STOP MANIPULACJOM PSEUDOEKOLOGÓW!

Moi Drodzy!
Środowisko pseudoekologów i przeciwników politycznych obecnego rządu robi wszystko, byle tylko doprowadzić do zastopowania nowelizacji ustawy „Prawo łowieckie”. Krzykiem w tefałenach doprowadzili do sytuacji, w której klub PiS (który stworzył projekt) wycofał się z niego, a to tylko dlatego, że potrafili zmobilizować swoich popleczników i słać dziesiątki maili do posłów i senatorów. Wzór maila podano na stronach przeróżnej maści fundacji (teraz tylko czekać, aż pobiją się o 1% ustanawiając prawa autorskie do listu).
Jakichkolwiek byśmy nie mieli przekonań, musimy teraz zewrzeć szyki i postarać się, by nowelizacja weszła w życie. Poniżej publikuję list otwarty, który stworzyłam – możecie go wykorzystać, możecie napisać po swojemu, ale, na Boga, napiszcie! „Ekoloże” są siłą, bo wrzeszczą jednym głosem i ich słychać. Polscy myśliwi – przestańcie mruczeć pod wąsem i zacznijcie działać! Mail nic nie kosztuje, zmobilizujmy się i walczmy o swoje prawa!!!

Szanowna Pani Poseł/Szanowny Panie Pośle,

zwracam się do Pani/Pana w związku z wycofaniem się Klubu PiS z projektu ustawy „Prawo łowieckie”, które to nastąpiło pod naporem krytyki określonych środowisk i pewnej specyficznej grupy społecznej, związanej z patologicznie rozumianą „ochroną środowiska”. W swym liście pragnę wskazać daleko idące skróty myślowe, manipulacje i przekłamania stosowane przez owe środowiska, celem sabotowania prac nad uchwaleniem nowelizacji „Prawa łowieckiego”. Nadmienić należy, iż działanie to doprowadzić ma nie do poprawy wykonywania gospodarki łowieckiej, wzrostu bezpieczeństwa, czy lepszej ochrony środowiska, a jedynie wprowadzić chaos legislacyjny, znacząco utrudnić wykonywanie polowania, uniemożliwić myśliwym właściwą realizację statutowych zadań Polskiego Związku Łowieckiego.

Rozpocznę może od jakże zaskakującej krytyki ustanowienia odległości myśliwego oddającego strzał od zabudowań, która to opiewa na 100 metrów. Stan ten jest niezmienny od przeszło pół wieku i nie podlegał wcześniej żadnym dyskusjom, czy protestom ze strony przeciwników łowiectwa. Obecna krytyka, w połączeniu z informacją o rzekomym „zmniejszeniu odległości” w projekcie, jest bezczelną manipulacją nie mającą żadnego logicznego uzasadnienia, służącą tylko zdyskredytowaniu projektu ustawy.

Podobnie rzecz się ma z dokarmianiem zwierzyny: protestujący podnoszą, iż wielce niebezpieczne dla środowiska jest dopuszczenie ustawą sztucznego karmienia zwierzyny, zapominając całkowicie o tym, iż w obecnej ustawie takie karmienie jest OBOWIĄZKOWE, zaś projekt zakłada uznaniowość koła łowieckiego względem występujących warunków klimatycznych oraz specyficznych potrzeb wynikających choćby z czynionych szkód w uprawach rolnych czy leśnych. Nie zapominajmy, iż sztuczne dokarmianie to nie tylko pomoc w czasie srogich zim, ale też skuteczne odciągnięcie zwierzyny od pól uprawnych, co pozwala uniknąć kolejnych szkód i strat.

