Co ma wspólnego kung-fu z jastrzębiem?

Okazuje się, że bardzo wiele. Zaledwie kilka dni temu, 13 maja, doszło do zdarzenia, które wywołało szok, niedowierzanie i skandal, oraz stało się inspiracją do mrożącego krew w żyłach reportażu Super Expressu. Pewnego pana, zwanego już przez komentujących artykuł „Karateką” zaatakował jastrząb. Spadł niby grom z jasnego nieba, lądując mu na plecach (chyba chciał go porwać, biorąc dorosłego chłopa za zająca) i zostawiając na nich zadrapanie. Karateka nie w ciemię bity, jednym kopnięciem (!), w trakcie wykonywania którego spadł mu but, strącił ptaka i „oddalił go od siebie” (cytat). Ptaszysko nie odpuszczało, nadal chciało Karatekę pożreć, więc ten kijaszkiem odpędzał potworę przebrzydłą. Na całe szczęście w nieszczęściu, zwierzę okazało się być oswojonym ptakiem hodowlanym, posiadającym właściciela, który przybiegł z pomocą. Na właściciela, sokolnika, który ptaka trenował w tym czasie, nałożono mandat za niedopilnowanie jastrzębia. Przeprosił on Karatekę i media nie wspominają, by ten przeprosin nie przyjmował, bądź dochodził innych roszczeń. Jednak nie przeszkodziło to Karatece i jednemu z miejscowych gorliwych radnych rozdmuchać afery na całą Polskę, publikując sensacyjne doniesienia z ataku ptaka na karatekę w ogólnopolskiej prasie, więcej mającej wspólnego z maglem, niż z publicystyką. Kiedy, ku zaskoczeniu aferzystów, zamiast na sokolnika, gromy posypały się na „ofiarę” jastrzębia, dopiero się narobiło… Zgrane teksty „a gdyby to było dziecko” (albo pana matka), oraz uparte twierdzenie, że szkolenie ptaków drapieżnych w pobliżu miejsc zamieszkałych przez ludzi jest niebezpieczne, to tylko jedne z rewelacji opublikowanych na blogu radnego Gminy Mosina: 
http://mosina.blox.pl/2014/05/PTASIA-AFERA-Z-MOSINY.html
  Radny sumituje się, że on tylko zdjęcie wykonał, z życzliwości, ale jednocześnie nie szczędzi gorzkich słów pod adresem właściciela jastrzębia, mimo że ten poniósł karę za niedopilnowanie ptaka, a mało tego, został w zdarzeniu dotkliwie poszkodowany – ptak nie przeżył obrony koniecznej kijem i nogą w bucie, zaserwowanej przez przerażonego wizją uprowadzenia w przestworza karateki. Każdy właściciel zwierzęcia wie, co się przeżywa, gdy nasz czworonożny, czy dwuskrzydły towarzysz odchodzi…
Najbardziej zadziwiające w tej historii jest to, że komuś ewidentnie zależy na szumie i rozgłosie wokół całej sprawy. Nie wystarczyły szydercze komentarze internautów, nie wystarczyły także rzeczowe wyjaśnienia doświadczonych sokolników i ornitologów, którzy tłumaczyli zachowanie zwierzęcia. Ponieważ nie zdarzają się ataki oswojonych ptaków na ludzi, a dzikie drapieżniki również stronią od człowieka, a nie rzucają się na niego, specjaliści tłumaczyli, iż zwierzę pomyliło karatekę z właścicielem i usiłowało wylądować na nim, jak na rękawicy. Nie jest rzeczą dziwną, że człowiek zareagował w taki sposób, jak to uczynił, bo niecodziennie chce na nas wylądować drapieżny ptak. Ale rozdmuchiwanie całej sprawy, po mandacie i oficjalnych przeprosinach, w dodatku w jednym z tabloidów, to już nic innego jak dokładanie do prawie wygaszonego pieca, żeby tylko niezdrowy żar podsycać. Czy powinien brać w tym udział radny? Moje wyobrażenie radego gminy jest całkowicie inne – powinna być to osoba dbająca o zażegnywanie konfliktów lokalnych, naturalnie idąca drogą prawa, ale nade wszystko mediacji i wyciszania takich przypadków, a nie ogłaszania ich wszem i wobec, szczując jednego mieszkańca na drugiego. Zdarzenie zostało zakończone, sprawa prawnie zamknięta, po co więc drążyć nieaktualny temat? Z komentarzy pod wpisem na blogu wynika, iż nie tylko mnie od razu nasunęły się na myśl podejrzenia, że sprawa jest personalna i nie do końca czysta i politycznie poprawna… A to już wielki wstyd dla gminy Mosina, że pozwala pośrednio sprawować rządy mąciwodzie. Zgoda bowiem buduje, a niezgoda rujnuje – zły to ptak, co własne gniazdo kala.

Komentarze