Co mnie najbardziej irytuje w mieszczuchach na wsi?

Żeby dowalić wszystkim po równo, muszę napisać teraz słówko o niektórych mieszkańcach miast, którzy na wsi dostają małpiego rozumu i i zachowują się, jakby nie wyjechali na prowincję, tylko co najmniej na Marsa.
Zbłąkani „turyści”
Skoro jestem na wsi i pola nie są ogrodzone drutem kolczastym i elektrycznym pastuchem, to mogę łazić wszędzie, tak? Niekoniecznie, drogi mieszczuchu! Deptanie oziminy, wyłażenie na czereśnię i objadanie się owocami, błąkanie się po podwórku, robienie zdjęć z pasącą się krową czy koniem może nie są zbrodnią, ale z pewnością niepożądanym i chamskim zachowaniem. Niestety niektórym mieszkańcom miast ciężko pojąć, że własność prywatną można posiadać „na zewnątrz”, nie ogrodzoną i nie zamkniętą na klucz, bo po prostu nigdy w takiej rzeczywistości nie funkcjonowali. Ławki w parkach są publiczne, podobnie kosze, przystanki, chodniki i tak dalej, zatem łatwo ulec złudzeniu, że rosnące w sadzie drzewa również są dobrem wspólnym, wraz ze znajdującymi się na nich owocami. Internety pełne są potem głosów oburzenia, jak to : „szalony wieśniak biegł do nas przez całe pole i wrzeszczał, bo trochę dzikich malin sobie nazrywaliśmy.” Cienka linia między dzikim a uprawnym na nieogrodzonym wiejskim terenie jest łatwa do przeoczenia – lepiej zatem pójść do gospodarstwa i kupić sobie trochę malin, za dosłownie parę złotych, nawet z możliwością narwania ich własnoręcznie, niż narażać się na wyzwanie od „złodziei” i „intruzów”, całkiem zresztą czasem uzasadnione.
Piknikowicze z malutkim rozumkiem
Na piknik zabieramy ze sobą kosz przysmaków, z których połowa zapakowana jest w foliowe torebki i opakowania, a połowa ma ogryzki, pestki i skórki do obrania. Niektórzy biorą też puszki i butelki z rozmaitymi napojami. I to całkiem naturalne i normalne, o ile wszystkie te rzeczy zabierzemy z powrotem ze sobą. Naganności wywalania opakowań i butelek nie muszę nikomu wyjaśniać – wszyscy dobrze wiemy, że nie godzi się tak robić, zwłaszcza w lesie czy polu, gdzie od porzuconego szkła może wybuchnąć pożar, lub zwierzyna może poranić się o skorodowaną puszkę. Wydawać by się mogło, że skoro jesteśmy w naturze, to zostawienie odpadków organicznych jest całkiem w porządku: przecież skórka się rozłoży. Może i tak, może nie wyrządzi krzywdy środowisku naturalnemu, są jednak pewne „ale”:
- dzikie zwierzęta nie powinny spożywać resztek egzotycznych owoców, jak banany, pomarańcze, ananasy, czy nawet arbuzy, które po prostu nie występują w naszym rodzimym ekosystemie – nie mówiąc już o tym, że większość pokryta jest grubą warstwą rozmaitych chemikaliów,
- to, że mieszkamy na wsi nie oznacza, że wyrzucamy swoje odpady byle gdzie. Aby zadbać o estetykę i higienę naszego podwórka, ogrodu, obejścia, tworzymy kompostowniki i do nich wyrzucamy organiczne odpady, którymi nie da się nakarmić inwentarza. W twoim miejscu pracy nie ma rozrzuconych po podłodze skórek od bananów? Zatem uświadom sobie, że łąka, pole, las – to również czyjeś miejsce pracy, w którym nie chce natykać się na odpadki i roznoszący się nad nimi zapaszek.