Następnie pragnę podkreślić złożoność kwestii wyłączania terenów prywatnych z obwodów łowieckich, co również podnoszone jest przez krytyków projektu ustawy. Jak twierdzą, ustawa będzie „zmuszać” właścicieli ziemskich do przedstawienia przed sądem swoich przekonań religijnych, które nie pozwalają na zgodę na wykonywanie polowania na ich prywatnym terenie. Zastosowanie przepis ów miałby jedynie wtedy, gdyby osoby żądały wyłączenia terenu z obwodu WYŁĄCZNIE z przyczyn religijnych czy moralnych, natomiast na etapie ustalania granic obwodów łowieckich każdy zarządca lub właściciel nieruchomości, czy też jej użytkownik wieczysty, miałby prawo i możliwość do wniesienia uwag. Powyższe jednocześnie znosi argument protestujących, jakoby ustawodawca nie dał właścicielom nieruchomości prawa do wyłączenia jej z obwodu – możliwość taka istnieje.
W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na fakt, który nierzadko umyka protestującym przeciw myśliwym: Polski Związek Łowiecki jest zrzeszeniem, którego członkowie społecznie, dobrowolnie, nieodpłatnie, korzystając jedynie z prywatnych zasobów i w wolnym czasie, realizują zadania ustawy, wyręczając w tym zakresie Państwo. Czynią to pro publico bono, za wykonywanie zadań zleconych nie pobierając żadnych wynagrodzeń od Skarbu Państwa, czy też obywateli, jednocześnie działając na rzecz zarówno jednego, jak i drugich. Uniemożliwianie prowadzenia gospodarki łowieckiej jest zatem działaniem szkodliwym społecznie, bowiem konsekwencje niewykonania planów łowieckich i nadmiernego rozrostu populacji zwierzyny ponoszą wszyscy obywatele: rolnicy i leśnicy zmagają się ze szkodami, konsumenci mierzą się z rosnącymi cenami żywności i pochodnymi przemysłu drzewnego, użytkownicy dróg częściej ulegają kolizjom i wypadkom z udziałem zwierzyny, indywidualne osoby nierzadko cierpią z powodu pasożytów i chorób roznoszonych przez dzikie zwierzęta. Biorąc pod uwagę powyższe, osobiście optowałabym za opodatkowaniem osób wyłączających swoją ziemię z obwodów łowieckich i przeznaczeniem przychodów z powyższego podatku na odszkodowania za zniszczenia upraw przez zwierzynę.

Pozostając w temacie szkód w uprawach rolnych, oburzenie wzbudza projektowane partycypowanie w nich Skarbu Państwa – przeciwnicy łowiectwa całkowicie zapominają jednak, że gdyby znienawidzeni przez nich myśliwi rozwiązali Polski Związek Łowiecki i odwiesili swe strzelby na przysłowiowe kołki, kwestia odszkodowań za zniszczone przez zwierzynę uprawy spadłaby całkowicie na ich braki, a raczej portfele. Mamy tu do czynienia z typową „logiką Kalego” – myśliwi są źli, bo ograniczają populację zwierzyny, ale jednocześnie jeszcze gorsi, gdy nie płacą stu procent odszkodowań za jej poczynania. I analogicznie, dzika zwierzyna jest wg „ekologów” dobrem wspólnym, póki widzą ją na zdjęciach, zaś gdy zniszczy uprawy, staje się nagle podopieczną myśliwych, którzy ponoszą konsekwencje finansowe jej działania. Poza wszystkim udział Skarbu Państwa byłby proporcjonalny do wykonania planów łowieckich w danym kole, w związku z czym stanowiłby rodzaj pozytywnej motywacji do racjonalnego gospodarowania zwierzyną. Warto nadmienić, iż rzetelne wykonywanie planów nie tylko podniosłoby zyski z rolnictwa, ale także napędzi obrót amunicją, akcesoriami łowieckimi, oraz dziczyzną, co wygeneruje wpływy do budżetu Państwa z należnych podatków. Współfinansowanie odszkodowań nie będzie zatem miało w finalnym negatywnego wpływu na finanse Państwa.

Od lat w retoryce środowisk przeciwnych łowiectwu przewija się również argument o stosowaniu amunicji ołowianej, przez ową grupę orzekanej jako śmiertelnie toksyczna. Ołowiu do produkcji amunicji używa się od około XIII wieku naszej ery, od samego początku służyła również do uśmiercania zwierzyny, a nie został do dziś stwierdzony żaden przypadek ołowicy u osób spożywających dziczyznę (nawet, jeżeli stanowi ona główny składnik ich diety), próżno szukać również tej jednostki chorobowej u dziko żyjących ssaków, ptaków, ryb. W chwili obecnej nie istnieje racjonalna alternatywa dla ołowiu: zarówno miedź, tombak, jak i stal nie zdają egzaminu, będąc znacznie mniej skuteczne oraz niebezpieczne (przez twardość w/w metali występuje znacznie większe ryzyko wystąpienia rykoszetu, a dodatkowo miedź tworzy wysoce toksyczne sole w procesie rozkładu). Warto nadmienić, iż w czasie dwóch wielkich konfliktów zbrojnych XX wieku do ziemi i wody trafiło znacznie więcej ołowiu, niż w ciągu dwóch następnych wieków myśliwi będą w stanie wykorzystać – argument o rzekomym zanieczyszczaniu środowiska ołowiem jest zatem kolejnym wyssanym z palca, a mającym tylko wzbudzać strach i panikę wśród społeczeństwa.

