Spacerując z mym psem po okolicznych
deptakach i parkach, zastanawiam się, dlaczego tak liczna grupa
właścicieli psów nie sprząta kup po swych pupilach… Skala zjawiska jest
niemała, a przecież ustawione w rozsądnej odległości na długości całego
deptaka specjalne kosze, powinny wręcz zachęcać do schylenia się,
uprzątnięcia fekaliów i umieszczenia ich w jednym miejscu, do tego
przeznaczonym. Psia kupa gleby nie użyźnia, zresztą przycinanym
regularnie przez miejskie służby trawnikom nie jest użyźnienie
potrzebne. Z kosza na odchody, wbrew głupiemu gadaniu niektórych, wcale
nie bije na całą okolicę smród piekielny, a wręcz przeciwnie – sprawiają
one, że odór psich kup nie towarzyszy nam na całym spacerze. Woreczki
foliowe kosztują grosze, a schylenie się przynajmniej te dwa-trzy razy
dziennie dobrze robi dla ogólnej kondycji. Co zatem powoduje, że tylu
ludzi wciąż po swych psach nie sprząta?
Wpadłam na pewną teorię… Widocznie te
osoby szukają cały czas swej drugiej połówki i zakładają też, że na
księżniczkę/księcia z bajki mogą trafić na spacerze z psem! I jakby to
było, gdyby kobieta/mężczyzna ich snów zastał/a ich z workiem kupy w
dłoni! Ach, no tak… Wyobraziłam sobie taką sytuację, w której zamyślona
podążam za Zmorą słonecznym deptakiem, ptaki śpiewają, drzewa szumią,
lipy kwitną i pachną odurzająco, a z krzaków, z których zazwyczaj
wyskakują nam dziki, niespodziewanie wyłania się sam Boguś Linda
(„niespodziewaność” jest tu zasadnicza, bo spodziewając się, zdążyłabym
uciec, po się wstydam sławnych ludzi). Staje przede mną, a ja dębieję,
ze smyczą, do której przyczepiona jest szczekająca Zmorą w jednej ręce i
workiem z kupą w drugiej. OMG!!! Co za wstyd!!! Ani chłopu rękę podać,
ani po plecach poklepać, ani nawet logicznie się odezwać, bo jak tu
inteligentnie i błyskotliwie debatować z kupą w ręce! Dramat, szok,
niedowierzanie… Romantyczna historia życia skończyła się, nim zdążyła
się zacząć, na psiej pupie i kupie.
Ok, wracam do rzeczywistości, w której
mam kochanego męża i bardzo satysfakcjonujący związek. Szukać nie muszę,
czekać na księcia czy księżniczkę też nie, plecy mam w miarę zdrowe, a
przed wyjściem z psem koronę zostawiam w domu. Dlatego też bez większych
problemów emocjonalnych sprzątam po swoim psie, aby żaden inny
użytkownik deptaka nie wlazł w niespodziankę, brudząc sobie buty, a że
lato w pełni, to może i skarpetę założoną do sandała. I często-gęsto
szlag mnie trafia, że tak wielu ludzi nie potrafi jednego skłonu, ruchu
ręką, celnego rzutu do kosza wykonać, by nam wszystkim było przyjemniej.
Chciałabym też doczekać chwili, w której wraz z wykaszaniem trawników
na osiedlu, do mieszkania wpadał będzie zapach świeżo koszonej trawy, a
nie świeżo rozbryzganego po okolicy psiego gówna.
Zastanawiam się również nad pewną
kwestią: skoro jest łatwy i przyjemny dostęp do koszy na odchody, są
foliowe woreczki, dzięki którym nie ubrudzimy siebie, psa, ubrania,
całego świata, są akcje informacyjne i kampanie społeczne, są nawet
mandaty dla brudasów, to czego trzeba jeszcze, aby wreszcie z miast i
centrów wsi zniknął smrodek psiej kupki? Cudu?
Komentarze
Prześlij komentarz