Żyję na tym świecie ledwie chwilę.
Wydaje mi się, że przyszłam na niego dopiero wczoraj, nie wiem, czy już
jutro nie przyjdzie mi się z nim żegnać. Tylu ludzi, których znałam,
przeminęło, zniknęło, odeszło z mojego życia, a tylu jeszcze mogę poznać
i szczerze pokochać. Tyle ulic zdarzyło mi się przejść, tyle
rozświetlonych w nocy okien oglądać zza szyby samochodu, tyle zdarzeń
obserwować i analizować, czasem zbyt mozolnie, a bezproduktywnie. W tylu
miejscach postawiłam swoje stopy, na tylu posadziłam swój tyłek, tyloma
raczyłam swe oczy, że ledwie jestem w stanie pamiętać jeden procent z
nich. Może mogłabym żyć inaczej… Może mogłabym wolniej, grzeczniej,
spokojniej. Może mogłabym mocniej i szybciej. Może mogłabym nie mieć
tylu znajomych, nie robić tylu rzeczy, cichutko iść przez świat, nie
wzbudzając emocji i samemu ich nie przeżywając. Może mogłabym mieć „mgr”
przed nazwiskiem, albo „chwdp” na lędźwiach. Może mogłabym palić za
sobą mosty, albo stawiać ich więcej. Może mogłabym pracować mniej, bawić
się więcej, zwiedzać, podróżować, przenosić się z kąta w kąt co rusz,
albo spokojnie siedzieć w jednym miejscu, leniwie obserwując powolne w
nim zmiany, nie będąc ich udziałem. Może mogłabym zdrowiej się odżywiać,
albo stołować tylko „na mieście”, czytać mniej, oglądać telewizję,
przestać wkurwiać się na radiowe reklamy leków i porzucić walkę z
wiatrakami ludzkiej niewiedzy i ignorancji. Może mogłabym chować
częściej honor i dumę do kieszeni, mając tym samym więcej nieszczerych,
ale pokornych ludzi wokół siebie. Może mogłabym przestać być uparta,
rozdarta, wiecznie nienażarta, głodna chwil i doznań, spragniona wrażeń i
nowości. Może mogłabym przeżywać swoje życie mądrzej, ciszej, bardziej
prawilnie, standardowo, obcesowo, ugodowo. Może mogłabym przestać bronić
swych racji słowem, a zacząć pięścią. Może mogłabym arogancko i
bezpardonowo korzystać z cudzej uprzejmości, wołając w głos, że „mi się
należy”. Może mogłabym mieć więcej, za jakąś, symboliczną wręcz, cenę
własnej godności i wartości. Mogłabym zboczyć z trasy i pójść w inną
stronę, szukać gdzie indziej, czego innego, z kim innym. Może mogłabym
być bardziej, lub mniej znana, spełnić czyjeś nadzieje we mnie
pokładane, wpasować się w cudze wobec mnie oczekiwania. Być miłą. Być
spokojną. Być podłą i zimną. Nosić mniej makijażu. Nosić więcej
makijażu. Nosić inny makijaż, lub nie nosić go wcale. Mieć krótsze,
dłuższe, droższe spódniczki. Nauczyć się wreszcie chodzić na szpilkach.
Może mogłabym. Może…
Może mogłabym to życie przeżywać totalnie
inaczej, ale póki co przeżywam je najlepiej, jak potrafię. Nie dobrze,
nie źle, nie idealnie, ni doskonale. Po prostu, tak, jak umiem, na tyle,
na ile chcę i na ile mi się podoba. Lubię miejsce, w którym się
znajduję, chociaż wiem, że mogłabym być całkiem gdzie indziej i może
nawet też to lubić. Staram się nie analizować już dokonanych wyborów,
ale dokonywać nowych, które poprowadzą mnie tam, gdzie chcę być. Staram
się żyć swoim życiem, a nie cudzym, którego będę ledwie cząstką. Staram
się być głównym bohaterem swojej własnej historii, nie pozwalając wbić
się w rolę drugoplanową czyjegoś żywota. Staram się, a jednak tego, czy
mi wychodzi, dowiem się pewnie wtedy, gdy będzie zbyt późno, by
cokolwiek zmienić.
Wszyscy płyniemy przez jedno wielkie
„może”. Mamy różne łodzie, różnych nawigatorów, różne punkty odniesienia
i miejsca docelowe, do których dążymy. Wszyscy podejrzewamy, ale nikt z
nas nie wie, gdzie i czy jutro się obudzimy, podążając za swym celem –
jedni za Słońcem, drudzy za Gwiazdą Polarną, trzeci za Białą Gołębicą…
Wszyscy równie przekonani o swej nieomylności, a być może wszyscy równie
w błędzie. Dla każdego z nas coś innego jest ważne, najważniejsze i
pewnie moglibyśmy się latami licytować, co i dlaczego. Jednak w życiu
wcale nie chodzi o to, by odkryć prawdę, ale by nosić ją w sobie,
jakakolwiek by ona nie była – dla nas ma być tą jedyną, objawioną,
wartą, by dla niej żyć i umrzeć. A cała reszta być może.
Być może?Być może się mylę, lecz czy to naprawdę ważne?
Komentarze
Prześlij komentarz