Następnie chciałabym poruszyć kwestię budzącą wśród przeciwników projektu ustawy najwięcej niezdrowej histerii, sensacji i nieuzasadnionej paniki, mianowicie dostęp do broni krótkiej do celów łowieckich oraz rzekomy „brak badań psychologicznych” posiadaczy broni myśliwskiej.
Rozpocząć należałoby od tego, czy istnieje logiczne uzasadnienie obecnego stanu prawnego, który nie zezwala na posiadanie i wykorzystanie broni krótkiej w łowiectwie: otóż nie istnieje! Osoba spełniająca warunki do uzyskania pozwolenia na broń do celów łowieckich nie powinna być ograniczana rodzajem tej broni w zakresie innym, jak tylko energia pocisku. Broń krótka nie ma być zastępstwem dla sztucera czy strzelby, a jedynie skuteczną, bezpieczną i pewną pomocą w szczególnie określonych sytuacjach, gdy uśmiercenie rannej zwierzyny z broni o długiej lufie jest niemożliwe, lub niebezpieczne. Podnoszone przez przeciwników łowiectwa argumenty są absurdalne, bowiem obecnie praktycznie wszyscy myśliwi posiadają broń, regularnie z niej korzystają, odbywają OBOWIĄZKOWE treningi strzeleckie, potrafią obsługiwać broń i korzystać z niej w sposób bezpieczny, zatem rozszerzenie katalogu broni do celów łowieckich nie wpłynie w żaden sposób na obecny stan bezpieczeństwa publicznego. Ponadto, w roku 2011 w ciągu pół roku obowiązywania przepisu zezwalającego na rejestrację broni krótkiej do celów łowieckich, dokonano zakupu i rejestracji przeszło 2000 jednostek takiej broni – przez 4 lata nie nastąpił żaden wypadek z jej udziałem, a wielu myśliwych dodatkowo jest posiadaczami licencji sportowych oraz użytkuje stale broń krótką do celów sportowych bądź ochrony osobistej. Nie ma to najmniejszego wpływu na pogorszenie bezpieczeństwa publicznego, a wręcz przeciwnie: osoby potrafiące posługiwać się bronią są znacznie bardziej odpowiedzialne, zdyscyplinowane, nie popełniają przestępstw ani wykroczeń i wykazują się wysoce moralnymi i prawymi postawami w życiu codziennym.
Nieprawdą jest także podana przez media wiadomość, jakoby myśliwi byli szczególnie uprzywilejowaną grupą, która zwolniona będzie z badań psychologicznych do celów uzyskania pozwolenia na broń, na mocy proponowanego projektu ustawy. Kwestia badań ogólnych, okulistycznych, psychologicznych i psychiatrycznych regulowana jest ustawą o broni i amunicji, zatem dodatkowe zamieszczanie tego typu przepisów w ustawie „Prawo łowieckie” jest zupełnie zbędne i bezzasadne.

