Nie jestem kiperem, smakuję wszystko
intuicyjnie i albo jest dobre, albo nie. Przyznam szczerze, że bałam się
tego „DarzBora”, bo nigdy wcześniej nie piłam piwa z wędzonego słodu.
Wędzone mięsiwo i owoce bardzo lubię, zwłaszcza, że mieszkam teraz w
prawdziwym zagłębiu wędzarniczym, ale czy to oznacza, że odymione piwo
trafi w moje gusta? Po otwarciu butelki unosi się z niej delikatny
aromat, przywodzący na myśl dziadkową suszarnię, w której wędził śliwki,
dziś zwane suskami sechlońskimi i zarejestrowane u UE jako Chronione
Oznaczenie Geograficzne. Wspomnienie z dzieciństwa, jest pierwszy plus!
Piwo ma niepowtarzalny złoty kolor, albo bursztynowy, jak pisze
producent. Jest lekko mętne, a jego piana gruba i gęsta. Kolejny plus,
bo kocham piwne wąsy! Po pierwszym uderzeniu dymnego aromatu nie ma
śladu – czai się on dalej w smaku. Kolejny plus za intrygowanie smakiem.
Piwo nie jest ani szczególnie gorzkie, ani słodkie, paradoksalnie
jednocześnie bardzo rześkie i bardzo „treściwe”, mimo sporej mocy
(6,0%), którą czuć w czasie degustacji, nie trąci broń Darz Borze,
alkoholem i gasi pragnienie.
Do nabycia w specjalistycznych sklepach „piwnych”, oraz na stronie sklepu Piwoteka. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz