Każda czarka kiedyś się przeleje

Mainstreamowe media głoszą wszem i wobec, jak to społeczeństwo sprzeciwia się polowaniom, myśliwym, hodowli zwierząt, ubojowi rytualnemu. Z pewnością jest część społeczeństwa, która właśnie to robi, zawłaszczając sobie niektóre stacje telewizyjne czy wydawnictwa prasowe i przemawiając za ogół. Jednak ostatnie działania pozostałej, wcześniej milcząco przyzwalającej na przemawianie za siebie części społeczeństwa, pokazują, iż coraz większy sprzeciw budzą nie myśliwi, leśnicy, rolnicy czy hodowcy, ale… tak zwani „ekolodzy”! Tak zwani, bo więcej mający wspólnego z terrorystami, sabotujący wszelkie inwestycje, wypuszczający z klatek zwierzęta futerkowe, oblewający farbami kobiety w futrach (ciekawe, czemu motocyklistów w skórzanych kombinezonach jakoś nie chcą oblewać…?), czy urządzający medialne nagonki na ludzi związanych z łowiectwem. Nazwijmy ich roboczo „ekolożami”, aby nie krzywdzić więcej zacnych naukowców zgłębiających tajniki środowiska naturalnego.
Ostatnimi czasy w Andrychowie zorganizowała się grupa mieszkańców, którzy postulują wręcz wypędzenie ekolożów z miasta. Od kwietnia bieżącego roku trwają konsultacje społeczne w sprawie utworzenia kurortu narciarskiego w Beskidzie Małym, na stoku Czarny Groń. Inwestycja zakłada zbudowanie nowych tras zjazdowych oraz kompleksu wypoczynkowego – warto zaznaczyć, że podobna infrastruktura już istnieje w danym miejscu, a jej właściciel chce ją wzbogacić o nowe obiekty. Tej rozbudowie sprzeciwia się jednak znana z podobnych protestów Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot (poza człowiekiem, jak niektórzy dodają) oraz jej poplecznicy, którzy z transparentami i petycjami przyjeżdżają na spotkania gminne. Na ostatnim takim spotkaniu pojawili się jednak licznie przeciwnicy…ekolożów! Mieszkańcy gminy Andrychów przygotowali stosowne transparenty, a wedle relacji portalu www.wadowice24.pl spotkanie odbyło się w bardzo napiętej atmosferze, na skraju awantury. Andrychowianie podnosili, że przez fundacje deklarujące się jako ekologiczne, zostaną pozbawieni miejsc pracy, a ich region straci olbrzymią szansę na rozwój turystyki i sportu. Mieszkańcy żalą się również, że pomimo dobrych warunków terenowych, na stoki narciarskie z prawdziwego zdarzenia muszą jeździć kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów, ponieważ fundacje blokują możliwość utworzenia takowych na ich własnym podwórku. Co dziwne, zauważają w komentarzach pod artykułem nt. spotkania, nie blokowali wcześniejszej budowy remizy strażackiej na jednym ze szlaków turystycznych, chociaż znacznie bardziej niż profesjonalnie zaprojektowany stok narciarski popsuła krajobraz.
Kolejny sygnał, że społeczeństwo jest zmęczone działaniami ekoterrorystów to strona Anty-ekoterroryzm, na której ukazują się wpisy tłumaczące różnicę między ekologami – czyli naukowcami, a „ekoterrorystami”, czyli osobami niejednokrotnie prowadzącymi działalność przestępczą pod egidą ochrony środowiska. Publikowane są doniesienia o niszczeniu mienia w trakcie napadów na fermy zwierząt futerkowych, ukazywana hipokryzja fundacji, które poza gromadzeniem środków finansowych i biciem piany nie angażują się w żadne działania naprawcze, ochronne, czy introdukcje gatunków, wytyka się manipulacje prowadzone przez zwierzchników takich organizacji wobec młodzieży, którą nieodpłatnie wysługują się, aby uzyskać swoje cele – zdobyć środki na „działalność”.
Co się stało? Czara w końcu się przepełniła, a ludzie przestali godzić się na decydowanie za nich przez bandę krzykaczy o nie do końca jasnych pobudkach. Rolnicy przestali patyczkować się z coraz to nowymi, utrudniającymi im pracę i życie kaprysami zamożnych mieszkańców wielkich miast, którym wydaje się, że znacznie lepiej wiedzą, jak hodować świnie, krowy, czy kury. Inwestorzy przestali godzić się na łapówki pod stolikiem dla rozmaitych publicystów i prezesów stowarzyszeń spod znaku rzekomej ochrony przyrody. Bieda zaglądająca w oczy coraz większej liczbie naszych rodaków sprawia, że poszukują przede wszystkim pracy i jedzenia, a widząc, jak przyjezdny „ekoloż” blokuje inwestycje mogące zapewnić im godny byt wpadają we wściekłość. Gdy na żywności widzą napis „eco” czy „eko”, a cena produktu trzykrotnie przekracza cenę nieekolożowego odpowiednika, rodzi to ogromną frustrację i wzbudza poczucie niesprawiedliwości – to rzucanie uboższej części społeczeństwa w twarz, że są obywatelami drugiej kategorii, bo nie stać ich na „zdrowe” jedzenie i muszą zapchać się śmieciami i resztkami z pańskiego stołu. Ekolożowie samodzielnie kręcą na siebie bicz – czekać tylko, aż czyjaś silna ręka go ujmie i wskaże im miejsce w ekosystemie.
UWAGA!!!
Pragnę zaznaczyć, że w przypadku sprawy andrychowskiej, nie czuję się na tyle zaznajomiona z tematem, aby ferować wyroki co do samej inwestycji. Nie twierdzę absolutnie, że budowa kompleksu narciarskiego nie będzie mieć negatywnego wpływu na środowisko, ale z kolei nie mam wiedzy, by uważać, że mieć będzie. Przypadek ten przytoczyłam, aby pokazać zmęczenie mieszkańców wsi i małych miasteczek sabotującą wszystko gawiedzią ekolożów, przez którą wiele cennych inwestycji nie mogło zostać zrealizowanych – jak choćby kompleks szpitali w Krakowie, który przez blisko 5 lat skutecznie blokowały fundacje i stowarzyszenia bliźniaczo podobne do wspomnianej „Pracowni”.

Komentarze