„Kulawe” dzieła sztuki

Kilkakrotnie zdarzyło mi się spotkać z pytaniem: „A co to takiego?”, wypowiadanym, gdy ktoś niezorientowany wskazywał palcem na kulawkę. „A co ci to przypomina?”, odpowiadałam pytaniem  na pytanie. „Hmmmm, wygląda trochę jak kieliszek!”. „I tym właśnie jest – to kulawka, czyli myśliwski kieliszek.” „Ale na polowaniu nie wolno pić!”. „Owszem, za to na myśliwskiej biesiadzie, gdy strzelby drzemią snem sprawiedliwych w szafie typu S1,  jest to jak najbardziej dozwolone.” „No dobrze, ale przecież ten kieliszek nie  ma nóżki! Nie można go postawić na stole!” „Bo to jest kieliszek, który musi być cały czas w ruchu, jego się nie odstawia!” „A skąd w ogóle taki pomysł???”
Tutaj pewnie nawet niektórzy myśliwi mieliby problem rozwinąć temat. Początków kulawek można upatrywać w rytonach, czyli starożytnych naczyniach, z których winem raczyli się Grecy, jednakże to XVII wiek uznaje się za czas powstania pierwszych kusztyków, jak inaczej są nazywane.  Musimy cofnąć się w czasie do epoki sarmackich szlachciców, którzy polowali na potęgę, a po tych łowach jedli suto i polewali obficie. Wtedy właśnie na polskich dworach zagościły zabawne puchary, pozbawione nóżki, czy płaskiego dna, które można było bezpiecznie odstawić na stół wraz z zawartością. Polscy arystokraci, opętani legendą Sarmatów, uwielbiali wprost naczynia tworzone z cienkiego, bogato zdobionego szkliwa, które nierzadko służyły jako puchary wiwatowe, rozbijane natychmiast po wypiciu toastu. Czyż w ekranizacji Trylogii nie widzieliśmy na własne oczy trzaskania drogocennym wtedy szkliwem o pałacowe marmury? Ach, któżby bogatym zabronił! Szlachta Rzeczypospolitej kochała się w donośnym świętowaniu i hucznym obchodzeniu wszelkich uroczystości. Nie jest prawdą, że kulawki nie da się odstawić – da się, naturalnie, jednak nigdy pełną! Na uboższych dworach, gdzie szanowano szkło, by długo służyło gospodarzowi, kusztyki po wzniesieniu toastu kładziono brzegiem na stole.
Wreszcie kulawki wyszły z użycia ogólnego, a trafiły do szczególnego – przechowali je w tradycji myśliwi, jako spadkobiercy staropolskiej kultury. Dorobiono do niej nawet rzemień lub łańcuszek, aby łatwo nosiło się ją na łowach, oraz do niektórych także wieczko, aby trunek można było przechować na później, nie roniąc ni kropli. Naturalnie od lat, gdy obowiązuje pełny zakaz spożywania alkoholu na polowaniu, próżno szukać kulawek w charakterze elementu stroju myśliwskiego, jak to ongiś bywało, ale na myśliwskich biesiadach, spotkaniach, imprezach, nie są one wcale rzadkim widokiem. Są także ludzie, którzy kulawki chcą utrzymać na takim poziomie, na jakim znali je nasi sarmaccy przodkowie – tworzą je jako istne dzieła sztuki, pojedyncze, wyjątkowe i niepowtarzalne oryginały, wychodzące nie z taśmy produkcyjnej, a z wprawnych, zdolnych i kochających sztukę dłoni. Dłonie takie należą do Mateusza Krupińskiego z Pracowni Grawersko-Jubilerskiej Nemrod, który specjalizuje się w wykonywaniu nie tylko ozdób, elementów biżuterii, czy odznak, ale także przedmiotów użytkowej sztuki łowieckiej, jak choćby ozdobne elementy zastawy stołowej, kielichy mszalne, figury i posążki, oraz właśnie kulawki. Co istotne, Mateusz samodzielnie projektuje każdy przedmiot, dbając o to, by były one niepowtarzalne, nie zaś „odbite” jak na kalce – wszak każdy myśliwy jest inny, każdy ma własną, łowiecką historię, zatem każdy zasługuje na coś stworzonego tylko i wyłącznie dla niego.
Wyjątkowe, niepowtarzalne, wykonane z największą pieczołowitością, cieszą samym swym widokiem, nawet całkiem puste.Cóż, dudniłam tu i ówdzie, że jednym z moich największych łowieckich marzeń jest wyjazd na głuszce… Jeden został już upolowany – podprowadzającym, któremu w pas się kłaniam, był nie kto inny, jak Kolega Mateusz. Chcecie obejrzeć, jak wygląda mój pierwszy „gluhar”? Oto i on:
IMG_20151008_200902
W swoim dorobku Mateusz ma mnóstwo wspaniałych prac, które można podziwiać na jego profilu facebookowym, a jeżeli chcielibyście zamówić coś z jego bogatego asortymentu, piszcie śmiało na adres: aurum999@o2.pl
IMG_20151008_201038

Komentarze