania z łukiem w Polsce to tylko kwestia czasu i konsekwentnego dążenia do zmiany przepisów przez środowiska związane z „bowhuntingiem”. Ja myślę tylko o tym, jak bardzo nasza kultura łowiecka wzbogaciłaby się i poszerzyła przez umożliwienie łucznikom wykonywania polowania, oraz ile pozytywnych działań promocyjnych można by prowadzić „przy użyciu łuku”!
W trakcie pisania tekstu posiłkowałam się informacjami zawartymi na portalach Polish Bowhunting Association, Bowhunting.pl, oraz European Bowhunting Federation. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z zawartymi na nich informacjami – może ktoś z Was również zainteresuje się bliżej łucznictwem. Ja póki co z łuku z radością poluję w grze Cabela’s – dziś tyle mi wystarczy! Ale co czas przyniesie? Kto to wie…?

Komentarze