2 marca miałam przyjemność pojawić się
na spotkaniu Sekcji Łowieckiej Koła Naukowego Leśników Uniwersytetu
Rolniczego w Krakowie w roli prelegenta. Temat naszego spotkania
wzbudził kontrowersje w Sieci, jeszcze zanim zdążyłam zauważyć, iż
Sekcja opublikowała informację o spotkaniu na swoim profilu! Nie
mniejsze kontrowersje wzbudziła moja osoba, z racji płci, koloru włosów,
wieku i ogólnie – wyglądu zewnętrznego – niegodna rozprawiać o
łowiectwie w szacownych murach UR! „To już prawdziwych myśliwych nie
ma?” – grzmieli Internauci. „Do rwania się nada” – oceniali inni. „Kto
taki temat wymyślił? Przez takich ludzi myśliwi mają zły PR” – podnosił
jeszcze ktoś. Czego spodziewali się uczestnicy spotkania? Po tym, gdy
mnie zobaczyli, chyba niewiele… Blondynka w krótkich spodenkach i bluzce
z dekoltem: taki ktoś nie może mieć pojęcia, którą stroną trzymać
strzelbę, a co dopiero dlaczego między myśliwymi i „resztą świata” tak
często dochodzi do konfliktów.
Po 1,5 godzinnym dialogu (bo zebrani
całkiem chętnie zabierali głos – co na tak późną porę spotkania w dniu
roboczym było dla mnie pozytywnie zaskakujące) wiedzieliśmy już więcej o
tym, co jako środowisko robimy „nie tak”. Rozpoczęliśmy od przyczyn
nieporozumień na linii myśliwy – niemyśliwy. Po stronie niemyśliwych
wyróżniliśmy:
- brak wiedzy z zakresu ochrony przyrody, łowiectwa, gospodarki leśnej i łowieckiej;
- naiwne i życzeniowe postrzeganie przyrody i jej praw (tzw. bambizm);
- niechęć do konkretnych myśliwych za konkretne przewinienia (rozkładająca się potem na całe środowisko);
- bezrefleksyjne podążanie za medialnymi doniesieniami, „tanią sensacją”, przyjmowanie za pewnik wszystkie informacje podawane w mediach;
- ideologiczny sprzeciw wobec uśmiercania zwierząt w ogóle , nie tylko w ramach polowania – emocje i przekonania, z którymi nie wolno dyskutować, a należy je uszanować
- brak wiedzy z zakresu ochrony przyrody, łowiectwa, gospodarki leśnej i łowieckiej;
- naiwne i życzeniowe postrzeganie przyrody i jej praw (tzw. bambizm);
- niechęć do konkretnych myśliwych za konkretne przewinienia (rozkładająca się potem na całe środowisko);
- bezrefleksyjne podążanie za medialnymi doniesieniami, „tanią sensacją”, przyjmowanie za pewnik wszystkie informacje podawane w mediach;
- ideologiczny sprzeciw wobec uśmiercania zwierząt w ogóle , nie tylko w ramach polowania – emocje i przekonania, z którymi nie wolno dyskutować, a należy je uszanować
Po stronie myśliwych tych „przewinień”
znaleźliśmy całkiem sporo, bez owijania w bawełnę i słodzenia
roztrząsając najpoważniejsze błędy popełniane przez Koleżanki i Kolegów
oraz ich negatywne konsekwencje dla całej zbiorowości. Na „topie” były
zdecydowanie:
- chamskie i aroganckie zachowanie wobec innych użytkowników lasu (turystów, spacerowiczów, rolników….);
- niechęć do pogłębiania własnej wiedzy i przekonanie o swej nieomylności;
- zamykanie środowiska przed osobami z zewnątrz, niechęć do przyjmowania nowych członków, tworzenie barykady i podziału na „my” i „oni”.
Szukając silnych stron polskiego łowiectwa weszliśmy w prawdziwy gąszcz zagadnień: od gospodarki, usystematyzowanej struktury zrzeszenia, zbiorowości (wszakże w kupie siła), czy systemu wartości, przez tradycję, kulturę i sztukę, kynologię i sokolnictwo, po modę i urodę – bo kto nam być młodym i pięknym zabroni, co?
