Coraz częściej pojawiają się w Sieci
wpisy nawołujące do wyłączenia swojego terenu z obwodu łowieckiego: po
polsku, zakazania polowania na swojej ziemi. Wbrew obiegowej opinii,
prawo takie istnieje nieprzerwanie od dawien dawna, a wiązało się z
deklaracją do koła, uniemożliwiającą jednocześnie dochodzenie
odszkodowań za działalność zwierzyny od niego. Jak grzyby po deszczu
wyrastają instytucje, obiecujące pomoc prawną w tej kwestii, bazujące na
niewiedzy, naiwności i niezdrowych emocjach właścicieli nieruchomości.
Jak dziś zauważyłam, już od 29,99 za poradę! Okazja! Nie o tym jednak
chcę pisać…
Obecnie planuje się zmianę przepisów: w
Sądzie właściciel terenu poda przesłanki religijne lub światopoglądowe,
jakie czynią w jego oczach polowanie złym i występnym, po czym Sąd
stuknie młotkiem i na jego włościach wszelka działalność myśliwych
stanie się nielegalna. Proste jak budowa cepa!
Nie do końca. W proponowanej
nowelizacji zapomina się o wielu niezwykle istotnych kwestiach, które ja
poruszałam już we wpisie „Poprawność niepolityczna”. Po pierwsze,
zgodnie z art. 53 ust. 7 Konstytucji „ Nikt nie może być obowiązany
przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu,
przekonań religijnych lub wyznania.” Dziękuję, Darz Bór. Jakim cudem
ktoś wypuścił zatem taki bubel??? Żeby przedłużyć postępowanie
nowelizacyjne? Ośmieszyć Ministerstwo Środowiska? Narobić kolejnej burzy
w mediach? Nie pojmuję!
Ponadto, w projekcie ustawy brak jakichkolwiek konsekwencji dla właściciela/użytkownika wieczystego nieruchomości wyłączonej z obwodu łowieckiego wobec postępowania odszkodowawczego za szkody łowieckie. Nie można zapomnieć, iż utrudniając wykonywanie planowej gospodarki łowieckiej, właściciele/użytkownicy wieczyści terenów wyłączonych z obwodów łowieckich przyczynią się znacząco do wzrostu szkód łowieckich w najbliższej okolicy ich nieruchomości. Winno się zatem, biorąc pod uwagę zasadę solidarności społecznej, żądać od „wyłączonych” partycypowania w odszkodowaniach, co jest niezwykle proste do wykonania: wystarczy przy podatku od nieruchomości pobierać zryczałtowaną wpłatę na Fundusz Odszkodowawczy, który nota bene nie będzie w jurysdykcji „złych myśliwych”. Opłatę obliczy się co roku na podstawie kwot wypłaconych odszkodowań w danym obwodzie łowieckim, wyciągając średnią z ostatnich 3-5 lat, stosownie do powierzchni wyłączonego terenu. Proste jak kichanie – dlaczego nikt o tym nie pomyślał przy pisaniu noweli?
Ponadto, w projekcie ustawy brak jakichkolwiek konsekwencji dla właściciela/użytkownika wieczystego nieruchomości wyłączonej z obwodu łowieckiego wobec postępowania odszkodowawczego za szkody łowieckie. Nie można zapomnieć, iż utrudniając wykonywanie planowej gospodarki łowieckiej, właściciele/użytkownicy wieczyści terenów wyłączonych z obwodów łowieckich przyczynią się znacząco do wzrostu szkód łowieckich w najbliższej okolicy ich nieruchomości. Winno się zatem, biorąc pod uwagę zasadę solidarności społecznej, żądać od „wyłączonych” partycypowania w odszkodowaniach, co jest niezwykle proste do wykonania: wystarczy przy podatku od nieruchomości pobierać zryczałtowaną wpłatę na Fundusz Odszkodowawczy, który nota bene nie będzie w jurysdykcji „złych myśliwych”. Opłatę obliczy się co roku na podstawie kwot wypłaconych odszkodowań w danym obwodzie łowieckim, wyciągając średnią z ostatnich 3-5 lat, stosownie do powierzchni wyłączonego terenu. Proste jak kichanie – dlaczego nikt o tym nie pomyślał przy pisaniu noweli?
