Nie ma tego, czego nie widzę!

Mam przyjaciela, myśliwego z Francji. Informacja o pochodzeniu nie jest bez znaczenia, o czym przekonacie się wkrótce. Mój przyjaciel wybrał się w ubiegłym roku na koziołki, strzelił w czasie kilkudniowego polowania w swoim francuskim obwodzie kilka sztuk, czym pochwalił się na Facebooku. Po ledwie kilku godzinach, poza serdecznymi gratulacjami od innych myśliwych, zaczął otrzymywać wiadomości od swoich znajomych, bliższych i dalszych, aby niezwłocznie usunął zdjęcia ze swojego profilu, ponieważ oni są zszokowani i zniesmaczeni. Zrobiło mu się niezwykle przykro, dyskutowaliśmy na temat tej sytuacji przez dość dobrą chwilę, gdyż ja bezczelnie nakłaniałam go do pozostawienia zdjęć. Nie były one ani krwawe, ani niesmaczne, wręcz bardzo etyczne i podręcznikowo wykonane. Przyjaciel usunął je jednak, pod naporem żądań pewnej grupy swoich znajomych.
Czy osoby te nękały go po usunięciu? Czy wykluczyły go z grona znajomych? Czy miały do niego dalsze pretensje? Nic z tych rzeczy: świat kręcił się dalej, oni nadal byli jego „friends”, on nadal polował, tylko nie pokazywał tego na Facebooku. Nikt z nich nie żądał, by przestał polować – oni nie chcieli widzieć efektów polowania.
Długo się zastanawiałam, czy chodziło o estetykę. Nie sądzę, gdyż, jak wspomniałam wcześniej, zdjęcia były bezkrwawe. Czy chodziło o sprzeciw wobec łowiectwa? Również powątpiewam, ponieważ te osoby nie potępiły działalności mojego przyjaciela, nie odseparowały się od niego, nie usunęły z kręgu swoich znajomych. O co w tym całym larum chodziło, wyjaśniła mi dopiero późniejsza długa rozmowa na temat realiów gospodarki łowieckiej we Francji, którą z moim przyjacielem przeprowadziłam.
Ludzi we Francji nie interesuje łowiectwo, w większości nie mają pojęcia o jego istnieniu swoim pięknym kraju. Powiedzieć kobiecie w Paryżu, że jest się myśliwym, to na wstępie strzał w kolano – żadna nie umówi się z Tobą na, winko, czy inne francuskie przyjemnostki. Jednocześnie jeżeli nie będziesz z nią o tym dyskutował, przejdzie nad tym do normalności, może wzruszywszy lekko ramionami w geście „bardzo mi to wszystko jedno”. Efekt jest taki, że we Francji nikt nie protestował przeciw regulowanym polowaniom na wilki, bo… nikogo poza myśliwymi to nie interesowało!!! Nadzór społeczny nad łowiectwem jest żaden, gdyż każdy ma je głęboko w nosie. Nie wychodź zza krzaka, nie pokazuj strzelby, nie chodź w zielonym kapeluszu, a poza tym rób co chcesz, bo właściwie nie interesuje nas ekologia, gospodarka, las i pole, srał je pies! Za pewną formę ostracyzmu zyskujecie wolność i swobodę, a ponieważ obwody w większości są prywatne i dzierżawione od konkretnych osobników, nikogo poza nimi samymi populacja nie interesuje, niech sobie sam decyduje, czy chce mieć dzika, czy sarnę, czy jelenia, oraz za ile je sprzedać. Dla statystycznego Francuza myśliwy to jakaś anachroniczna postać, która nie przystaje do jego rzeczywistości, a co za tym idzie, łowiectwo z codziennością francuską nie przenikają się prawie wcale. On nie chce widzieć pierwszych efektów łowiectwa, czyli strzelonej zwierzyny, gdyż musiałby nadwyrężyć się moralnie, zastanowić nad zjawiskiem, zająć stanowisko w jego sprawie. Nad zjedzeniem dziczyzny nie trzeba się aż tak rozwlekać, ot, najwyżej skrytykować kucharza! Dochodzenie do tego, skąd mięso wzięło się na talerzu, jest natomiast wyjątkowo prostackie, co dopiero zdobywanie go samodzielnie, skoro można je kupić! Przecież jeśli czegoś nie widzę, to tak, jakby tego nie było, nieprawdaż?
Po drugiej stronie mych rozważań stoi polski myśliwy – społecznie działający na rzecz ekosystemu, zbierający śmieci z dziećmi na wiosnę, karmiący bażanciki i sarenki zimą, pilnujący planów łowieckich, pchający się do przedszkola z pogadanką i do telewizji z opowieścią o misji i wizji, społecznie transparentny, przed każdym chętnym okazujący wykonanie statutowych celów, kładący własne pieniądze na to, by dziki nie wpadały ludziom na pola, a jelenie pod samochody, oraz by na niedzielnym spacerze tatusiowie mogli pokazać pociechom bażanta, mówiąc „popatrz, ptaszek!”, oraz koziołka sarny mówiąc: „zobacz, jelonek!”. I ten transparentny polski myśliwy dostaje jeszcze po łbie i innych myśliwego częściach od rozmaitych organizacji, które gmerając w łowieckich przysłowiach smarują po Internecie, że „jedna paczka – jedna kaczka” to znany myśliwski zwyczaj wystrzeliwania całej paczki naboi, by zastrzelić jedną kaczkę. Ignorancję tematu mają całkiem na francuskim poziomie, natomiast kompletnie nie widzą, że swoimi destrukcyjnymi działaniami nie zniweczą łowiectwa, nie zlikwidują polowania, a po prostu pomagają je odmienić na model „zachodni” – za sprawą ekolożów faktem może stać się prawo do decydowania o wykonywaniu polowania na prywatnych ziemiach, od którego krok do dzierżawy gruntów przez Koła u prywatnych właścicieli ziemskim, a co za tym idzie, sprzedaży polowań przez ludzi nie znających gospodarki łowieckiej temu, kto zapłaci najwięcej. Przypominam: dzisiejszy kurs Euro to 4,15 zł.
I kiedy tak rozmyślam o tym, jak francuscy spryciarze poradzili sobie z problemem ekolożów, uciekając w krzaki i wypełzając tylnym wyjściem ze świadomości społecznej, zastanawiam się, którzy ze spryciarzy dokładają do polskiego kotła. Bo od pewnego czasu nie dowierzam w przypadki…

Komentarze