Ochrona ust w mroźne dni

Są tematy, które wielu myśliwym wydadzą się kompletnie błahe, durne, tak nieistotne, że nie warto się nimi zajmować. Ale nie tylko poważnymi dylematami i testami sprzętów (już niebawem Armasight od Spy Optic!!!) za setki złotówek człowiek żyje, zatem dziś chcę Wam opowiedzieć o  zgubnym wpływie mrozu na nasze twarze, szczególnie na usta.
O ile w czasie polowania włosy ukryjemy pod czapką, dłonie w ciepłych rękawicach lub mufkach, stopy odgrzejemy Toe Warmerem z Only Hot, a na całą resztę ciała przywdziejemy przeróżne -sulate’y i membrany, wełny, akryle, poliamidy i inne wynalazki, o tyle nasze biedne twarzyczki najczęściej pozostają narażone na działanie mrozu. Na całą twarz możemy nałożyć grubą warstwę nieśmiertelnego kremu Nivea i mieć pewność, że mróz się przez niego nie przedrze, ale mówiąc, jedząc, pijąc, szybko „zjemy” warstwę z warg. Poza tym, wymagają one nieco innej ochrony niż reszta twarzy, ze względu na cieńszą i wrażliwszą skórę. Jeżeli zatem wybieramy się na łowy w minusowych temperaturach, warto mieć przy sobie nawilżającą, ochronną pomadkę. Opowiem Wam co nieco o popularnych na rynku balsamach i pomadkach, których miałam okazję używać i sprawdzić ich działanie w praktyce.
Na co zwracać uwagę kupując balsam ochronny do ust?
Przede wszystkim warto sprawdzić, czy produkt posiada filtry SPF, czyli chroniący przed promieniowaniem słonecznym. Wiem, dziwne, iż sugeruję ochronę przed słońcem zimą, ale zimowe słońce działa na skórę równie niekorzystnie, co letnie. Kolejna sprawa to zawartość witamin – A oraz E skutecznie odżywiają i nawilżają skórę, witamina F regeneruj ją, witamina C zapobiega starzeniu się skóry, a witamina B5 utrzymuje skórę jędrną i elastyczną, wspomagając jej regenerację i odnowę.
Kolejna sprawa to konsystencja pomadki lub balsamu – nie może być ona zbyt lekka, a produkt nie powinien wchłaniać się w skórę. Bardzo istotne jest bowiem stworzenie filmu, powłoki izolacyjnej, która będzie chronić skórę warg przed niską temperaturą. Gładka i tłusta konsystencja pozwala również na dokładne rozprowadzenie kosmetyku nawet na spierzchniętych lub popękanych wargach – „rozejdzie” się on w każde miejsce, dotrze do tych nadwyrężonych partii i podleczy je skuteczniej, niż twarda, tępa pomadka, która zostanie jedynie na wierzchu.
Obecnie mamy na rynku tak wielki wybór wszelkiej maści produktów do pielęgnacji ust, że każdy może wybrać coś na swój gust i kieszeń. Producenci oferują linie dla panów, którzy wreszcie dojrzeli do tego, aby nie trzeć swoich kobiet popękanymi, spierzchniętymi gębami w zimowy czas, a zrozumieli, że natarcie się sztyftem czy kremem kilka razy dziennie to nie ujma na honorze. Moi Kochani! Męski mężczyzna, to zadbany mężczyzna, a nie zapuszczony ogr! Nikt nie wymaga od Was noszenia kosmetyczki i trymera do brody na polowanie, ale sztyft z balsamem jest mniejszy i lżejszy od naboju 300 Winchester Magnum – nie przeważy Was, ani nie zrobi z Was lalusiów!IMG_20170124_195913
Osobiście mam swoje typy, którymi nie chcę Was zbytnio zanudzać, ale absolutnie kultowym i niezbędnym w mojej kosmetyczce produktem jest Carmex – czy to klasyczny, balsam w słoiczku, czy też pomadka w sztyfcie, od wielu lat towarzyszy mi i nic nie jest w stanie go wysiudać z pierwszego miejsca. Nawet gdy zdradzam go z innymi, to jednak do niego wracam, bo nigdy mnie nie zawiódł – „nareperuje” nawet najbardziej spękane usta, przyjemnie koi i chłodzi dzięki zawartości kamfory i mentolu, a po zaaplikowaniu go na noc budzę się z pięknymi, pełnymi wargami, jak po botoksie. Uwielbiam! Zawiera mentol i kamforę, przez co po jego aplikacji czuć lekki chłód na ustach oraz delikatne mrowienie, jednak już po chwili nasza skóra jest zmiękczona i wygładzona, a po kilku dniach używania głęboko zregenerowana. To świetna rzecz również dla Panów, bowiem Carmex klasyczny ma zapach wyłącznie kamforowo-mentolowy, jest bezbarwny, a przydaje się także przy przeziębieniach i niedrożności górnych dróg oddechowym, bowiem po posmarowaniu nim nosa i „wąsa” mamy nie tylko ochronę naskórka, ale również inhalację.
Jeżeli chcielibyście zrobić sobie regenerujący balsam do ust sami, to gorąco polecam wymieszanie miodu z sokiem z cytryny i oliwą z oliwek: 1 łyżka miodu, 3 krople oliwy i 3 krople soku z cytryny mieszamy razem, wkładamy do gorącej wody (ale nie gotującej się!) na minutę, a potem do lodówki, aby balsam ostygł. Nie należy robić zbyt dużych „porcji” i nie przechowywać balsamu w cieple, aby nie doprowadzać do psucia się, czy też rozwoju bakterii chorobotwórczych. Tydzień to absolutne maksimum czasu, na jaki możemy naszykować sobie jedną porcję. Radzę nie przekraczać tego terminu, by miast słodkich ust nie mieć żołądkowych sensacji – balsam z ust trafi wszak wprost do naszego brzuszka, a tym bardziej, gdy jest tak słodki!
Najlepiej zaaplikować sobie miodową kurację przed snem – nawet w przypadku bardzo spierzchniętych ust rankiem wstaniemy z wygładzoną, zaleczoną buźką. A i buziak na „dzień dobry” naszym ukochanym będzie smakował zdecydowanie lepiej ;)

Komentarze