Dzięki temu okazało się, jak wiele silnych stron łowiectwa jest wciąż niewykorzystywanych, jak dużo ucieka nam przez palce, gdy moglibyśmy użyć tego do promocji swojego stylu życia. Przykład? Popularność motywów łowieckich w modzie i sztuce użytkowej w ostatnich kilku latach! Pisałam o tym już kilkakrotnie, zwracając uwagę na popularność odzieży, biżuterii, czy wyposażenia wnętrz z wizerunkami zwierzyny, które można kupić w każdej galerii handlowej. Kolejna sprawa, na którą studenci zwrócili uwagę, to duża popularność wszelkiego rodzaju aktywności terenowej, „outdooru” i surwiwalu, a w którą łowiectwo wspaniale się wpisuje! Kompletnie niewykorzystana wydaje się być motoryzacja, na której wielu z nas doskonale się zna – ulepszając i naprawiając swoje bolidy z napędem na wszystkie koła ( z zapasowym włącznie) stajemy się po czasie ekspertami od mechaniki, zaś off road płynie nam w żyłach, po pokonaniu setek kilometrów po bagnach, górach, zaspach śnieżnych i hałdach jesiennych liści. Padła ciekawa propozycja: może by tak zorganizować Rajd i Bieg Myśliwego? Ze wstydem musiałam się przyznać, iż do organizacji Biegu zbieram się od dwóch lat (Magda, wybacz! Miałam już dawno ten temat ogarnąć, a tu … rzić! ), ale może ktoś ma do tego więcej pary, niż ja?
- chamskie i aroganckie zachowanie wobec innych użytkowników lasu (turystów, spacerowiczów, rolników….);
- niechęć do pogłębiania własnej wiedzy i przekonanie o swej nieomylności;
- zamykanie środowiska przed osobami z zewnątrz, niechęć do przyjmowania nowych członków, tworzenie barykady i podziału na „my” i „oni”.
Szukając silnych stron polskiego łowiectwa weszliśmy w prawdziwy gąszcz zagadnień: od gospodarki, usystematyzowanej struktury zrzeszenia, zbiorowości (wszakże w kupie siła), czy systemu wartości, przez tradycję, kulturę i sztukę, kynologię i sokolnictwo, po modę i urodę – bo kto nam być młodym i pięknym zabroni, co?
Dzięki temu okazało się, jak wiele silnych stron łowiectwa jest wciąż niewykorzystywanych, jak dużo ucieka nam przez palce, gdy moglibyśmy użyć tego do promocji swojego stylu życia. Przykład? Popularność motywów łowieckich w modzie i sztuce użytkowej w ostatnich kilku latach! Pisałam o tym już kilkakrotnie, zwracając uwagę na popularność odzieży, biżuterii, czy wyposażenia wnętrz z wizerunkami zwierzyny, które można kupić w każdej galerii handlowej. Kolejna sprawa, na którą studenci zwrócili uwagę, to duża popularność wszelkiego rodzaju aktywności terenowej, „outdooru” i surwiwalu, a w którą łowiectwo wspaniale się wpisuje! Kompletnie niewykorzystana wydaje się być motoryzacja, na której wielu z nas doskonale się zna – ulepszając i naprawiając swoje bolidy z napędem na wszystkie koła ( z zapasowym włącznie) stajemy się po czasie ekspertami od mechaniki, zaś off road płynie nam w żyłach, po pokonaniu setek kilometrów po bagnach, górach, zaspach śnieżnych i hałdach jesiennych liści. Padła ciekawa propozycja: może by tak zorganizować Rajd i Bieg Myśliwego? Ze wstydem musiałam się przyznać, iż do organizacji Biegu zbieram się od dwóch lat (Magda, wybacz! Miałam już dawno ten temat ogarnąć, a tu … rzić! ), ale może ktoś ma do tego więcej pary, niż ja?
Słabe strony przewałkowaliśmy dokładnie.
