Kto może polować indywidualnie?

Nie po raz pierwszy zdarzyło mi się trafić na myśliwskim forum na temat, w którym jeden z myśliwych pyta, czy wolno mu polować w obwodzie koła łowieckiego bez udziału w polowaniu członka tego koła. Niezmiennie przyprawia mnie to o opad szczęki i wystąpienie na tę szczękę piany. Ludzie! Jakim cudem ukończyliście kurs łowiecki i otrzymaliście uprawnienia łowieckie, skoro nie wiecie tak podstawowych rzeczy?
Okej, na usprawiedliwienie wielu może działać to, że starsi i bardziej doświadczeni koledzy wmówili im, że „u nas w kole jest taka uchwała”, „tradycja”, „zwyczaj”, „blabla”, a poza tym „przecież nie znasz terenu, to się zgubisz”. Z całą pewnością wielkim ukłonem w stronę gościa, który np. wykupił odstrzał w danym obwodzie i go nie zna, jest poświęcenie mu czasu przez myśliwego znającego doskonale rejon – nie podlega to dyskusji, jeżeli obie strony od początku pragną tego samego. Ale jeżeli odstrzał dostaje osoba , która zna teren, wie, w którym miejscu chce polować, to przyprawianie jej opiekuna i „anioła straża” jest zwykłym chamstwem.
Nie mogę pojąć, dlaczego niektóre koła i zarządy tych kół mają aż tak wielkie mniemanie o sobie, że sądzą, iż mogą być ponad ustawą. Jedną uchwałą mogą wprowadzić nakaz obecności członka koła przy każdym polowaniu indywidualnym, celem… no właśnie! Celem czego? Bacznego obserwowania, co też dany myśliwy wyrabia? Czy przypadkiem nie wyjmie medalowego kozła, albo 100 kilogramowego dzika? A może strzeli cztery lisy na wabia, a przecież w kole trwa rywalizacja o tytuł najlepszego lisiarza? A może po prostu, nie życzymy sobie obcych, więc uprzykrzymy im tak polowanie, by nie chcieli wracać?
Wystarczy nie wydawać pozwoleń na odstrzał osobom z zewnątrz – ot, co! Wszelkie nadzory i kontrole prowadzone przez członków koła są nielegalne i niezgodne z prawem! Wiedzcie, że koła nie mają prawa przydzielać wam aniołów, jeżeli sami nie poprosicie o osobę podprowadzającą, czy taką, która zapozna was z terenem – inna sprawa, że w takim wypadku grzecznie jest się zrewanżować komuś, kto poświęca swój czas dla waszej przyjemności. Ale nie dajcie sobie wmówić, że uchwała koła może zmienić cokolwiek w regulaminie wykonywania polowania, który jasno określa warunki polowania indywidualnego: licencja, wpis do książki, wyjście w teren! Potem wpis o ewentualnie oddanych strzałach i upolowanej zwierzynie, oraz obowiązkowo o godzinie opuszczenia łowiska. Nic więcej!
Hermetyczność środowiska tworzy doskonałe warunki dla tworzenia się prawnych kretynizmów, ale nie dajmy się zwariować – koła nie są panami udzielnymi, zarządy nie są królami świata, prezesi nie mają większej władzy, niż nadaje im statut PZŁ. Umowy koleżeńskie są niezwykle pomocne, prawo miejscowe sprawdza się niejednokrotnie, ale jeżeli zaczyna wykraczać poza kompetencje umów, a wchodzi w materię stricte legislacyjną, trzeba to ukrócić. Inaczej okaże się, że w każdym obwodzie mamy inne prawo, a w sąsiadujących kołach warunki wykonywania polowania różnią się tak diametralnie, że nie sposób „przyjść w gości”. Czy tego chcemy?

Komentarze