Kolega z miasta wybiera się do swojego
łowiska, z nadzieją na dzika. Torba spakowana, broń w futerale, szkła
lornetki wypolerowane, a sam Kolega ubrany na cebulkę. Po
kilkudziesięciu minutach oczekiwania słychać nagle w kukurydzy jakieś
zamieszanie – poziom adrenaliny podnosi się, zmysły wyostrzają, a stopka
broni mocno przylega do barku. Wreszcie na strzał wychodzi nieostrożny
przelatek: krzyż idealnie ustawiony, ręka ani drgnie, palec powoli
naciska spust… Gdy huk wystrzału echo jeszcze niesie po okolicy, Kolega
ze zdziwieniem stwierdza, że łąka jest całkiem pusta. Po przelatku
pozostało tylko mgliste wspomnienie.
Myśliwy odczekuje dobrą chwilę,
nasłuchując uważnie i rozglądając się w poszukiwaniu jakichkolwiek
śladów obecności zwierzęcia. Nie sztuka zejść z ambony wprost pod nogi
rozjuszonego dzika, a choć przelatek nie był imponujących rozmiarów,
poszarpać może równie skutecznie, jak przeszło stukilogramowy odyniec. W
końcu przychodzi czas na poszukiwania. Latarka w dłoń, gdyż ściemniło
się już poważnie, ostrożne podejście do miejsca, w którym kula powinna
sięgnąć celu, uważne obejrzenie miejsca. Jest farba! W sztucznym świetle
wydaje się jasna, czyli „płuco”… Myśliwy krąży chwilę po polanie,
poszukując dalszych kropli – gdy nie odnajduje nic, sięga po telefon
komórkowy.
- Cześć, Jacek! – mówi z ekscytacją w głosie. – Mógłbyś podjechać na Janową Polanę ze swoim Tropem? Mam postrzałka, młody przelatek, prawdopodobnie dostał na płuco. W tych ciemnościach nie ma szans, żebym go sam doszedł.
- Oj, Karolu, aleś moment wybrał! Jestem w delegacji, wrócę dopiero za trzy dni! Mógłbyś poprosić Krysię, żeby ci pożyczyła Tropa, ale nie wiem, czy będzie z tobą pracował!
- Och, to nic, zadzwonię do Leszka, miłego wieczoru!
Leszek nie odbierał. Krzysiek skręcił nogę w kostce i leżał unieruchomiony. Zadra, piękna suka posokowca bawarskiego należąca do Marka była akurat w zaawansowanej ciąży i nie dla niej forsowne rajdy za postrzałkiem.
„I co ja mam teraz zrobić?”, pomyślał nasz Myśliwy. Na szczęście ostatnia deska ratunku, Koleżanka Ela, chociaż sama wygrzewała się na australijskiej plaży, przesłała Karolowi numer telefonu do najbliższego „Pogotowia postrzałkowego”. A cóż to takiego, niejeden z Was może zapyta. Otóż tak zwane „pogotowie postrzałkowe”, to właściciele psów przeszkolonych do poszukiwania postrzałków, gotowi udzielić pomocy myśliwym, którzy własnych psów nie posiadają, nie zabrali ich w danym momencie na polowanie, a sami nie są w stanie dojść postrzelonego zwierzęcia. Warunki udzielenia pomocy, w tym pokrycie kosztów pracy i dojazdu, uzgadniane są każdorazowo indywidualnie i zależą od okoliczności danej sytuacji. Obecnie takie pogotowia działają w całym kraju, istnieje nawet specjalna aplikacja na smartfona, dzięki której mamy łatwy dostęp do adresów i numerów telefonów danych właścicieli. Aplikację pobrać można pod adresem:
http://www.poradniklowiecki.pl/128-kynologia/645-pogotowie-postrzalkowe.html
zaś bardzo dobrą bazę danych z podziałem na województwa proponuje nam strona hodowli gończych polskich, „Leśne Nienasycenie” –
http://www.gonczypolski.net/pogotowie.htm
- Cześć, Jacek! – mówi z ekscytacją w głosie. – Mógłbyś podjechać na Janową Polanę ze swoim Tropem? Mam postrzałka, młody przelatek, prawdopodobnie dostał na płuco. W tych ciemnościach nie ma szans, żebym go sam doszedł.
- Oj, Karolu, aleś moment wybrał! Jestem w delegacji, wrócę dopiero za trzy dni! Mógłbyś poprosić Krysię, żeby ci pożyczyła Tropa, ale nie wiem, czy będzie z tobą pracował!
- Och, to nic, zadzwonię do Leszka, miłego wieczoru!
Leszek nie odbierał. Krzysiek skręcił nogę w kostce i leżał unieruchomiony. Zadra, piękna suka posokowca bawarskiego należąca do Marka była akurat w zaawansowanej ciąży i nie dla niej forsowne rajdy za postrzałkiem.
„I co ja mam teraz zrobić?”, pomyślał nasz Myśliwy. Na szczęście ostatnia deska ratunku, Koleżanka Ela, chociaż sama wygrzewała się na australijskiej plaży, przesłała Karolowi numer telefonu do najbliższego „Pogotowia postrzałkowego”. A cóż to takiego, niejeden z Was może zapyta. Otóż tak zwane „pogotowie postrzałkowe”, to właściciele psów przeszkolonych do poszukiwania postrzałków, gotowi udzielić pomocy myśliwym, którzy własnych psów nie posiadają, nie zabrali ich w danym momencie na polowanie, a sami nie są w stanie dojść postrzelonego zwierzęcia. Warunki udzielenia pomocy, w tym pokrycie kosztów pracy i dojazdu, uzgadniane są każdorazowo indywidualnie i zależą od okoliczności danej sytuacji. Obecnie takie pogotowia działają w całym kraju, istnieje nawet specjalna aplikacja na smartfona, dzięki której mamy łatwy dostęp do adresów i numerów telefonów danych właścicieli. Aplikację pobrać można pod adresem:
http://www.poradniklowiecki.pl/128-kynologia/645-pogotowie-postrzalkowe.html
zaś bardzo dobrą bazę danych z podziałem na województwa proponuje nam strona hodowli gończych polskich, „Leśne Nienasycenie” –
http://www.gonczypolski.net/pogotowie.htm
Pamiętajmy, że po strzale najważniejsze
jest „podniesienie” zwierzyny – naszym obowiązkiem jest poszukiwanie jej
aż do skutku, bez względu na pogodę, własne zmęczenie, czy inne
zobowiązania. Jeżeli brak sił lub czasu na ewentualne poszukiwania,
lepiej zrezygnować też ze strzału.
Komentarze
Prześlij komentarz