Dlaczego myśliwi używają broni?

Słuchając audycji w radiu Tok FM, w której udział brał Redaktor Głogowski z Łowca Polskiego, a wcześniej czytając dziesiątki komentarzy, postanowiłam objaśnić niektórym osobom, których refleksje snują się w niezbadane rejony „logiki”, dlaczego myśliwy używa broni. Redaktor Głogowski doskonale to wyjaśnił, ale ja chcę rozwinąć temat.
W dawnych, dawnych czasach, kiedy żyliśmy jako gatunek w jaskiniach, chodziliśmy wszędzie na nogach. Później udomowiliśmy konia i zauważyliśmy, że na tym koniu znacznie szybciej dotrzemy w miejsce, w którym chcemy się znaleźć. Jeszcze później wynaleźliśmy wóz, na którym mogliśmy przewozić swój dobytek, towary, członków swoich rodzin – wygodnie podróżować i transportować. Kolejne etapy to silnik parowy, kolej, w końcu motoryzacja. Nigdy nie usłyszałam od ekolożów postulatu, aby zlikwidować i zakazać poruszania się pojazdami silnikowymi, za to często postulują oni powrót do polowań za pomocą dzidy i pały… Dlaczego?
Postęp cywilizacyjny to nie tylko ułatwienie życia mnie i Tobie – to również drogi do przetrwania naszego gatunku. W czasach, gdy zdobycie pożywienia stanowiło o przetrwaniu gatunku, doskonalenie technik polowania i narzędzi, za pomocą których polowano, było odpowiednikiem mutacji i zmian u roślin i zwierząt, pozwalających im zaadaptować się do środowiska, powielić geny, przedłużyć gatunek. Nie mamy i nie mieliśmy nigdy ostrych szponów, kłów, rogów, a nasze zmysły są niewiarygodnie ubogie w porównaniu do innych gatunków zamieszkujących naszą planetę, dlatego też musieliśmy od zarania dziejów kombinować, by przetrwać. Naturalne zatem, że skoro nie chodzę na nogach do Krakowa, tylko korzystam z wynalazku jakim jest samochód, to pójście z ostrym patykiem na sarnę byłoby cofnięciem się w rozwoju. Warto zaznaczyć też, że z pewnością szybki i skuteczny strzał jest znacznie bardziej humanitarny, mniej bolesny i nie generujący cierpienia zwierzęcia, niż zagonienie go hordą brodatych osiłków w kąt i zagryzienie, lub zakłucie patykiem. Żaden z ekolożów nie zgłosi postulatu, by niedźwiedź walczył z sarną jak „równy z równym”, czyli… No właśnie, jak? Gatunki zwierząt różnią się od siebie, gdyż w toku ewolucji wypracowały inne, niezbędne im dla przetrwania cechy. Gdybyśmy chcieli być im równi, powinniśmy wyłączyć komputer, zgasić światło i poszukać dla siebie miejsca w norze, a jakoś nie robimy tego. Jako zwierzęta domowe trzymamy psy i koty, czasem gryzonie, czasem gady czy ryby, a nie geparda, polarnego niedźwiedzia, czy krokodyla, gdyż te pierwsze posiadają cechy pozwalające nam je znacznie kontrolować i rzadko się zdarza, by zagrażały naszemu życiu czy zdrowiu. W przyrodzie próżno szukać pojmowanej po ludzki sprawiedliwości i równości – liczy się tylko przetrwanie, dlatego nasz przodek udomowił przyjaznego psa, a nie agresywnego bawoła, któremu o równości wobec ludzkich praw próżno opowiadać.
