Mafia

Wywołana do dyskusji podejmuję wyzwanie! W komentarzach pojawił się głos dotyczący trudności z przyjęciem do grona myśliwych – nazwano Brać Łowiecką mafią, do której ciężko się wkręcić. Zacznijmy od samego początku, czyli od tego, jak w ogóle zabrać się do wstąpienia w szeregi Polskiego Związku Łowieckiego.
Pierwszą rzeczą oczywiście, jak zawsze, jest odkrycie w sobie zainteresowania, pasji łowiectwem, tego nie ma po co omawiać. Kiedy już poczuje się wolę Bożą, pierwszym krokiem jest odbycie stażu kandydackiego. Staż taki trwa rok, odbywa się go w Kole Łowieckim, lub za pośrednictwem Okręgowego Zarządu PZŁ. W trakcie tego roku powinno się poznać zasady polowań, zwyczaje, brać udział w polowaniach i pracach gospodarczych w łowisku (właśnie, jak już przeciwnicy na nas grzmią, to jakoś nikt nie wrzeszczy, jakim nieludzkim prawem dokarmiamy zwierzęta w zimie! przecież natura….ble ble i tak dalej), poznać faunę polską, w skrócie – rozeznać się o co biega. Tak, piszę POWINNO SIĘ, bo z opowieści, wpisów na forach, wynika, że niestety nie zawsze tak jest. Wina leży po stronie ludzi, bo przecież nie łowiska, ale po to Kół mamy wiele w Polsce, po to istnieje możliwość odbycia stażu w ZO, żeby z niej korzystać, żeby zmieniać to, co nam się nie podoba! Nie może być tak, że kogoś w jednym Kole nie chcieli przyjąć, więc obraził się i teraz pluje. W moim Kole mieliśmy dawno, dawno temu przypadek, gdy kłusownik po wyroku wyraził chęć wstąpienia w nasze szeregi – odmówiono mu stażu, więc do dnia dzisiejszego jego rodzina dzwoni na policję, kiedy tylko zobaczy nas w terenie. To tylko jeden z powodów, dla których się na staż i do Koła ludzi nie przyjmuje. Druga sprawa to ograniczenia terenowe. Jeżeli Koło ma malutki obwód, polowania zbiorowe odbywają się na granicy bezpieczeństwa, a myśliwi gniotą się na stanowiskach jeden obok drugiego, to gdzie sens i logika w przyjmowaniu nowych członków? Niestety, nie wszystkim da się to wytłumaczyć. Trzecia rzecz, po odbyciu stażu nie ma się nigdzie zagwarantowanego przyjęcia do Koła, w którym się go robiło – chwała Bogu! Czasem przyjmie się na staż osobnika rokującego bardzo dobrze, zainteresowanego, chętnego, pełnego entuzjazmu. A po jakimś czasie okazuje się, że nie dość, że poza jednym polowaniem zbiorowym nikt delikwenta nie widział, to w ogóle na tym polowaniu nie mógł iść do naganki, bo skacowany drzemał w samochodzie (wymyślam! nie znam nikogo takiego! co nie znaczy, że nie mogło się tak gdzieś przydarzyć). Po co, pytam, taki osobnik w Kole? Żeby budżet zasilił składką roczną? Żeby posyp zbudował, albo za niego chociaż zapłacił? Sensu większego to nie ma, lepiej więc pożegnać się z takim kandydatem… Inne powody, dla których ktoś nie został myśliwym? Prawomocny wyrok za przestępstwo umyślne, nie zaliczenie testów psychologicznych, nie zaliczenie kursu i egzaminu łowieckiego (tu popisać trzeba się nie tylko wiedzą, ale też umiejętnością posługiwania bronią) – możliwości jest wiele! A czemu kogoś do Koła nie przyjęli? To już trzeba się w konkretnym Kole pytać…
Na koniec tylko napiszę, że wszystkiemu winne uogólnienia – to przez nie stworzyłam tamten wpis, to przez nie nazywa się nas mordercami, to przez nie nazwano nas mafią, w szeregi której nie da się wejść bez…namaszczenia? Nie wiem co autor miał dokładnie na myśli. Jak są ludzie i ludziska, tak są myśliwi i myśliwi, nie ma takiej grupy, w której jakiś buc by się nie znalazł dla zepsucia klimatu. A że buc zawsze najjaskrawiej w grupie świeci, to potem fama idzie po świecie…
Unikajmy uogólnień, nie zniechęcajmy się za pierwszym razem, próbujmy, starajmy się – jeżeli ktoś czuje „powołanie” do łowiectwa, to w końcu osiągnie swój cel! Dla przykładu, mój Tato, który jest dla mnie absolutnym wzorem Myśliwego przez duże M w nagance ganiał wiele lat, wiele wyrzeczeń kosztowało go rozpoczęcie przygody z łowiectwem, dostał na samym starcie parę kopniaków, miał trudności z dostaniem się do Koła, bo był zwykłym chłopakiem, a nie wysoko postawioną szychą peerelu, ale wiedział, że TO JEST TO! Pokonał przeciwności, wytrwał w swoich dążeniach, nie zniechęcił się i teraz może popatrzeć z dumą na swój dorobek, bo dla nas, jego najbliższych, już jest żywą legendą Polskiego Związku Łowieckiego. Oby takich szalonych społeczników i zapaleńców było więcej w tych parszywych czasach!
Darz Bór!

Komentarze