Koleżanka podsyła mi na Twitterze link
do artykułu na portalu jednego z najbardziej znanych polskich
dzienników. „Zakazać dzieciom udziału w polowaniach?” głosi jego tytuł.
Dalej dowiadujemy się, że z bólem, krwią i cierpieniem na polowaniu nie
mogą psychicznie poradzić sobie nawet dorośli mężczyźni, a co dopiero
dzieci! Autor twierdzi, że biorące udział w polowaniu dzieci doznają
traumy, pozbawia się je wrażliwości, zezwala na udział w wątpliwych
etycznie rytuałach. Po tejże gazecie nie spodziewałam się niczego
innego, nawet ze zdziwieniem przyjęłam, że nikt mnie pijakiem i mordercą
(i złodziejem, bo każdy pijak to złodziej… albo na odwrót!) nie nazwał!
Za to komentarze pod wpisem pozwoliły mi dowiedzieć się, że nie jest
jeszcze tak źle, jakby chciały mainstreamowe media, że ludzie jeszcze
troszkę myślą i nie boją się tych myśli artykułować. Miażdżąca większość
komentarzy sprzeciwiała się teoretyzowaniu przedstawionemu przez
autora, podnosząc, że udział w polowaniu, świniobiciu, czy „dekapitacji
kury” od zawsze był elementem wiejskiego wychowania i przygotowania
młodego człowieka do zdobywania pożywienia. Ojciec uczył synów, matka
uczyła córki, nikt nie negował tego i nie zastanawiał się nad naturalnym
procesem przygotowania do samodzielnego życia. Komentujący zarzucali
nawoływanie przez autora do życia w hipokryzji, promocję świata, w
którym przedszkolak musi wiedzieć wszystko o seksie, a nic o pochodzeniu
zawartości swego talerza. Zwracali uwagę na fakt, że coraz więcej osób i
instytucji chce mieć kontrolę nad wychowywaniem dzieci i uważa, że ich
poglądy i metody wychowawcze są jedynymi słusznymi, ograniczając tym
samym prawa rodziców i poglądy na życie innych osób.
Ja chciałam w swoim komentarzu do całej
sprawy podkreślić jeszcze jedną sprawę, o której zdajemy się cały czas
zapominać – dziecko to człowiek. Mniejszy, słabszy, nieukształtowany,
którego należy uczyć i pokazywać mu świat, ale cały czas człowiek. Nie
jest zabawką, tabletem, na który można wgrywać aplikacje, a potem je
usuwać, nie można mu nagle zmienić oprogramowania i tym samym nagle
wprowadzić nowych umiejętności i zdolności, tylko należy je od
najmłodszych lat pewnych czynności uczyć i do pewnych ról przygotowywać.
Wraz z ukończeniem 18 roku życia i otrzymaniem dowodu osobistego nie
uzyskujemy pełnej samodzielności, nie otwierają się nowe funkcje w
naszych umysłach, nie nabywamy z dnia na dzień odpowiedzialności,
niezbędnych dla przeżycia umiejętności, wiedzy, co, jak, gdzie i kiedy
załatwić. Każdej z tych rzeczy muszą nauczyć nas inni – najlepiej, gdyby
byli to rodzice, a nie ideologizujące instytucje. Pamiętajmy, że małe
dzieci nie kierują się „dorosłym” systemem wartości, bywają okrutne,
bezkompromisowo szczere i nie przestrzegają konwenansów, w które my,
dorośli, wbijamy je latami. Śmierć traktują naturalnie i tylko od
rodziców zależy, w jaki sposób będą do niej podchodziły – czy jak do
traumy, przerażającego zjawiska, budzącego panikę, czy jak naturalnej
kolei rzeczy, na którą niewiele możemy poradzić. Od rodziców zależy, czy
do zwierząt będą odnosić się z szacunkiem, nawet zjadając je, czy
uśmiercając osobiście przed przyrządzeniem i zjedzeniem, czy będą je
znały z obrazków w książeczkach i ZOO, myśląc, że tylko tam żyją i
występują. Wyobraźcie sobie natomiast, jaką traumę przeżyłby 18-letni
człowiek, gdyby po uzyskaniu pełnoletności informowano go, że mięso,
którym żywi się od maleńkości, „zrobione” jest ze zwierząt. Równie
wielką, jaką przeżywają niektórzy już dziś, gdy dowiadują się, że
jedzenie w lodówce trzeba kupić, a na pieniądze zarobić… Prąd i gaz w
domu też nie są darmowe, uczycie o tym swoje dzieci?
Na Zachodzie, na który tak często
spoglądają tęsknie ekolożowie, poluje się nie od 18-tego roku życia, ale
wcześniej, w USA w niektórych stanach nawet nie ma ograniczeń wiekowych
do posiadania broni i wykonywania polowania. Zdjęcia kilkulatków z
ustrzelonym indykiem czy nawet jeleniem wirginijskim nie są zdjęciami
dziecka z trofeum tatusia, jak sądzi autor rzeczonego artykułu – te
dzieci same zdobyły swoje pierwsze mięso na niedzielny obiad. Wiedzą,
ile trudu kosztuje podejście zwierza, jak trzeba być cicho, że nie
zawsze łowy się udają i można wrócić do domu z pustymi rękami. Wiedzą
jak ostrożnie należy obchodzić się z bronią, która zabija, a nie jest
plastikową zabawką z odpustu. Dzięki tej wiedzy i tym umiejętnościom nie
wycelują broni w przechodnia, bo zdają sobie sprawę, że to nie film i
nie gra komputerowa. Wiedzą, ile „kosztuje” żywność, więc nie będą jej
marnować, wzorem ludzi wychowanych w konsumpcyjnym systemie hipokryzji i
ograniczonej świadomości. Pamiętajmy, że dzieci nie mają problemów ze
śmiercią, dopóki nie wmówimy im, że powinny je mieć. Nie mam na myśli,
broń Boże, zachęcania dzieci do czynności i aktywności, w której nie
chcą brać udziału, która je brzydzi, przeraża, na którą nie mają ochoty.
Ale niech mają okazję się o tym przekonać same, a nie mają te
przekonania narzucane przez fundacje i stowarzyszenia. Nie możemy
powiedzieć, że czegoś nie lubimy, dopóki tego nie poznamy – jak
powiedział Chiński Mędrzec, zapytany o seks analny. Mamy za to prawo
powiedzieć, że nie chcemy wiedzieć, czy coś lubimy. I tego zalecam się
trzymać, a wychowanie dzieci zostawić rodzicom – ingerencja państwa w
wychowanie dzieci trąci totalitaryzmem.
Komentarze
Prześlij komentarz