Co w puszczy piszczy?

Nie ma chyba wśród Czytelników osoby, która nie wiedziałaby o zamieszaniu wokół Puszczy Białowieskiej. By jednak uniknąć niedopowiedzeń, gradacja kornika drukarza zniszczyła całe hektary drzewostanu świerkowego, pozostawiając po sobie rozpadające się pnie, które zagrażają bezpieczeństwu przebywających w Puszczy ludzi, zwierząt, oraz innych, okolicznych, zdrowych drzew. Minister środowiska podjął decyzję o wycince zaatakowanych przez kornika drzew, czym naraził się na srogi gniew środowisk chcących za wszelką cenę utrzymać Puszczę nietkniętą ludzką ręką i pilarką. Wojna polsko-polska trwa w najlepsze, a media podsycają tylko nastroje, co rusz publikując i emitując wypowiedzi kolejnych ekspertów. Jedni chcą ciąć, nie widząc innej nadziei na uratowanie reszty drzew, pozostali chcą, by drzewa waliły się i gniły, jak je Pan Bóg stworzył. W całym konflikcie obie strony usiłują przeciągnąć szalę racji i prawdy na swoją stronę, ani na moment nie pozwalając sobie na refleksję, iż… w walce o Puszczę wszyscy mają rację!
Jak to? spytacie, niektórzy pewnie oburzeni. Przyjrzyjmy się całej historii chłodnym okiem, jakby nas kompletnie nie dotyczyła. Wyjdźmy ze swego obozu, czy byłby on pro-wycinkowy, czy pro-pozostawieniowy (słowotwórstwo rządzi). Jak to możliwe, że obie strony, które tak zaciekle się obecnie zwalczają, mają rację? Sprawdza się tu stare przysłowie, mówiące, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeżeli bowiem naszym celem jest utrzymanie zdrowego drzewostanu, zagospodarowanie Puszczy w taki sposób, by była wiecznie zielona, różnorodna, czysta i ciesząca oko zwiedzających wyglądając, jak z obrazka, oczywistą jest konieczność wycięcia zaatakowanych przez kornika drzew i uprzątnięcie trucheł. Jak mówią zwolennicy wycinki, „by nasze wnuki widziały Puszczę taką, jaką my ją widzimy”.
Jeżeli jednak traktujemy Puszczę jako wielki, unikatowy na skalę światową eksperyment, w którym jedyną ręką ustalającą porządek, może być Ręka Boska, to naturalne będzie pozostawienie wszystkiego swojemu biegowi! Niech kornik ryje dziurę w drzewie, niech pnie walą się gdzie popadnie, niech Puszcza naturalnie i z nieprzymuszonej woli gnije, wysycha, umiera, by na jej trupie zrodziło się coś, co nam się jeszcze nie śni. Taka jest natura! Nie jest zdjęciem na okładce National Geographic, a częściej niż piękna, bywa brzydka, śmierdząca i zabójcza. Ułożyliśmy sobie w głowach wizję Puszczy na wzór Edenu, wiecznie bujnej, a przecież nasze wizje i życzenia nie muszą wcale iść w parze z wolą samej natury!
Co dalej? Skoro mamy dwie racje, to czyja racja jest ważniejsza? Kto powinien decydować o tym, jak Puszczę potraktować? Czy bardziej wartościowe jest uprawianie jej i utrzymywanie w dobrej kondycji, czy też eksperymentalne pozwolenie jej na pełną swobodę, w tym swobodę wymierania? Cóż, w moim mniemaniu mamy do czynienia z dylematem, którego każde rozwiązanie jest złe. Złe jest dopuszczenie do zmarnowania hektarów lasu i tysięcy metrów sześciennych drewna w imię idei, ale tykanie ludzką ręką skrawka nietkniętego od dekad, również wydaje się nie być właściwie.
Logiczne wydaje się zrobienie zestawienia plusów i minusów obu opcji, a potem wybranie mniejszego zła – tylko czy jesteśmy w stanie realnie ocenić, które jest mniejsze? Zawsze będziemy skażeni subiektywnym osądem, własnymi poglądami i przekonaniami.
Jeżeli czekaliście na moje jasne i twarde zdanie w sprawie gradacji kornika w Puszczy Białowieskiej, to ogromnie Was rozczaruję. Nie jestem aż tak arogancka, by zdecydowanie i jednoznacznie popierać jedną opcję, szczególnie w sytuacji, gdy rozumiem i szanuję argumenty obydwu stron. Nie jestem specjalistą z zakresu leśnictwa i ekologii, nie znam badań na temat zmian zachodzących w rezerwacie ścisłym oraz wpływu tych badań na świat naukowy i naszą obecną wiedzę. Czy mogłabym optować za przerwaniem tak wiekopomnego eksperymentu, który może przynieść nam niedające się wycenić w złotówkach wnioski? Nie znam wpływu gradacji na cały region Białowieży, czy mogłabym zatem wzywać do poświęcenia (w imię nieznanego i niepewnego) czyjegoś dorobku życia, lub doprowadzenia do katastrofy ekologicznej (o której niektórzy mówią, że dzieje się w Puszczy już dziś)?
Po co zatem w ogóle poruszam ten temat, skoro nie mam określonego zdania? Żeby uświadomić wszystkim krzykaczom-pieniaczom, że jeśli się gówno w danej sprawie wie i rozumie, to lepiej wstrzymać się z wyrokami. Nad sprawą Puszczy pracują sztaby naukowców, którzy mają silne podstawy teoretyczne i praktyczne, by wydawać osądy, jedynie oni powinni ścierać się w debatach i decydować o losie tego miejsca. Tymczasem najczęściej słyszę w mediach wypowiedzi osób ze świata fantastyki ekologicznej, tak z jednej, jak i drugiej strony. Czy są one miarodajne? Czy wnoszą coś do sprawy i nadają jej bieg, czy tylko powodują tarcia, niesnaski i wstrzymują wszelkie działania? Jak widać, w większości działają hamująco i są zarzewiem konfliktów. Największym przywilejem człowieka jest to, że kiedy nie ma nic do powiedzenia, może milczeć. I wierzcie mi, lepiej milczeć, niż wychodzić na kretyna, który opowiada się za czymś, „bo tak”.

Komentarze