Alternatywna rzeczywistość? A może jednak nie…

Wyobraźcie sobie hipotetycznego obywatela przychodzącego do hipotetycznego urzędu w hipotetycznym państwie. Obywatel przyszedł zawnioskować o wydanie paszportu. Przyniósł wniosek, zdjęcie, ksero dowodu osobistego, uiścił opłatę. I nagle od „miłej pani z okienka” słyszy te słowa:
- Panie, a po co panu paszport? Gdzie pan chcesz jechać, źle panu tutaj? Za granicą to Murzynów biją, strzelają się, zdradzają, gwałcą i kradną; po co to panu? Samolotem pan polecisz, to się rozbijesz. A statkiem popłyniesz – utoniesz. Bo samochodem to po tych naszych drogach za fiksa nie wyjedziesz. Nie dam panu tego paszportu, chyba, że pan uzasadni na piśmie w ciągu siedmiu dni, do czego aż tak panu ten paszport wielce potrzebny, że pan go musisz mieć. Do nigdy nie widzenia!
Inna opcja, obywatelka przychodzi z wnioskiem o wydanie dowodu osobistego! Papierki ma, zdjęcia ma, wszystko ma. I co słyszy?
- A potrzebny to pani ten dowód? Jeszcze ukradną, kredyt na panią wezmą, pralkę kupią… Ktoś się podszyje i alkohol w sklepie kupi, a może nieletni!? A poza tym te dowody brzydkie. Łamią się. Nic na nich nie ma ciekawego, nawet kolor oczu zlikwidowali. Zdjęcie niewyraźne takie, ani to ładne, ani praktyczne… Miejsce w portfelu zajmuje. Do głosowania i tak pani nie chodzi, siedzę w komisji, to wiem, kto chodzi. No to na co to pani, taki balast? Jak pani złoży odpowiedni materiał dowodowy, że dowód niezbędny jest i basta, to ja się ustosunkuję i wydam decyzję, tymczasem borem lasem.
Absurd? Taki absurd każdego tygodnia dzieje się w naszym kraju. Tylko nie przy wydawaniu dowodu, lub paszportu, a pozwolenia na broń. Decyzja ta, decyzja administracyjna, jest najbardziej reglamentowaną ze wszystkich decyzji, a przy niej najlepiej widać absurd i potęgę biurokracji, oraz uznaniowość urzędnika w wypełnianiu obowiązków. Obowiązkiem urzędu jest działać na korzyść strony, a nie wyszukiwać pilnie i wnikliwie wszelkich przeszkód, byle tylko decyzji przyznającej nie wydać, lub wydać ją w formie szczątkowej, nie zaspokajającej oczekiwań strony. Nie pojmuję dowolnego ograniczania ilości sztuk broni przysługujących do zakupu przez organ I instancji (WPA KWP), argumentowanego w dodatku „bezpieczeństwem publicznym”. Co to znaczy? Czy znaczy to, że Jan Kowalski z jedną śrutówką jest bezpieczny, a ten sam Jan Kowalski ze śrutówką, sztucerem i kniejówką jest już niebezpieczny? Z każdą sztuką broni osobowość Kowalskiego ulega zmianie? Czy może dla urzędnika każdy jeden Kowalski jest z założenia przestępcą, a z jedną śrutówką mniej nawojuje, niż z dwiema?
Wiele osób nadal spogląda na decyzję administracyjną zezwalającą na zakup i posiadanie broni jak na łaskę pańską, która na pstrym koniu jeździ. Ponieważ wydaje ją Policja, a nie Urząd Miasta, obywatel idzie kornie i w pół zgięty, spełnia najidiotyczniejsze żądania wszechwładnego pracownika administracyjnego, najczęściej nie mające pokrycia w prawie, a będące tylko widzimisiem, a na końcu prawie szlocha ze szczęścia, że dostał na trzy jednostki, choć wnioskował na osiem, „bo Kolega z Zimnej Wódki to dostał tylko na jedną sztukę i mogłem mieć jak on”.
Nie wyobrażacie sobie pisania rozprawki na temat „Po co mi paszport?”, więc dlaczego robicie to w przypadku pozwolenia na broń? Bo boicie się decyzji odmownej? Zdradzę Wam pewien sekret – istnieją kolejne instancje, do których możecie odwołać się od niesatysfakcjonującej Was decyzji urzędnika. Sądy administracyjne nie kierują się wymyślonymi przez Panią Krysię „wewnętrznymi regulacjami i procedurami”, a jedynie ustawami i prawem obowiązującym w całej Polsce. Prawem, które jasno określa, co do uzyskania decyzji administracyjnej jest niezbędne – a w żadnym powszechnym przepisie nie istnieje obowiązek szczegółowego, opisowego argumentowania powodu woli posiadania konkretnej ilości broni. Dla członków PZŁ jedynym prawnie przytaczanym uzasadnieniem jest samo posiadanie uprawnień do wykonywania polowania.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia, która być może jest bardziej prawdziwa, niż oklepany porządek i bezpieczeństwo publiczne. Każda kolejna decyzja wiąże się bowiem z opłatą administracyjną, która może nie powala na kolana wysokością, ale, jak mawiają, grosz do grosza i tak dalej. Dodatkowo należy odbyć ponownie badania, za które płaci się niemałe pieniądze. Tym sposobem co najmniej trzy osoby (urzędnik, lekarz i psycholog) mają robotę, a biurokracja święci sukcesy i kręci się w chocholim tańcu deszczu złotówek. Powiecie, że przy odwołaniach kolejne osoby z budżetówki zostaną wciągnięte w wir decyzji i lepiej już machnąć ręką, niż karmić krwiożerczą hydrę… Z drugiej jednak strony przez pokorę i cichość petenta w znudzonych głowach urzędników rodzą się coraz to lepsze pomysły i za chwilę kolejni chętni w kolejce po broń będą malować na płótnie, po co i na co im trzy strzelby, skoro mają tylko dwie ręce, aaa?

Komentarze