Nie potrafimy się „sprzedać” – ględzimy (wzorem łani) o wzniosłych
ideach, wysokiej kulturze i sztuce, założywszy niemodny od czasów Gierka
„strój organizacyjny” i podkręciwszy wąsa. A potem dziwimy się, że ktoś
nam zarzuci, że jesteśmy nudni i z innego świata… W tym samym czasie
robimy masę rzeczy, które trafiłyby na trzecią stronę najpoczytniejszych
gazet – bo o pierwszej jeszcze chwilę będziemy tylko marzyć. Ujęcie
uzbrojonego kłusownika? Ratunek niesiony tonącym jeleniom? Zawody
strzeleckie, na które przyjechały dziesiątki zawodników? Każdy z tych
tematów wystarczy tylko dobrze opisać, by stał się „niusem dnia”. Jakoś
jednak wolimy posyłać teksty o dokarmianiu zimowym, czynionym wspólnie z
młodzieżą szkolną, a potem dziwić się, że nikt tego nie drukuje.
Kolejnym, jeszcze większym problemem, jest… wstyd. Rzesza myśliwych nie przyznaje się znajomym do swojej łowieckiej działalności, z obawy przed krytyką, a wręcz ostracyzmem. Zawsze powtarzam: jeżeli wstydzisz się, że coś robisz – nie rób tego! Jeżeli opinia krzykacza i „hejtera” jest dla Ciebie ważniejsza, przemyśl jeszcze raz, czy powinieneś faktycznie czymś się zajmować. Paradoksalnie, w „prawdziwym życiu” nie spotykamy się z tak negatywnym odbiorem, jaki lansują media, co zresztą widać na każdej imprezie lokalnej, w której biorą udział zarządy okręgowe czy koła łowieckie. Nieliczne myśliwskie imprezy czy msze święte hubertowskie oprotestowane zostały „post factum”, w większości przez anonimowe internetowe „awatary”, pomimo, iż wcześniej w lokalnym środowisku były zapowiadanie i nie został zorganizowane w przestrzeni publicznej „z zaskoczenia”. Czego zatem się obawiać? Sami wzbudzamy kontrowersje, pozwalając swoim wycofaniem podejrzewać, że w tych lasach, na tych polowaniach dzieje się coś niecnego i wstydliwego…
Kolejnym, jeszcze większym problemem, jest… wstyd. Rzesza myśliwych nie przyznaje się znajomym do swojej łowieckiej działalności, z obawy przed krytyką, a wręcz ostracyzmem. Zawsze powtarzam: jeżeli wstydzisz się, że coś robisz – nie rób tego! Jeżeli opinia krzykacza i „hejtera” jest dla Ciebie ważniejsza, przemyśl jeszcze raz, czy powinieneś faktycznie czymś się zajmować. Paradoksalnie, w „prawdziwym życiu” nie spotykamy się z tak negatywnym odbiorem, jaki lansują media, co zresztą widać na każdej imprezie lokalnej, w której biorą udział zarządy okręgowe czy koła łowieckie. Nieliczne myśliwskie imprezy czy msze święte hubertowskie oprotestowane zostały „post factum”, w większości przez anonimowe internetowe „awatary”, pomimo, iż wcześniej w lokalnym środowisku były zapowiadanie i nie został zorganizowane w przestrzeni publicznej „z zaskoczenia”. Czego zatem się obawiać? Sami wzbudzamy kontrowersje, pozwalając swoim wycofaniem podejrzewać, że w tych lasach, na tych polowaniach dzieje się coś niecnego i wstydliwego…
Największe zagrożenia, jakie czyhają
obecnie na łowiectwo, to manipulacje medialne, przedstawianie faktów w
sposób wywołujący u odbiorcy negatywne skojarzenia, oraz postępująca
hermetyzacja środowiska. Wiadomo powszechnie, iż zamknięte i niedostępne
dla przeciętnego człowieka grupy nie będą wzbudzały zaufania – aby
społeczeństwo zaakceptowało jakąś grupę, musi ją poznać. Od nas samych,
naszego zachowania się w lesie, polu, ale również wobec sąsiadów i
kolegów z pracy zależy wizerunek całej grupy, a o tym często zdarza nam
się zapominać.
