Mimo, iż polski język myśliwski jest
bardzo stary i bodaj najbogatszy na świecie (jeśli chodzi o zasób
słownictwa oraz znaczenie kulturowe i trwałość użytkowania), to nie da
się ukryć, iż dla przeciętnego Kowalskiego stanowi zbiór całkowicie
niezrozumiałych „zaklęć”. Dla osób, które wychowały się w rodzinach
myśliwskich, pojęcia „siuta”, „turzyca”, „samura”, czy „strychulec” nie
brzmią obco lub groźnie, jednak czasem łapaliśmy się na tym, że
zaproszeni znajomi, niezwiązani całkowicie z łowiectwem, patrzyli na nas
ze zdziwieniem, gdy rozprawialiśmy o siedzeniu na ambonie, czy
przylocie kuchareczki na staw. Sama zaczęłam zatem dystansować się do
łowieckiego języka i próbować patrzeć na niego oczami (a może raczej
uszami?) laika. Wyszły rzeczy niesłychane…
Weźmy bowiem nemroda, który w
towarzystwie rozprawia, jak to jesienną porą mierzył do basisty?
Ewentualnie łaskawie odpuścił organiście i nie strzelał do niego? Może
to wprawić w osłupienie nieświadomych słuchaczy… A wyobraźcie sobie
teraz młodą, jurną myśliwą, która opowiadając o pięknie zimowych łowów
chwali się koleżankom, jak to położyła gacha z odtylcówki! Nie zapomnę
dzikiego ryku pewnej znajomej, która pomagając koledze-łowczemu w
uzupełnianiu sprawozdania za rok gospodarczy, natrafiła na ilość …
lizawek. Skwitowała to, poza wcześniej wspomnianym śmiechem,
stwierdzeniem, że w tym lesie musimy się w takim razie całkiem nieźle
bawić.
Jeszcze gorzej mają sokolnicy! Gdyby
bowiem któryś dwornie poprosił napotkaną na jakimś pysznym Hubertusie
niewiastę o potrzymanie berła, mógłby narazić się na przysłowiowego
„liścia”… A jeszcze gorzej mogłoby być, gdyby zachęcał ją do zdjęcia
ptaszkowi kapturka!
Nie tylko w polskim języku zdarzają się
dwuznaczności. Moje ogromne zdumienie wzbudził fakt znalezienia
niemieckiego wabika na słonki. Cóż w tym dziwnego? Otóż wyobraźcie
sobie, że w języku niemieckim słowo „schnepfe” oznacza zarówno
wspomnianą słonkę, oraz … Córę Koryntu. Wolę nie próbować dociec, jakimi
meandrami poruszał się niemiecki umysł, gdy leśnego ptaszka wziął za
leśnego ssaka.
Ostatnio jednak zrobiło się całkiem dziwnie, gdy znalazłam to:
I tym radosnym akcentem kończę swój
krótki wywód na temat dwuznaczności w języku łowieckim. Może Wam
nasuwają się jeszcze jakieś zabawne skojarzenia? Czekam na Wasze
komentarze, lub kreatywność!
Redachtor Starszy z bloga „Buce w zielonych kapelusikach z piórkiem” napisał takie oto wyjaśnienie związku słonki z kurtyzaną (cytat dosłowny, pisownia oryginalna – zresztą pisownia Redaktorów Obu zawsze jest wielce oryginalna )
„No wienc droga Parafio ……………….Nawiazujac do tego cytata……..”Otóż wyobraźcie sobie, że w języku niemieckim słowo „schnepfe” oznacza zarówno wspomnianą słonkę, oraz … Córę Koryntu. Wolę nie próbować dociec, jakimi meandrami poruszał się niemiecki umysł, gdy leśnego ptaszka wziął za leśnego ssaka.”……………………..To nie sa zadne meandra, czy cus , tylko calkowicie logiczna logika jezykowa. Otoz faktycznie „Schnepfe” – slonka – oznacza – generalizujaco – kobiete zarozumiala , nadeta, gburowata, jazgotliwa , glupia, niepecjalnie sympatyczna. Jest tez uzywane do okreslania (lokalnie) pan trudniacych sie najstarszym zawodem swiata. …………Dlaczego panie o takich parametrach jak powyzej okresla sie jako „slonki” ….Bardzo proste. To nie ma do czynienia z ich wygladem ( slonki to bardzo piekne ptaki) lecz z odglosami wydawanym tez przez slonki ( nazywane w niemieckim tez „Himmelsziege” (kozy podniebne) – od glebokiego pobekiwania zwanego u nas „chrapaniem”……Nie oznacza to jednak, ze kazda „Schnepfe” jest z automatu prostytutka. …………………..Uprawianie najstarszego zawodu ma do czynienia nie ze samym ptaszkiem lecz z ciagem slonek – „Schnepfenstrich” – pochodzacego od slonki – Schnepfe – i wieloznaczeniowego „streichen” – skreslac, wloczyc sie i……….puszczac sie…… Schnepfe jako okreslenie najstarszego zawodu nalezy wiec rozumiec jako „slonke ciagnaca” – „slonke puszczajaca” sie…….proste. I calkiem logiczne. Nieprawdaz ?….”
Komentarze
Prześlij komentarz