Przyroda to kwiaty i motyle, natura to krajobraz gór na Instagramie

Przebąknęło mi się ostatnio o przyschniętej i wystygłej już sprawie osłów z poznańskiego ZOO i oburzonej ich kopulacją w obecności dzieci Pani Radnej. Wszyscy tak naturalnie przeszliśmy nad tym, jako nad objawem głupoty i absurdem, że pominęliśmy bardzo istotny aspekt całej sprawy, wielokrotnie przeze mnie piętnowany na blogu: chodzi mi o oddalenie się współczesnego człowieka od natury. Nie myślę o rozwoju cywilizacji, urbanizacji, uprzemysłowieniu – mam na myśli wybiórcze, naiwne i nierealne pojmowanie wszystkiego tego, co nazywamy naturą, nie tylko występujących w niej ożywionych i nieożywionych elementów, ale wszelkich procesów i zjawisk. Pani Radna ukazała idealnie własne oderwanie od natury, nie przyjmując do wiadomości, że kopulacja jest rzeczą normalną, niezbędną dla przedłużenia gatunku, bo dzieci, wbrew pogłoskom, bocian nie przynosi. Podobnie zachowywali się jakiś czas temu oburzeni zabiciem żyrafy w Szwecji i poporcjowaniu jej przed młodocianą publiką, aby lwom było łatwiej ją zjeść. Zapomnieli ci oburzeni, że mięso to część zwierzęcia, a człowieka nawet też, że aby je pozyskać, trzeba zwierzę zabić, że pewne zwierzęta, a zwłaszcza kotowate, nie są w stanie żyć, nie jedząc mięsa. Zapomnieli, że dzieciom znacznie łatwiej wytłumaczyć, skąd i co się bierze, co i dlaczego umiera, ginie, zostaje zjedzone.
Na blogu Księżniczki w Kaloszach ukazał się ostatnio doskonały tekst o hipokryzji rodziców, którzy ukrywają i tają przed dziećmi, skąd bierze się kotlet. Sama takich rodziców znam i od zawsze w głowie rodziło mi się jedno pytanie: co będzie w chwili, gdy te dzieci, karmione disneyowską, utopijną papką o świecie pięknym i dobrym, zderzą się z prawdą i rzeczywistością? Trauma, płacz, poczucie zagubienia w świecie, który jest całkiem inny, niż mówiła mama. Złość na rodziców, że kłamali, że nie powiedzieli, że ta nóżka to z kury, a kotlet biegał z innymi świnkami po chlewie.
Dzieci najłatwiej pojmują wszelkie, nawet niesprawiedliwe w naszym mniemaniu, zjawiska w naturze. Nie są skażone wątpliwościami, biorą świat taki, jakim jest. Łatwiej niż nastolatkom tłumaczyć im, dlaczego kot zabił mysz, dlaczego chomik musiał umrzeć, skąd wziął się kotlet na talerzu i mleko w szklance. To tabuizacja śmierci, także tej zwierzęcej, jest działaniem wbrew naturze, w dodatku bardzo nieudolnym, bo udając, że śmierci nie ma, nie zapobiegniemy jej. To czerwienienie się na widok kopulujących osłów świadczy o problemach z własną seksualnością oraz przenoszeniem ich na świat zwierząt, niejaką projekcją swoich zahamować i lęków – kopulujące osły żadnych problemów nie mają! Bez edukacji szkolnej wiedzą, jak przedłużyć swój gatunek, po co Bóg i natura dali im genitalia i odpowiednie okresy rozrodcze. Tutaj pojawia się jeszcze jedna sprawa, czyli egocentryczne pojmowanie świata: jeśli ja wstydzę się swojej seksualności, to mój pies też powinien. Jeśli ja nie jem mięsa, to mój kot też powinien być wege, bo JA tak chcę. Furda z tym, że on kieruje się instynktem i procesami fizjologicznymi – skoro ja nad nimi panuję, to zwierzę też powinno, bo jam jest jego pan i władca. W tym momencie rodzi się pytanie, czy nie humanitarne jest wyhodowanie sobie świni i zjedzenie jej, niż zagłodzenie kota, bo właścicielce nie podobało się, że je mięso? Czy nie jest bardziej moralnie w porządku szanujący żywność mięsożerca, niż wypuszczający hordy mięsożernych fretek z klatek ekoloż, powodujący katastrofę ekologiczną i zagładę drobnej zwierzyny? Pewnie, że jest, ale żyjąc coraz bardziej w wirtualnej rzeczywistości, oddaliwszy się od rozumu, a przybliżywszy nadto do irracjonalnych emocji wielu z nas ma inne zdanie. Osłów w poznańskim ZOO ani to zdanie, ani rozhisteryzowane ludzkie emocje nie interesują – one byle jeść i rozmnożyć się mogły, a wystarczy…

Komentarze