Kolejna, najważniejsza w tym wszystkim
rzecz: wyłączenie kilku hektarów Mietka Paciaciaka z obwodu łowieckiego
nie wyłączy ich z ekosystemu. Co to oznacza? Gospodarka łowiecka to nie
tylko regulacja pogłowia, ale również inwentaryzacja populacji, poletka
żerowe, podsypy i paśniki, lizawki z solą, zapobieganie kłusownictwu
poprzez zbieranie wnyków i sideł. Gdzie przepis, obligujący osoby z
„wyłączonych” terenów do prowadzenia gospodarki łowieckiej, która jest
częścią gospodarki RP? Za granicą każdy właściciel ziemski ma OBOWIĄZEK
utrzymywania swojego terenu w zgodzie z rozmaitymi przepisami, planami i
regulacjami, bowiem puszczenie wszystkiego samopas doprowadziłoby do
klęski ekologicznej. W Szwajcarii na ten przykład funkcjonują zawodowi
myśliwi, którzy mają możliwość regulować pogłowie dzikiej zwierzyny – na
zlecenie obywateli, za stosowną opłatą, sięgającą przykładowo 100 Euro
za jednego dzika. A u nas? Wolnoć Tomku w swoim domku! Bierzta hektary i
róbta co chceta! Nawet se je wybetonujta albo spalta!
Większość chcących wyłączenia swoich
terenów z obwodu łowieckiego widzi nie dalej, niż do swojej bramki.
Wydaje im się, że świat kończy się i zaczyna na ich podwórku, a cała
reszta to abstrakcja. Gdy zabroni myśliwym wchodzić na swój teren, to w
jego granicach samoistnie wytworzy się zamknięty, harmonijny ekosystem,
który nie będzie wpływał w żaden sposób na resztę: na sąsiadów, ich pola
i kurniki, na lasy, w tym państwowe, na drogi i ich użytkowników. Tak
się jednak nie dzieje – po pierwsze, wyłączywszy teren z polowania
szybko uczy się zwierzynę, iż jest tam bezpieczna. Na żer wychodzi gdzie
indziej, a chroni się właśnie tam i miałam sama okazję zaobserwować to w
mocno zurbanizowanym obwodzie, gdzie zwierzyna przykleiła się do
domostw i nie widywało się jej już na polach. Bez nakazu prowadzenia
gospodarki ekologicznej (by już nie drażnić „łowiecką”) przez
właścicieli terenów wyłączonych z obwodów, doczekamy się rozregulowania
ekosystemu w ciągu kilku lat. Lub plagi kłusownictwa, bo sprytni Polacy
wymówią swoje włości, po czym pozakładają wnyki i guzik im kto zrobi,
skoro żadnego nadzoru nad ich terytorium nie będzie.
Jeszcze inna rzecz – co z postrzałkami?
Co z ofiarami wypadków komunikacyjnych? Co wreszcie z padającymi
sztukami? Koniecznością stanie się powołanie jednostki wyspecjalizowanej
w takich sprawach. Już teraz istnieje instytucja łowczego miejskiego –
może trzeba by wcisnąć łowczego w każdą gminę, wyposażyć, dać ryczałt
samochodowy, ubrać i wysłać na wczasy pod gruszą raz w roku, a wszystko
to z podatków? No może to bardziej empatyczne rozwiązanie dla
przeciwników myśliwych niezawodowych!
Na zakończenie przypomnę tylko, że
gospodarka łowiecka leży w gestii Państwa. Państwo scedowało ustawą
własne zadanie na Polski Związek Łowiecki, który od Państwa nie dość, że
opłaty za to nie pobiera, to jeszcze do interesu wyłącznie dokłada,
m.in. w formie odszkodowań. Za mięso upolowanej zwierzyny każdy członek
PZŁ ponosi opłaty, zatem mit, jakoby myśliwi w zamian za gospodarowanie
zwierzyną mieli darmową wyżerę, można włożyć między baśnie. Przyrównam
tu PZŁ do Ochotniczej Straży Pożarnej: oto również instytucja, która na
pożytek publiczny, nieodpłatnie i dobrowolnie wykonuje zadania Państwa.
Nikomu do głowy nie przychodzi, aby przez wozem strażackim zamknąć
bramkę i wypędzić strażaków ze swojego terenu, bowiem niosą oni ratunek
lub przyczyniają się dla dobrostanu całego społeczeństwa. Podobnie jest w
przypadku prowadzenia gospodarki łowieckiej, ale ponieważ wielu ludzi
myśli, że chleb jest ze sklepu, a mleko z lodówki, coraz trudniej im
zrozumieć jej zasadność. Może trzeba odkurzyć „Razem ze słonkiem” lub
„Dzieci z Leszczynowej Górki” i przypomnieć ludziom, że przyroda to nie
fotki na Instagramie i Krystyna Czubówna bająca o pingwinach?
Komentarze
Prześlij komentarz