Pożegnanie z kleszczem!

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam o urządzeniu TickLess, nie wzbudziło mojego entuzjazmu. Od znajomych słyszałam już o podobnych aparatach emitujących czarodziejskie fale dźwiękowe, które miały odstraszać kleszcze, a które poza delikatnym brzęczeniem nie robiły kompletnie nic, dlatego z ostrożna podchodziłam do tego tematu. Okazało się na szczęście, że TickLess ze swymi poprzednikami ma naprawdę niewiele wspólnego... Po opublikowaniu zajawki ze zdjęciami na profilu Facebook otrzymałam lawinę pytań, czy i jak to działa - zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że jeszcze nie mam pojęcia, ale jak tylko wykonam pierwsze miarodajne testy, z pewnością podzielę się swoją opinią. Co niniejszym czynię!

Co to jest i jak to działa?
TickLess to niewielkie, zasilane bateryjką urządzenie, które emituje ultradźwięki o częstotliwości 40 kHz. Nie są one słyszalne przez ludzi ani domowe zwierzęta (psy, koty, konie - to jedynie te, dla których urządzenie jest dedykowane), co sprawdziłam na sobie i Zmorze - żadna z nas nie słyszy ani szmeru, ni szelestu wydobywających się z małego breloczka. A właśnie, bo ów TickLess ma formę plastikowej zawieszki na obrożę, lub przypinki do odzieży, łatwo zakładanej na pasek, cholewkę kalosza, czy kieszeń spodni. Wymiary wersji "psiej" to ..... , a ludzkiej - ..... Nawet takiemu sześciokilogramowemu szkrabowi jak moja Pekinka nie przeszkadza, a powiem szczerze, że obawiałam się najbardziej właśnie tego! Zmora ani razu nie drapała się w okolicy urządzenia, nie próbowała go zrzucić, nie wykazywała żadnych oznak niezadowolenia z posiadania takiej tarczy antykleszczowej. Śpi z nią, chodzi na spacery, bawi się, buszuje w trawach - sam TickLess natomiast nie zamoczył się od rosy, nie zbiera źdźbeł, nie wchodzi w niego piach ani błoto, a testowany był w ciepłe i suche dni, a także w deszczową i pełną jesiennego błota aurę.
Okej, ale co niby robią ultradźwięki w całym systemie odstraszania kleszczy, a nawet, uwaga!, pcheł? Czy odpowiednia częstotliwość jest miażdżąca dla mikroskopijnych uszu krwiopijców i zmusza ich do błyskawicznej ucieczki? Nic z tych rzeczy! Chodzi tu o osłabienie najgroźniejszej w polowaniach kleszczy i pcheł broni, czyli narządu Hallera. To właśnie dzięki niemu, usytuowanemu na krzaku czy źdźble kleszczowi nie umknie żadna ofiara! Jak czytamy na stronie polskiego dystrybutora: "Narząd Hallera to narząd zmysłowy znajdujący się na stopach odnóży przednich u kleszczy i roztoczy. Znajdują się tam wyrostki zaopatrzone we włókna komórek nerwowych. Narząd Hallera pełni funkcję narządu węchu, reaguje również na zmiany  wilgotności i temperatury. W oczekiwaniu na żywiciela, kleszcze przyjmują charakterystyczną pozę z wystawionymi przednimi odnóżami, którymi namierzają ofiarę. Roztocza wykorzystują narząd Hallera do znajdowania pożywienia (martwego naskórka) oraz podczas rozmnażania." http://tick-less.pl/informacje/narzad-hallera

Jakie są rodzaje TickLess?
    Urządzenia TickLess dzielimy na kilka rodzajów: są zatem te dla dzieci i zwierząt domowych (domyślnie kotów i psów), które z racji nieprzerwanego działania przeznaczono dla tych użytkowników, którzy samodzielnie ich nie włączą, a mogliby wyłączyć. Najmniejsze spośród breloków antykleszczowych uruchamia się raz na zawsze, co ma wynosić około 10 miesięcy ciągłego działania. Występują w kolorach białym i różowym w przypadku wersji „Baby”, oraz czarny, białym, brązowym, pomarańczowym i różowym w wersji Pet. Obie wersje mają zapięcie na kółeczko, jak przy kluczach, co pozwala założyć je na obrożę, lub przyczepić względnie trwale do dziecięcej odzieży.
    Wersje Human i Hunter (swoją drogą to rozróżnienie trąci snobizmem ;) ) występują w kolorach zielonym i pomarańczowym, są nieco większych gabarytów, a zapięcie to plastikowy klip, który bardzo fajnie zaczepia się o kieszeń spodni, cholewkę gumowca, lub szlufkę torby. Bateria wystarczać ma na 3000 godzin, a tą wersję możemy uruchomić i  zastopować przyciskiem, a jeżeli nawet zapomnimy, samoczynnie wyłączy się po ośmiu godzinach pracy. Bardzo zmyślne i praktyczne!