Niejeden zapyta teraz: a po co nam polowanie dziś? Kiedy pod dostatkiem mamy żarcia w supermarkecie, a łowić można by jedynie promocje? Wbrew wszelkim pozorom także dzisiaj polowanie pozwala nam przetrwać: chroniąc uprawy przed zwiększającą się stale liczbą dzików, saren, jeleni, chroniąc kury z wolnego wybiegu przed lisem, kuną, jenotem, chroniąc gatunki zagrożone, jak głuszec, cietrzew, a nawet niedźwiedź, przed negatywnym wpływem konkurentów w środowisku. Oraz chroniąc tereny zurbanizowane i ich mieszkańców przed chorobami odzwierzęcymi, wypadkami z udziałem dzikiej zwierzyny, niepokojeniem przez tę zwierzynę, które i tak ostatnio odnotowujemy – patrz: atak dzików na mężczyznę z zakupami w Katowicach. Plaga dzików to zniszczone uprawy, zniszczone uprawy to rosnące ceny żywności, wysokie ceny żywności to ubóstwo, głód, wreszcie zmniejszenie się ludzkiej populacji, paradoksalnie wypieranej przez dziki. W naturze tylko my dostrzegamy romantyczne, ulotne piękno – to wielki dar, z którego korzystam namiętnie, ale też przekleństwo zaćmienia naszych poglądów na rzeczywistość własnym punktem widzenia. Gdy lew broni swego terytorium, zabija wszystkie zagrażające mu osobniki, nie bacząc, by walka była wyrównana, ale tylko na to, by to on ją wygrał. My mamy możliwość ocalić swoich konkurentów, mądrze nimi gospodarując, zarządzając, REGULUJĄC – redukując ich populację, jeśli zacznie rozrastać się ponad możliwości obecnego ekosystemu, aby ją utrzymać w ryzach. I te ryzy ustalamy my, po ludzku sprawiedliwie, metodami, których sprawiedliwość niektórzy kwestionują, bo im się zwyczajnie nie podoba. Trzeba też odróżnić w tym miejscu równość od sprawiedliwości, gdyż jedna z drugą ma na prawdę niewiele wspólnego, gdy zagłębimy się w temat od strony filozofii, aksjologii i etyki. Ale to nie miejsce na takie dywagacje.
Z kolei aby utrzymać tę naszą, ludzką równowagę, stosujemy udoskonalone, celne, szybkie, humanitarne narzędzia! Czyli właśnie broń palną, która liczy już około tysiąca lat, optykę, opracowaną przez specjalistów amunicję. Strzelba, wbrew mniemaniu niektórych, nie jest wynalazkiem najnowszym, ani jakimś szczególnym ułatwieniem dla myśliwego, którego zwierzyna słyszy i czuje ze znacznej odległości. Nad nierównością bystrości ludzkich i zwierzęcych zmysłów mało kto się zastanawia, bo w zasadzie nie ma do kogo o to mieć pretensji: Pan Bóg się nie przejmie, a i zwierzęta nie bardzo.
Wspominanym przeze mnie wielokrotnie i do znudzenia przykładem na ominięcie podłego łowiectwa, jest gazowanie dzikich gęsi w Holandii. Ich populacja MUSIAŁA być ograniczona, z uwagi na szkody rolne i zagrożenie dla ekologicznych wiatraków, ale by nie dać skisłym myśliwym chorej przyjemności z polowania, „humanitarnie” je zagazowano, a potem zniszczono tony żywności, czyli ich tusze, paląc je w utylizatorniach. Nikt nie kwestionował konieczności zabicia tych zwierząt dla zachowania równowagi w ekosystemie – jednak silnie zakwestionowano mięsożerność człowieka oraz metodę pozyskania pokarmu w drodze polowania. Ekologicznie i nowocześnie. Boże, broń nas przed taką interpretacją obu tych pojęć!
Redaktor radia Tok FM zmieszał się w trakcie rozmowy z redaktorem Głogowskim okrutnie. Z braku argumentów wędrował po manowcach rozumowania, podnosząc argument, że „nie powinno się strzelać do ryb w akwarium, dążąc do wyrównania szans”. O co w tym momencie mu chodziło, może ktoś mi wyjaśni, bowiem albo blond mych włosów ogranicza mi pojmowanie, albo zwyczajnie trzeźwość nie pozwala „ogarnąć”. Kolejnym rodzynkiem był wniosek, by zwierzęta wypowiedziały się w kwestii ustawy Prawo łowieckie, gdyż bez tego nie będzie równowagi w przyrodzie. Jako samozwańcze dziecię absurdu jestem pod wrażeniem. Pozdrawiam, w razie chęci podam namiary na specjalistyczne wsparcie… (taką mam pracę, a służba nie drużba).
Śmiano się z posłanki, zakazującej kopulacji osłom w ZOO. Z redaktora, postulującego konsultacje społeczne ustaw z sarnami i świniami, nikt nie ma odwagi się zaśmiać. Ja śmiać się nie będę – śmieszne byłoby to, gdyby nie było tak straszne.

Komentarze