...i wziąć się wreszcie za robotę!

Z drugim dniem lata melduję się przy laptopie! Oto oficjalnie dzisiaj zawitała do mojego niezmąconego cywilizacją zadupia iskierka nowoczesności w postaci internetu i mogę się znów rozpisywać o rozmaitych marnościach nad marnościami…
Myśliwy ze mnie ostatnio marny, pochłaniają mnie obowiązki pracownika budżetówki i żony i gospodyni domowej w jednym i jedyny kontakt ze swoją pasją mam za sprawą przelotnych spotkań ze znajomymi, lub zwierzyną rozmaitą w drodze do i z pracy. Sarny mnożą się na potęgę, tylko wokół naszego zacisznego domostwa krążą dwie kozy z młodymi i dwa kozły – jeden stary wiarus, co już chyba ma dożywocie u nas, jako, że się przyzwyczailiśmy do jego szczekania po zmierzchu i bezczelnego ogryzania jabłonek w sadzie, a ten młodszy za młody no i tak sobie spokojnie nas objadają ze wszystkiego co lepsze. Zając się czasem przewinie, następca sędziwego olbrzyma, któremu się zimą ze starości zeszło (cóż, zakaz to zakaz), a do tego taki młodzian hardy, że wiejskie kundle tupaniem przegania…
Wstyd za to, że tuż nad naszym domkiem sąsiadce dzikosze zryły ziemniaki. Nie upilnowaliśmy ani my (najkrótsza noc w roku, to się trzeba było szybko wyspać;)), ani nasze psiaki, smacznie śpiące na kanapie, ani Koledzy, czający się na ambonie w całkiem innym miejscu. Gdy znowu mnie nie będzie przez dłuższą chwilę, może to oznaczać, że wot! myśliweczkę dziki w jej własnym domu zjadły… Ale co tu zrobić, jak się mieszka w nie swoim obwodzie i nie posiada zielonego papierka, bo stale zapomina go odebrać od Łowczego?! Nic, tylko się w kącie wstydzić
Wreszcie zamieszczę jakieś zdjęcia Gwiazdy – na razie z czasów szczenięcych wybitnie. Gwiazda na dzień dzisiejszy jest już całkiem pokaźnych rozmiarów, ale bardzo harmonijnie zbudowana, ładnie nam rośnie. Głos ma donośny, szlachecki, trochę ciapowata jeszcze, ale aportuje bardzo ładnie. W ogóle w porównaniu z naszymi dwoma starszymi psami jest wybitna, bo posłuszna i karna! Stara wyżlica ma już swoje odchyły, a pekinka to, no cóż, pekinka, a Gwiazda zaskoczyła nas bardzo szybkim pojmowaniem i uczeniem się komend i wykonywaniem ich bez mrugnięcia słodkim, okolonym białymi rzęsami okiem.
Ojć, jak już jesteśmy przy psach, to nie mogę się nie pochwalić, że Zmora, czyli pekinka moja szalona, również pokazała swoje talenty i użyteczność łowiecką wypłaszając lisa skrytego pod stodołą i dochodząc po farbie kozła! Tak, zdaję sobie sprawę, jak większość osób zajmujących się kynologią łowiecką zareagowałaby na taką opowieść, ale prawda to, klnę się na starego kozła, co mi się w sadzie posila! Mało tego, w godny lepszej sprawy sposób broniła dostępu innym psom do patrochów po tymże koźle, mając je widocznie za swe trofeum. Chyba się pasją łowiecką od nas wszystkich zaraziła, no cóż, kiedy wejdziesz między wrony… 
Darz Bór!

Komentarze