Ogradzacze pretensjonalni
Ta grupa to mieszkańcy wielkich miast, którzy po latach życia w bloku postanowili uciec na wieś. Budują lub kupują dom ze sporą połacią pola dookoła niego i … ogradzają się szczelnie, żeby nikt przypadkiem nie zdeptał im nieużytku. O ile ogradzanie posesji wokół domu jest odpowiedzialne i rozsądne (zwłaszcza, kiedy posiada się psy), o tyle widywałam ogrodzone w środku pól ornych obszary kilkudziesięcioarowe, na których nie tylko nic nie uprawiano, ale nic na nich nie żyło, poza ptakami i gryzoniami. Przeciwnicy łowiectwa często podnoszą, że rolnicy powinni ogrodzić sobie uprawy, to nie będą mieli szkód – ok, ale wtedy zwierzyny polnej też nie będzie, bo najzwyczajniej w świecie nie będzie miała gdzie bytować! Z punktu widzenia ignoranta problem zostanie rozwiązany trwale: nie ma zwierzyny, nie ma szkód. O to ekolożom się rozchodzi?
Drugi irytujący zwyczaj NIEKTÓRYCH „uciekinierów z miasta”, to pretensje o sprawy na wsi całkiem normalne i naturalne. Przykład: smród. Bywało, że sąsiad przychodził do sąsiada z pretensjami, że ten drugi wywiózł gnój na pole i temu pierwszemu śmierdzi przez okno. I ile można tłuc się traktorem w tę i z powrotem? O pile tarczowej na podwórku nie wspomnę, skandal, tak rżnąć w biały dzień, od świtu. Kogut też za głośno pieje, a krowa za często ryczy. On się przecież na wieś wyniósł, żeby mieć ciszę i spokój, a nie znosić fanaberie wsioka i jego niepokornego inwentarza. No tak…
Nie są to wymyślone przeze mnie przypadki, ale zasłyszane od konkretnych osób – tak mieszczuchów pretensjonalnych, jak oburzonych „wieśniaków”. Pokutuje tu stereotyp wsi jako utopijnego miejsca, gdzie wszystko samo rośnie, jeno pod łaskawym okiem gospodarza, samo wchodzi do stodoły i spichlerza, zwierzęta stanowią element krajobrazu, który pięknie wygląda na sielance (a na niej przecież nie czuć, że krowa śmierdzi i nie słychać, że kogut pieje), a życie płynie powoli, radośnie, spokojnie i bezstresowo. A gnój i znój to złośliwość wobec sąsiadów, „no przecież”! Warto przed przeprowadzką pojechać na parę tygodni do gospodarstwa agroturystycznego i przekonać się, jak wygląda codzienny rozkład zajęć gospodarzy – co robi się w stajni i oborze, co w polu, co w obejściu, co w ogrodzie i ile czasu oraz wysiłku to zajmuje, oraz „czym pachnie”. Nie tylko nabierze się szacunku dla płodów rolnych, ale też przekona, że sielanki co prawda nie kłamią, ale przemilczają po prostu przykrzejsze aspekty życia na wsi.
Wyprowadzając się z miasta na wieś musiałam zostawić miejskie przyzwyczajenia, oczekiwania i roszczenia za sobą. Możliwe, że było mi łatwiej, gdyż na wsi spędzałam masę czasu od dzieciństwa, ale niektóre sprawy musiałam przyswoić i przestawić się na całkowicie inny tryb. Ludzie są wszędzie tacy sami, jak mówi powtarzane często powiedzenie, ale okoliczności bywają całkowicie odmienne – cała sztuka polega na tym, by do tych okoliczności potrafić się dostosować, wnosząc od siebie pozytywne wartości, nie zaś śmieci, chamstwo i konflikty.
Przeczytaj też:
http://jagermeisterin.blog.onet.pl/2014/08/22/co-mnie-najbardziej-irytuje-na-polskiej-wsi/

Komentarze