Inne zagrożenia? Nuda i banał, o których już wcześniej wspomniałam. Powtarzanie tych samych, nieciekawych treści, które ogółu nie zainteresują, a nawet wzbudzą w nich sprzeciw: bo jak tu dokarmiać i strzelać? Jak opowiadać o wysypie dzika, a jednocześnie chełpić się wykładaniem karmy w lesie? Jak pchać się przed obiektyw w totalnie niemodnym gajerze, na widok którego panny krzywią się i podśmiewają? Jak być branym poważnie, gdy przynudza się o jakiejś wielowiekowej tradycji, o której nic interesującego nie potrafi się opowiedzieć, poza tym, że jest? Trzeba nam świeżego powiewu i dopasowania prezentowanych treści, a także sposobu samej prezentacji, do współczesnych realiów. Obecnie chwytliwe będą tematy kulinarne, ale w nowoczesnym ujęciu, moda myśliwska, wykorzystanie tkanek zwierzęcych w medycynie i kosmetyce, broń i amunicja, łowiectwo jako forma aktywnego spędzania czasu. Ciekawe zawsze pozostaną łowieckie tradycje i rytuały, szczególnie te wywodzące się z czasów pogańskich – słowiańska mitologia przeżywa obecnie swój renesans. W swoich szeregach mamy masę nauczycieli, wykładowców, dziennikarzy i publicystów, których grzech nie wykorzystywać. Tymczasem od lat zaprasza się na prelekcje o łowiectwie wypindrzoną, wymalowaną blondynkę, powodując ból „pleców” u całej rzeszy spragnionych wykładów o łowiectwie mężczyzn! Czyżby przez to, że nikomu innemu gadać się nie chce? Że zrobienie prezentacji kosztuje chwilkę czasu i dobrej woli, oraz elementarnej choćby wiedzy? Że na spotkanie trzeba dojechać i wyasygnować na to kilka godzin, raz na jakiś czas?
Cały czas pokutuje w nas przekonanie, że „od tego są inni”. Od spraw wizerunkowych, od edukacji, od kontaktów z mediami i społecznością lokalną. Wielokrotnie słyszę, że „PZŁ powinno się tym zająć” – od osób, które zapomniały, że PZŁ to nie tylko zarządy okręgowe i główny, ale to przecież oni sami. Każdy z nas, polskich myśliwych, jest członkiem zrzeszenia i swoją postawą wystawia świadectwo całej zbiorowości. Na każdym z nas spoczywa obowiązek kreowania wizerunku polskiego myśliwego, ponieważ to NASZ – mój, Twój, Twojego brata, męża, koleżanki z pracy – wizerunek. Nie ma jednego, zatrudnionego przez ZG PZŁ awatara, który za 100 tysięcy luda odwali cały PR – to nasze zadanie, od którego wielu od lat się wymiguje, a potem narzeka, że nas nie lubią, że ludzie nic o przyrodzie nie wiedzą, że są naiwni i oszukiwani przez przeróżnych hochsztaplerów. Skoro jednak wciąż tak wielu myśliwym nie chce się uczyć, a potem nauczać innych, to skąd to zdziwienie?
Inne zagrożenia? Nuda i banał, o których już wcześniej wspomniałam. Powtarzanie tych samych, nieciekawych treści, które ogółu nie zainteresują, a nawet wzbudzą w nich sprzeciw: bo jak tu dokarmiać i strzelać? Jak opowiadać o wysypie dzika, a jednocześnie chełpić się wykładaniem karmy w lesie? Jak pchać się przed obiektyw w totalnie niemodnym gajerze, na widok którego panny krzywią się i podśmiewają? Jak być branym poważnie, gdy przynudza się o jakiejś wielowiekowej tradycji, o której nic interesującego nie potrafi się opowiedzieć, poza tym, że jest? Trzeba nam świeżego powiewu i dopasowania prezentowanych treści, a także sposobu samej prezentacji, do współczesnych realiów. Obecnie chwytliwe będą tematy kulinarne, ale w nowoczesnym ujęciu, moda myśliwska, wykorzystanie tkanek zwierzęcych w medycynie i kosmetyce, broń i amunicja, łowiectwo jako forma aktywnego spędzania czasu. Ciekawe zawsze pozostaną łowieckie tradycje i rytuały, szczególnie te wywodzące się z czasów pogańskich – słowiańska mitologia przeżywa obecnie swój renesans. W swoich szeregach mamy masę nauczycieli, wykładowców, dziennikarzy i publicystów, których grzech nie wykorzystywać. Tymczasem od lat zaprasza się na prelekcje o łowiectwie wypindrzoną, wymalowaną blondynkę, powodując ból „pleców” u całej rzeszy spragnionych wykładów o łowiectwie mężczyzn! Czyżby przez to, że nikomu innemu gadać się nie chce? Że zrobienie prezentacji kosztuje chwilkę czasu i dobrej woli, oraz elementarnej choćby wiedzy? Że na spotkanie trzeba dojechać i wyasygnować na to kilka godzin, raz na jakiś czas?
Cały czas pokutuje w nas przekonanie, że „od tego są inni”. Od spraw wizerunkowych, od edukacji, od kontaktów z mediami i społecznością lokalną. Wielokrotnie słyszę, że „PZŁ powinno się tym zająć” – od osób, które zapomniały, że PZŁ to nie tylko zarządy okręgowe i główny, ale to przecież oni sami. Każdy z nas, polskich myśliwych, jest członkiem zrzeszenia i swoją postawą wystawia świadectwo całej zbiorowości. Na każdym z nas spoczywa obowiązek kreowania wizerunku polskiego myśliwego, ponieważ to NASZ – mój, Twój, Twojego brata, męża, koleżanki z pracy – wizerunek. Nie ma jednego, zatrudnionego przez ZG PZŁ awatara, który za 100 tysięcy luda odwali cały PR – to nasze zadanie, od którego wielu od lat się wymiguje, a potem narzeka, że nas nie lubią, że ludzie nic o przyrodzie nie wiedzą, że są naiwni i oszukiwani przez przeróżnych hochsztaplerów. Skoro jednak wciąż tak wielu myśliwym nie chce się uczyć, a potem nauczać innych, to skąd to zdziwienie?
Na spotkaniu z Sekcją Łowiecką walnęłam
starym i wytartym na gładko banałem: chcesz coś zmienić – zacznij
zmieniać od siebie. Chcesz, aby ludzie byli świadomi potrzeby gospodarki
łowieckiej? Powiedz im, o co w tym chodzi. Chcesz, żeby odróżniali
sarnę od jelenia? Pokaż im, na czym polegają różnice. Najlepiej w
terenie, przy tym zbierając śmieci wywalane do lasu. Poczęstuj sąsiada
kiełbasą z dzika, przejdź się do miejscowego przedszkola z pogadanką i
kilkoma ciekawymi trofeami. W Twoim obwodzie zdarzyło się coś
niecodziennego? Opisz to, albo opowiedz komuś, kto będzie potrafił
ciekawie opisać i uderz z tym do lokalnych portali informacyjnych lub
prasy. Nie trzeba wcale przesuwać gór, kruszyć murów, ani inwestować
milionów, by już za chwilę zbierać obfite plony – wystarczy, by każdy z
nas budował pozytywny wizerunek myśliwego na swoim przykładzie, w swoim
otoczeniu. I nie bał się tym pochwalić, by dać przykład innym.
Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział
w tym spotkaniu i poznać tylu młodych, pełnych entuzjazmu ludzi,
których starsi „koledzy” nie zdążyli jeszcze zniechęcić do działania w
łowiectwie. Mam nadzieję, że po zakończeniu studiów będą kontynuować
pracę naukową, a także dzielić się z innymi zdobytą wiedzą; że
pamiętając, o czym rozprawialiśmy 2 marca późnym wieczorem, nie
pozostaną w sferze życzeń, a przejdą gładko i z impetem w sferę działań.
Sobie, jako ciągle jeszcze młodej myśliwej, mocno tego życzę!
Darz Bór!
Komentarze
Prześlij komentarz