Wychowanie do życia w rodzinie – po myśliwsku

Myśliwi uczą i wychowują, nie tylko dzieci, ale i siebie nawzajem. Jako młoda Koleżanka nieraz mogłam czerpać z nieprzebranych źródeł wiedzy, krynic mądrości starszych i doświadczonych Nemrodów, posiadaczy tej wiedzy – tak przyziemnej, jak tajemnej. Nauki dotyczyły nie tylko najlepszych metod polowania na borsuka, wabienia lisów z ambony, czy konserwacji broni, ale także tematów życiowych, rodzinnych, małżeńskich…
Jedziem sobie z Kolegami pewnym pięknym, słonecznym, lipcowym popołudniem odstrzeleni jak stróże w Boże Ciało – bo na obchody 90-lecia Polskiego Związku Łowieckiego. Łany zbóż powoli zaczynają się złocić, a wśród tych łanów najpiękniejsze kwiaty polskie – chabry, jak niebo błękitne i maki, jak gorąca krew słowiańska czerwone! Starszy ode mnie o dobre pokolenie Nemrod zadumał się na widok tych maków, oko błysnęło wspomnieniem młodości i upalnych żniw minionych, a z piersi wyrwało się refleksyjne westchnienie:
- Ech, jakie te maki piękne… Mojej Celince bym takich maków nazbierał, zaniósł jej do domu, wręczył bukiet cały…
Praktyczne podejście do życia wzięło we mnie górę nad słowiańskim romantyzmem i bąknęłam pod nosem, nie pomyślawszy nawet:
- Eeeee, maki takie nietrwałe… Zaraz by oklapły…
Na co Nemrod uniósł lekko pokrytą szronem czasu brew, uśmiechnął się z wyższością i odparował bez chwili namysłu:
- Dziecko drogie… „Choć-co” w życiu oklapnie, a kochać trzeba dalej!
I tym optymistycznym akcentem, jakże pasującym do zbliżających się Walentynek, życzę Wam miłości mimo wszystko!

Komentarze