Czy to jednak faktycznie działa?
Zanim urządzenie dopuszczono do użytkowania u zwierząt, a później ludzi, zostało ono poddane rozmaitym badaniom laboratoryjnym. Laboratorium mikrobiologii i chorób zakaźnych Uniwersytetu w Camerinio we Włoszech opracowało całą dokumentację świadczącą o wpływie TickLess nie tylko na zapobieganie "łapania" kleszczy i pcheł przez psy, ale również drastycznemu spadkowi posiadanych już pasożytów po zastosowaniu urządzenia! Psy, które były wcześniej nosicielami pcheł, po założeniu im Tickless pozbyły się znacznej części swoich nieproszonych gości.
Tyle dokumentacja naukowa – praktyka wygląda zaś w ten sposób: mój pies został wyposażony w TickLess na początku września. Akurat trwał wysyp „jesiennych” kleszczy, o czym informowali mnie klienci, masowo wykupujący rozmaite repelenty i zestawy do usuwania małych krwiopijców. Ponieważ miałam w planach urlop w moim łowisku, Tickless spadł mi jak z nieba – poprzednio psina przyniosła mi trzy kleszcze, a wcześniej dostała reakcji alergicznej od ukąszenia pchły. Ponieważ nigdy pcheł nie miała, byłam bardzo zdziwiona, jednak weterynarz wyjaśnił, iż wystarczyło ukąszenie pchły złapanej na chwilę od innego nosiciela. Zastrzyk rozwiązał sprawę, jednak wszelkie zastrzyki odczulające mają to do siebie, że po jakimś czasie organizm się na nie uodparnia. Dlatego zdecydowanie wolę dmuchać na zimne i nie dopuszczać do kolejnych podobnych sytuacji, zwłaszcza u rasy o dość skomplikowanym systemie immunologicznym.
Zmora wyposażona w różowy wisiorek nie wydawała się wcale nim obrażona, ale o tym już wspominałam. W ciągu półtoramiesięcznego okresu użytkowania TickLess, trzy tygodnie spędziła na wsi, wśród pól, łąk, lasów i wszelkich dogodnych dla kleszcza miejsc. Ponadto codziennie buszuje w wysokich trawach i zaroślach miejskiego parku, bo mam szczęście mieszkać w bardzo wiejskiej dzielnicy. Nie miała ani jednego kleszcza, chociaż TickLess był jedynym środkiem profilaktycznym, jaki u niej w tym czasie stosowałam – nie miała obroży antykleszczowej, nie aplikowałam jej kropel ani wcierek w ciągu miesiąca przed testami, nie truję jej tabletkami przeciwpchelnymi i przeciwkleszczowymi. Skoro zatem zarówno moi znajomi, jak i ich koty i psy w tym samym czasie kleszcze do domów przynosili, stwierdzam, że urządzenie sprawuje się bez zarzutów! Istotne jest to, że pomimo małych gabarytów mojego czworonożnego szczęścia i brodzenia przez nią każdego ranka w jesiennej rosie, urządzenie nie zamokło i funkcjonuje z powodzeniem nadal. Nie jest wodoodporne, ani wodoszczelne, ale ma zwiększoną odporność na przemakanie i wilgoć. 
 
Czy to na pewno bezpieczne?
    Jak wcześniej wspomniałam, produkt przeszedł wszelkie badania laboratoryjne, zanim został dopuszczony do stosowania u ludzi i zwierząt. Nie zawiera żadnych środków chemicznych, nie wytwarza elektrowstrząsów, jest odpowiednie dla maleńkich dzieci, alergików, a nawet wegan i buddystów, bo nie tylko nie zawiera produktów pochodzenia zwierzęcego, ale jeszcze nie unicestwia podłych pasożytów, a jedynie odstrasza je od potencjalnych, aczkolwiek niechętnych żywicieli. Wydawane przez urządzenie ultradźwięki nie mają żadnego wpływu na zdrowie lub samopoczucie, co stwierdzam po braku jakichkolwiek zmian w zachowaniu i samopoczuciu mojego psa – nastąpiła wręcz pozytywna zmiana, bowiem brak reakcji alergicznych odkleszczowych lub odpchlich zdecydowanie działa Zmorze na plus!  


    Moje ogólne pierwsze odczucia związane z produktem Tickless są jak najlepsze. Żadnych kleszczy, żadnych efektów ubocznych, żadnych pcheł mimochodem złapanych od spotykanych tak na wsi, jak w mieście psów – w dodatku wydaje mi się, że na roztocza w domu również to zadziałało, bowiem również ja nie mam żadnych reakcji alergicznych, co przed zastosowaniem TickLess było absolutnie nie do pomyślenia. Stuprocentową ocenę produktu wystawię naturalnie po 10 miesiącach – na tyle bowiem producent szacuje żywotność baterii w swoim urządzeniu dla zwierzaków. Zdejmę Zmorze urządzenie na czas śniegów, by nie zamoczyła go i nie uszkodziła tym samym, ale jeżeli zima okaże się łaskawa, TickLess zostanie z nią również wtedy. Jeśli chodzi o urządzenie dla ludzi, to mam błogosławieństwo nie łapać kleszczy jakoś tak naturalnie i od siebie, dlatego urządzenie stosuję raczej jako dodatkową profilaktykę dla towarzyszących mi osób i psów. Zasięg działania ultradźwięków to 3 metry, zatem jedno urządzenie powinno bez problemu chronić nawet grupę ludzi i zwierząt.
    Póki co produkt spełnia swoje zadanie – z pewnością wrócę do jego oceny po upływie czasu działania! Tego faktycznego, by sprawdzić, czy pokrył się z tym obiecanym przez producenta.




Komentarze