Halucynacje z niedożywienia, czyli Dajrotowe rozmyślania w poście

Pojawił się dziś nowy wpis na blogu „Buce w Zielonych (kapelusikach z piórkiem stukają w klawiaturkę)”, traktujący o profesjonalizacji łowiectwa. Jest to druga część rozmyślań Bucowych na temat uzawodowienia myślistwa i profesjonalizacji gospodarowania dziką zwierzyną. Poczytałam, podumałam i z głodu (dziś Środa Popielcowa, jemy trzy razy dnia, w dodatku tylko raz do syta) zapewne, naszła mnie wizja! Kraj – Polska. Wiek – XXI. Zawód – myśliwy!
1. Nauczanie
Myśliwych kształcić będą uczelnie wyższe, podobnie jak ma to miejsce w przypadku leśnictwa. Z książek i w trakcie praktyk zdobywać będą niezbędną wiedzę i umiejętności, w stopniu licencjata, inżyniera, magistra, doktora, i tak dalej. Przez pierwsze parę lat będzie piłowanie na znamienitych uczelniach państwowych, pianie o prestiżu, misji, odpowiedzialności, ale już po chwili powstaną Wyższe Szkoły Strzelactwa i Myśliwstwa w Mufloniej Wólce, gdzie za parę tysiaków to i pracę magisterską któryś z wykładowców napisze. W efekcie połowa nie odróżni sarny od jelenia, a borsuka od jenota. Ale to nic, bo z pracą nie będzie wcale tak łatwo!
2. Umowy, jak rowy na wiosnę – śmieciowe
Zawodowy myśliwy będzie zatrudniany przez samorząd terytorialny, w związku z czym, z biedy samorządowej, czeka go „śmieciówka”. Niewielka ilość środków = niewielka ilość zatrudnionych. Umowa o dzieło: na odstrzał konkretu. Np. dwa lisy rude. Po wykonaniu dzieła przedłoży owo dzieło, rachunek, odbierze zapłatę. Co jak nie wykona? Będzie siedział w polu do skutku, nie ma zmiłuj. Umowa zlecenie: wykonanie konkretnej części rocznego planu. Jeden dostanie kozy, drugi kaczki, trzeci dziki i tak dalej. Analogicznie, siedzenie do upadłego, byle tylko coś „uwalić”. Od połamania, poturbowania przez zwierza, będzie przysługiwało ubezpieczenie OC. Zdrowotne przy współmałżonku, chorobowego brak, na emeryturę odkładaj do skarpety.
3. Tusze
Pozyskana zwierzyna będzie stanowić majątek samorządu. I to samorząd będzie ją oddawał do skupu, pobierał za nią kasę i tą kasą rządził. W teorii będzie miała być przeznaczana na etat, doposażenie miejsca pracy, promocję i edukację łowiecką – w praktyce, jak wszystkie środki, pójdzie na drogi i rowy. Tyle, że myśliwy będzie miał prawo pierwokupu zwierzyny. A niechże…
4. Wyposażenie
Jeśli masz w umowie odstrzał dwóch lisów, dostaniesz cztery naboje śrutowe, jakie akurat zostaną w przetargu zakupione. Pani Krysia od zamówień publicznych zapomniała spytać, czym się do lisa strzela, więc w SIWZ wpisała 6-tki – im wyższy numer, tym przecież „większe”, nieeee? No to ja nie wieeeeem… Trzeba myśleć i działać ekonomicznie, nie może być takich sytuacji, że zawodowy profesjonalny myśliwy nie potrafi jednym strzałem powalić zwierza! Ten drugi to już i tak nadmierna rozrzutność. Ammo do sztucera to dopiero będzie bajka – jaka paczka będzie na stanie, do otrzymasz. Broń użytkuj swoją, bo przecież UG to nie arsenał! I jak masz 243, a naboje zostały 30-06… Sorry, choćbyś miał kijem zatłuc, dzieło ma zostać wykonane!
Polar, spodnie, gumofilce Stomil, czapka wełniana, szalik, rękawice, skarpety (w tym jedna na odkładanie emerytury) i kalesony – spoko, w markecie Gminnej Spółdzielni dostaniesz wszystko! Weź fakturę na Urząd Gminy, po wykonaniu umowy ci zwrócimy! Na paliwo nie dostaniesz, bo ryczałtowo (hehe hehe) będzie wliczone w wypłatę po wykonaniu zadań umowy.
5. Plany łowieckie, wykonanie, koncert życzeń
Ktoś te plany nadal będzie musiał sporządzać, prawda? Obecnie myśliwi w Kołach są całkiem „stabilni”, znają teren, obserwują zwierzynę, są w stanie oszacować jej liczbę na danym terenie. Gdy polowaczka zmieni się w gonitwę za chlebem, będzie im zależało na jak największej liczbie zleceń. Wójtom/Burmistrzom będzie zależało na jak najmniejszej ilości szkód, oraz jak największej tusz na handel. Obie strony w końcu znajdą konsensus i wytłuką wszystko. Spełni się sen ekologów – myśliwi znikną wraz z ostatnim parchatym jenotem.
6. Tradycja i kultura
………………………………………………………………………………………………………….. I to by było na tyle.
Jasne, że można powołać służbę podobną Lasom Państwowym, odpowiednio wyposażyć, przeszkolić, wypłacić i przydzielić szereg zadań promocyjnych, edukacyjnych, kulturotwórczych. Ale obecnie naszego państwa nie stać na taką inwestycję, bo zakup samego niezbędnego sprzętu i odzieży dla jednego etatowca przekroczyłyby roczny koszt jego uposażenia. Przemnożywszy razy Gminy – fortuna. LP finansują się same – profesjonalna agencja łowiecka startowałaby od zera. A nikt prywatnej broni nie będzie używał służbowo, bo w „wypadku wypadku” szukano by winy właśnie w nieodpowiednim sprzęcie i braku homologacji.
Kolejna rzecz – szkody łowieckie, które w czasie „transformacji” zjadłyby tyle, co nakłady na ZUS, a które na głowie mają KŁ. Nikomu nie chce się tego ciężaru brać na własny garb.
Moja wizja to nynie zwid głodowy, ale patrząc na nasz kraj, na samorządy, sądzę, że właśnie w ten sposób profesjonalizacja łowiectwa u nas by się skończyła. Więc eko-fikołów ględzących, że jak ktoś na umowie będzie strzelał, to będzie „humanitarniej”, odsyłam do lodówki – jak sobie pojedzą, to może majaki im przejdą. I zjedzcie coś porządnego – od samych kiełków się tylko we flakach i głowie wywraca.
Darz Bór!

Komentarze