Na sam koniec pragnę zwrócić uwagę na strukturę środowisk, które najgłośniej opowiadają się przeciw projektowi ustawy w obecnym kształcie: środowiska te wzorują się na zachodnich grupach ekoterrorystów, korzystając głównie z wzorców brytyjskich i niemieckich organizacji, sabotując prawidłową realizację gospodarki łowieckiej i założeń wieloletnich planów łowieckich oraz ustaw: „Prawo łowieckie” oraz „Ustawa o ochronie przyrody”. Argumenty podawane przez media sprzyjające powyższym środowiskom (Gazeta Wyborcza, stacje TVN) serwowane są opinii publicznej w sposób skrajnie uproszczony, zmanipulowany, mający wywołać poczucie zagrożenia, przedstawić proponowane przez Klub PiS zmiany w prawie w formie afery i skandalu, którego nie sposób się doszukać przyjmując wyważony ogląd. Jednocześnie w chwili obecnej zdecydowana większość przeciwników projektu ustawy „Prawo łowieckie” to wrogowie polityczni, którzy pragną zdyskredytować każdą inicjatywę Rządu jedynie po to, by wprowadzić chaos legislacyjny. Brak nowelizacji bądź odrzucenie z niej istotnych kwestii służących poprawie prowadzenia gospodarki łowieckiej, skutkować będzie dalszym wzrostem populacji zwierzyny i kolejnymi szkodami rolnymi, których konsekwencje odbiją się wpierw na Rządzie, potem na opinii o myśliwych, najsilniej zaś na każdym obywatelu, który za żywność zapłaci krocie. Na tym najsilniej zależy przeciwnikom nowelizacji ustawy, bowiem da im to argument, iż Rząd nic nie zrobił, by chronić rolników.

Od lat obserwuję uważnie niepokojące machinacje określonych środowisk politycznych przy polskim łowiectwie, polskim leśnictwie, polskim rolnictwie. Jak wiadomo, wszystkie trzy sfery są ściśle związane, zależne od siebie, ich rozważna współpraca jest niezbędna dla zachowania ojczystej przyrody w jak najlepszej kondycji, a polskiej żywności w konkurencyjnej cenie i jakości. Próby prywatyzacji Lasów Państwowych oraz zajadłe szczucie na polskich myśliwych wydają się być elementem większego planu, zakładającego powolne wykończenie dwóch pierwszych sfer, by finalnie zniszczyć trzecią – polskie rolnictwo. Upadek łowiectwa spowoduje niekontrolowany rozrost populacji zwierzyny, wyniszczenie upraw, przez co rolnictwo w Polsce stanie się całkowicie nieopłacalne. Leżąca odłogiem ziemia szybko zostanie sprzedana, podobnie jak nieprzynoszące zysków, a płacące nieuzasadnioną daninę dla Państwa ustanowioną przez rządy PO Lasy Państwowe. Wielokierunkowe działanie tak poprzedniego rządu, jak obecnie środowisk z nim związanych i mediów je wspierających, prowadzi w efekcie do całkowitego zniszczenia najistotniejszych gałęzi gospodarki : rolnictwa i leśnictwa, które bez zrównoważonego i nowoczesnego łowiectwa nie są w stanie prawidłowo funkcjonować. Sabotaż projektu ustawy „Prawo łowieckie” jest w większości akcją polityczną, do której wykorzystano grupę nadwrażliwych i zmanipulowanych osób zwących siebie „ekologami” lub „obrońcami przyrody”, a które ma nadal prowadzić do z góry założonych celów: wyprzedania ziemi polskiej zagranicznemu kapitałowi.

Proszę o wzięcie pod uwagę struktury grupy przeciwników projektu uchwały: wśród tych próżno szukać rolników, leśników, osób związanych z prowadzeniem RZECZYWISTYCH działań na rzecz ochrony środowiska, nie brak za to wirtualnych, opartych na zbiórce środków finansowych szemranych stowarzyszeń i fundacji. Jedyni „eksperci” wypowiadający się w materii projektu ustawy to dziennikarze TVN, przedstawiciele organizacji „ekologicznych” o zachodniej proweniencji, bądź gwiazdy Gazety Wyborczej pokroju Adama Wajraka, człowieka od lat szkalującego myśliwych bez żadnych dowodów na poparcie swoich sensacyjnych tez. Nie jest to większość społeczeństwa, nie jest to nawet próba reprezentatywna, bowiem są to wyłącznie osoby obracające się w kręgu lewicowych i antyhumanistycznych, animalistycznych wartości.

Zwracam się z gorącą prośbą o ponowne przeanalizowanie argumentów „za” i „przeciw” projektowi ustawy, nieugięcie się przed zmanipulowanym larum środowisk lewicowych, pseudoekologicznych oraz kibicujących poprzedniej władzy – to nie jest ogół społeczeństwa, a jedynie obecnie najgłośniejsza grupka, forowana w określonych mediach.
Z wyrazami szacunku,
Dorota Durbas-Nowak

Komentarze