Jestem niezbyt postawną istotą – ot,
metr pięćdziesiąt w kapeluszu, może dwa cale więcej. Trudy myśliwskiego
życia nie mają już przede mną tajemnic, wyprawy w góry, w śniegu,
błocie, na mrozie czy chlapie znam od lat, ale nie twierdzę, żem
siłaczka. Ot, po prostu znam swe fizyczne ograniczenia! Zdarza mi się
polować w takich rejonach, gdzie jedno pędzenia trwa grubo ponad godzinę
– z lenistwa nie taszczę ze sobą rozkładanego siedzonka, a poza tym nie
każdy mądrze na takim ustrojstwie wygląda. Lata też jeszcze obligują
mnie do postawy stojącej, w dodatku siedząca praca wyzwala radość w
każdej sytuacji, gdy mogę rozprostować nieco „cewki”. Do tej pory
zdarzało się, że stojąc w chłodzie przez dłuższy czas, z bronią w ręce,
cierpłam cała i ręce me odmawiały składania się, jak należy.
Jednocześnie czasem niemożliwe było zarzucenie broni na ramię, aby
przypadkiem nie przegapić jakiegoś przemykającego mykity. Każdy zatem
kto ze mną polował i zwrócił na to uwagę wie, że najczęściej staję na
stanowisku z bronią opartą o biodro, aby lufy mieć bezpiecznie w górze, a
jednocześnie ręka nie męczyła się nadmiernie pod ciężarem broni. Nie
było to jednak komfortowe, gdyż by wesprzeć odpowiednio stopkę, żeby nie
ześlizgnęła się, również trzeba użyć siły – ulga w tych drobnych
niedogodnościach przyszła niespodziewanie, Pocztą Polską, w opakowaniu
Sklepu Darz Bór (Strzelce Krajeńskie-Gorzów Wielkopolski-Międzyrzecz
oraz www.darzbor.com.pl).
Kiedy wyjęłam z opakowania skórzany pas
na amunicję z intrygującą „dostawką”, Nowak puknął się w czoło i
spytał, czy aby czegoś mi brak, skoro zakładam pas z czymś znacznie
wystającym w przód. Przesunęłam więc pas tak, jak producent i Pan Bóg
przykazują, aby „wypustka” znalazła się na biodrze. Mina Nowaka nieco
złagodniała: „najwyżej puści się ciebie po składce!”, zawyrokował. Ja
zaś piałam z zachwytu, jak to tak prostym sposobem już nigdy nie będę
mieć ścierpniętych rąk na długiej, górskiej zbiorówce! Wielki test miał
odbyć się na polowaniu w Kole Łowieckim „Ryś” w Żegocinie.
Sobotni poranek, wsiadam do samochodu i
gnam na spotkanie z Kolegami. Mają dziś zaproszonych sporo gości, poza
tym równolegle polują nasi sąsiedzi, z którymi „ustawiliśmy” się w lesie
na ognisko. Wyskakuję z bryczki z radosnym uśmiechem – każdy, z którym
witam się tradycyjnym dajrotowym buziakiem odskakuje zmieszany, patrząc w
okolice mego pasa… Po trzecim zdziwionym spojrzeniu już wiem o co
chodzi – założyłam przecież czarodziejski pas!
- Moi drodzy, spójrzcie tylko na tą
nowinkę! – głoszę wszem i wobec. – Oto oryginalny pas dla skarbnika
koła, do którego będzie zbierał należną składkę!
Chłopcy śmieją się radośnie, a ja
poważnieję. Wyjmuję swojego Winchestera i demonstruję zaciekawionym
myśliwym, o co chodzi z ciekawą „doszywką” do pasa – oto wkłada się w
nią stopkę broni i nie można stać godzinami, oparłszy jeno sztucer o
ramię i ewentualnie objąwszy go jak ukochanego, coby zagrzać dłonie pod
pachami.
Dwa długie pędzenia. Po pierwszym już
wiem, że pas z podpórką to celny strzał. Rozwiązanie proste, tak bardzo
proste, że aż dziw, iż dopiero teraz je gdziekolwiek odnotowałam, a tak
genialne. Po drugim pędzeniu , że pas zostanie ze mną na zawsze – jest
naprawdę doskonałym akcesorium, które znacznie podnosi komfort,
skuteczność i bezpieczeństwo polowania. Broń trzymana jest w pozycji
pionowej, ręce odciążone, a takie ustawienie gwarantuje szybkie złożenie
się do strzału.
Poza podpórką pas posiada ładownicę na
amunicję sztucerową, a także, co obecnie nie pozostaje bez znaczenia,
jest bardzo estetyczny, z delikatnymi tłoczeniami w kształcie dębowych
listków, wykonany ze skóry, co gwarantuje jego trwałość. Skóra, z której
wykonana jest podpórka, jest na tyle sztywna, że nie „oklapnie” w
trakcie użytkowania, dodatkowo „korytko” wyłożone jest twardym
materiałem.
Z czystym jak łza sumieniem polecam wszystkim pas amunicyjny z podpórką na broń, jako rzecz sprawdzoną w terenie i ogromnie przydatną.
Komentarze
Prześlij komentarz