Do sumień

Mnóstwo osób atakuje myśliwych za ich pasję, twierdząc, że to znęcanie się nad zwierzętami, morderstwo, krwiożerczy sport, zabijanie dla chorej przyjemności. Wiesza się psy na nas, uderza w nas, bo jesteśmy widoczni. Nie łamiemy prawa, nie ukrywamy się, nie wstydzimy tego, co robimy „po godzinach” – no, przynajmniej ani ja, ani żaden z najbliższych mi myśliwych się tego nie wstydzi! Jak napisałam – jesteśmy widoczni, można nas rozpoznać, zidentyfikować, nie jesteśmy wcale tak bardzo anonimowi. Zrzeszamy się, działamy wspólnie, wychodzimy do społeczeństwa z odsłoniętą twarzą i dumnie wypiętą piersią. W całkowitym odróżnieniu od kłusowników…
Statystyczny kłusownik mieszka na wsi. Zna dobrze teren, wie, gdzie żeruje zwierzyna, gdzie ma swoje legowiska, którędy przechodzi. To człowiek, który świetnie zna las, pole, zwyczaje zwierzyny. To przede wszystkim człowiek, który do „pozyskania” zwierzyny stosuje drut miedziany (kilogramy – piszę to całkiem poważnie, KILOGRAMY – znaleziono w naszym łowisku na wiosnę), paszcze (jedna sztuka, chyba zbyt drogie i skomplikowane), linki plastikowe, pętle, które zaciskają się na nodze, szyi zwierzęcia, powodując jej powolną, okrutną śmierć. Nie robią tego, dla zachowania populacji, dla wrażeń, robią to dla mięsa. Bieda? Skądże znowu! Po prostu tradycyjne polskie myślenie, że skoro coś jest niczyje, to może być moje – mimo, że zdobycie tego oznacza popełnienie przestępstwa. Dlaczego przeciwko kłusownikom nie występują żadne organizacje pozarządowe? Czemu tylko PZŁ, sądy i policja interesują się tymi ludźmi? Bo są niewidoczni? Bo się nie przyznają? Bo od nich nie da się wyciągnąć kasy za zamknięcie tematu? Gdzie jesteś, Greenpisie (literówka zamierzona), gdzie jesteś, PETo, gdzie jest Pani Joanna Krupa, plująca na futra i ciutkę sławniejsze osoby od niej, które je noszą? Czemu po nazwiskach potraficie się przewieźć, a po zjawiskach już niekoniecznie? Gdybyśmy się ukrywali, pojawiali się wszędzie z zasłoniętą kapturem twarzą, byli podziemiem, a przede wszystkim grupą zwalczaną przez minione ustroje, to prawdopodobnie bito by nam brawo. Bylibyśmy awangardą. A tak reprezentujemy zjawisko stare jak świat (nawet starsze, niż ludzkość), w związku z czym na pewno jesteśmy zacofani i należy nas zrównać z błotem, jak tradycyjne małżeństwa i religijne obyczaje i tradycje (niezależnie od wyznania).
Co jest dla mnie najbardziej obrzydliwą formą kłusownika? Kłusownik z legitymacją PZŁ. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że i takie indywidua istnieją! Doskonale pojmuję, że niektórzy mieniący się moimi Kolegami, nie mogą powstrzymać się od strzału poza sezonem, bez zezwolenia, „na lewo”. Moi Drodzy, NIE WOLNO!!! Jakim cudem uzyskaliście uprawnienia?! Jak mogliście składać ślubowanie myśliwskie? Jak wiele obłudy w Was tkwi, że potraficie obmawiać innych, ochrzaniać za przewinienia, skoro sami macie brudne sumienia? A może wcale tych sumień nie macie? Może wydaje się Wam, że skoro do kłusówki użyjecie strzelby, a nie drutu, to jesteście lepsi, usprawiedliwieni? Otóż wcale nie, nie jesteście! Kieruje wami pazerność, która w końcu zawsze się mści, a nawet jesteście o tyle gorsi od „tradycyjnego modelu kłusownika”, że macie pojęcie o szkodach wyrządzanych środowisku naturalnemu. Uczono was, dlaczego i po co ustanowiono okresy ochronne, limitowane odstrzały, plany roczne i wieloletnie, oraz selekcję samców zwierzyny płowej – zdajecie sobie sprawę z tego, czemu to krzywda dla natury. Można więc uznać, że z pełną premedytacją łamiecie prawo łowieckie, opluwacie etykę i tradycję łowiecką, więc mianem myśliwych was nie śmiem nazwać, bo obraziłabym siebie i swoją rodzinę.
Na zakończenie proszę zarówno przeciwników, jak i zwolenników łowiectwa o rozwagę w komentarzach, nie debilujmy się i nie idiotujmy, bo to do niczego nie prowadzi, a zostawia niesmak po obu stronach. Trafia mnie, kiedy słyszę od nie-myśliwego, że go kiedyś myśliwy zwyzywał od matołów, bo się z nim nie zgadzał. Z kolei mnie pewien nie-mysliwy tłumaczył, jak powinnam polować na dzika, mimo iż w życiu nie był na polowaniu, a dzika widział tylko w zoo… (Chociaż chyba właśnie w tym tkwił problem, „ja nie mogę, a oni mogą, to ja im pokażę….”). Skoro mamy upragnioną wolność poglądów, to uszanujmy nareszcie, że nie wszystkie poglądy muszą być NASZE.
Darz Bór!

Komentarze