Wielkimi krokami zbliżają się wybory
parlamentarne. Strach pomyśleć, jak tym razem będzie wyglądał bałagan w
PKW, oraz jakich kolejnych absurdów w liczeniu głosów doczekamy, ale
jednak mamy ostatnie dni, by pomyśleć i zdecydować, na kogo oddamy swój
głos. Czy jako myśliwi powinniśmy solidaryzować się i głosować na innych
myśliwych? Oczywiście, że tak! Pod jednym wszakże warunkiem – że
jesteśmy pewni, iż ci Koledzy po strzelbie zrobią cokolwiek dla kraju, a
w drugiej kolejności dla polskiego łowiectwa.
Myślę, że nie ma myśliwego, który z
niepokojem nie patrzyłby w przyszłość, zastanawiając się, czy od 1
stycznia nie pozostanie mu do „opolowania” państwowy las i własne
podwórko, o ile je ma. Stan ten zgotowali nam członkowie komisji
„pracującej” nad nowelizacją ustawy prawo łowieckie, którzy zmitrężyli
masę czasu na przepisaniu starej ustawy i wciśnięciu funduszu
odszkodowań, o którym doskonale napisał swego czasu Kolega Jesionowicz:
http://lowiectwookiemartura.blogspot.com/2015_02_01_archive.html
Dziś krzyczą, że jeśli nie oni, to polować nie będziemy, to nas zdelegalizują, zawieszą, rozgonią i Bóg jeden wie, co jeszcze. A ja śmiem powątpiewać, węsząc w tej panice strach o swoją skórę, która w czasie liczenia głosów może zostać wygarbowana…
http://lowiectwookiemartura.blogspot.com/2015_02_01_archive.html
Dziś krzyczą, że jeśli nie oni, to polować nie będziemy, to nas zdelegalizują, zawieszą, rozgonią i Bóg jeden wie, co jeszcze. A ja śmiem powątpiewać, węsząc w tej panice strach o swoją skórę, która w czasie liczenia głosów może zostać wygarbowana…
Co zatem czynić? Głosować rozważnie. Nie
na panią lub pana w zielonym kapeluszu, ale na osobę, którą znamy,
wiemy, że wkłada masę pracy w swoje koło, obwód, okręg i region, że nie
wyskoczyła sroce spod ogona, ani nie jest niesiona od lat tym samym
prądem, który rozpoczął się w epoce minionej. Głosujmy na osoby, które
już coś osiągnęły, a nie idą po dorobek. Na ludzi, którzy mają wizję,
popartą prawną wiedzą i wolą do obrony tego, co mądre, a zmiany tego, co
zmienić bezwzględnie trzeba.
Gwarantem naszej przyszłości jest to, by
zarządzali nami ludzie „przy ziemi”, znający problemy szarego,
szeregowego myśliwego, któremu nie zawsze dolce wypadają z kieszeni, a
euro z portfela. Nadto ludzie, którzy nie szukają dla siebie ciepłego
barłogu, w którym parę lat pohibernują, z rzadka jeno wysuwając nosek na
kurtuazyjne spotkania z „motłochem”, by „motłoch” nie zapomniał, iż
myśliwym są. Ludzie, którzy zareagują w jakikolwiek sposób, gdy zwrócimy
się do nich o pomoc, wparcie, obronę przed mową nienawiści, a nie
odwrócą plecami, nawet nie racząc powiedzieć „spadaj”.
Rozejrzyjcie się po swoich okręgach
wyborczych. Być może ktoś z Waszych znajomych kandyduje? Może są na
listach wyborczych osoby, którym los polskiej przyrody nie jest
obojętny, nie szukają poklasku w mediach, nie są związane z
ekoterrorystycznym lobby, a po prostu chcą równowagi i zdrowej ekologii w
swoim regionie? Może nawet wcale nie są myśliwymi, a po prostu
rozsądnymi ludźmi! Może również widzą potrzeby zmiany w polskim
łowieckim prawie, ale takie, które zagwarantują stabilność łowiectwa, a
nie jego dobicie kolejnymi składkami, daninami, roszczeniami i
zobowiązaniami. Może wiedzą, jak pogodzić prawo własności z
koniecznością wykonywania polowań, lepiej, niźli obecnie rządzący?
Rozejrzyjcie się, przemyślcie. I idźcie w niedzielę do urny, tuż przed,
lub zaraz po polowaniu.
Darz Bór!
Komentarze
Prześlij komentarz