Producenci wabików prześcigają się w
pomysłach, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny ich produktów. Drewniane,
kościane, szklane i kombinowane, wyglądające czasem jak gwizdek, czasem
jak fajka wodna czy lufka, innym znów razem jak modny wisiorek – wszyscy
wiedzą bowiem, że dziś wygląd przedmiotu jest równie ważny jak jego
użytkowość, a czasem czego produkt nie wykona, to przynajmniej
dowygląda… Tej zasady zdaje się całkowicie nie wyznawać producent
wabików Faulhaber Wildlocker, niemalże stuletnia austriacka firma z
barwną historią. Wszystkie ich wabiki są plastikowe, w kolorach
przypominających smętne zabawki z okresu PRL, o formie pokracznej i
dziwnej. Ale jednej rzeczy nie można im odmówić: działają, jak jasna
cholera!
Moja przygoda z wabieniem dopiero się
rozpoczyna: cóż tam mówić, że znam się na tym, skoro ledwie wiem, do
której strony wabika przytknąć usta! A jednak pierwsza wyprawa z
Faulhaberem – piskiem myszy, zakończyła się sukcesem. Pewnie, że nie
wabik wabi, a człowiek, ale pamiętne występy z Predatorem i kniazianiem
zająca do dziś wywołują mój rechot, gdy przypomnę sobie prędkość, z jaką
lisiura zmykał z krzaczorów, miast pędzić ku swej ofierze… Taaak,
oczywiście dziś nie wabiłabym Predatorem jak lat temu X, kiedy jeszcze
mało co o prawdziwym wabieniu wiedziałam – ale i tak Faulhaber zaskoczył
mnie łatwością obsługi i skutecznością. Pierwszy raz miałam okazję
podziwiać, jak używa go w terenie prawdziwy Mistrz, czyli Sławek
Pawlikowski. Do jego pisków sfrunęła nawet sowa! Poinstruowana przez
samego Mistrza, wyruszyłam wreszcie w teren, by sprawdzić austriacki
„gwizdek” w praktyce. Na pierwszego rudego czekałam cztery minuty.
Przyszedł pewnie i spokojnie, pozwalając obejrzeć się z każdej strony,
tak omamiony piskiem austriackiej myszki, że uwierzyłby nawet w to, że
ta „myszka” ma dwoe nogi i blond kucyk…
Ktoś mógłby powiedzieć, że to fart
żółtodzioba, ale zbyt wiele kitek ciągnących do Faulhabera widziałam
wcześniej, by powątpiewać w jego skuteczność. Śmiało mogę polecić ten
produkt wszystkim początkującym, którzy obawiają się, że mogliby coś
spaprać niewyuczoną techniką. Na „pisku myszy” Faulhaber Wildlocker
nauczycie się w mig, o co w tej sztuce chodzi!
Jak wspomniałam, to początki mojej
przygody z wabieniem, zatem możecie się spodziewać, że to pierwsza
recenzja wabika na blogu. Już rozglądam się za kolejnym, a gdy tylko uda
mi się wypróbować go w terenie, podzielę się z Wami moją opinią o jego
skuteczności! Gdybyście zaś samodzielnie chcieli przekonać się, że
Faulhaber Wildlocker dobrym wabikiem jest, uderzajcie w te pędy do
polskiego przedstawiciela firmy, Prezesa Pawlikowski Hunting Travel –
patrz: grafika poniżej. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz