Nie lubię labradorów

Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach powiedzieć, że się nie lubi labradorów, to jak kibicować Niemcom w Mundialu. Ja popełniam obydwa te grzechy. O ile z Niemców ani myślę się tłumaczyć, o tyle z labradorów się wyspowiadam, bo to psy, a psy uwielbiam.
Sprecyzuję może o co mi chodzi, kiedy piszę „labrador” – mam na myśli labrador retrievery i golden retrievery, które się najczęściej wrzuca do jednego wora. Pozostałe retrievery absolutnie mnie nie drażnią, uważam je za spokojne, miłe, a przede wszystkim bardzo dobre użytkowo psy. „Labradory” również mogą być świetne w polu, ba, nawet najlepsze! Ale mam ich dość…
Po pierwsze – temperament. Rozbrykany, ale łagodny, kochający dzieci, pozbawiony niemalże całkowicie agresji wobec ludzi i innych psów. Miodzio! Ja preferuję psy z charakterkiem, nawet złośliwe, z wyrazistą osobowością i potrafiące obronić przede wszystkim swojego pana, ale również jego terytorium. „Labrador” złodzieja w domu jeszcze zabawi, pomoże mu powynosić sprzęty, a na koniec herbatką poczęstuje, bo te niewiarygodne okazy są tak mądre i szkolą się praktycznie same, obserwując ludzi przy pracy.
Po drugie – uroczy, konwencjonalny i konformistyczny wygląd. Po prostu pies pełną gębą! Jak z rysunków dzieci. Ja uwielbiam psy charakterystyczne, nawet paskudy typu mopsa czy buldoga, albo wyróżniające się czymś na tle innych.
Po trzecie – pies do wszystkiego. Zapoluje, zatańczy, narkotyków szuka, leczy niepełnosprawnych, widzi za niewidomych, pływa, pisze wiersze, pilnuje dzieci i rozbraja bomby. Pies absolutnie wszechstronny, co jest jego olbrzymią zaletą. I co mnie denerwuje, bo gdzie się nie obrócę, tam „labrador” kasuje mi zakupy, przynosi pocztę, albo czyści przewód kominowy. Tak, właśnie, w tych psach nawet tak ogromna zaleta jak ich absurdalna wręcz użytkowość mnie IRYTUJE!
Po czwarte – właściciele większości „labradorów”. Ci ludzie, którzy z tymi psami pracują, czy to w łowisku, czy w policji, czy przy dzieciach z niepełnosprawnościami, oczywiście robią jak najlepszą robotę wykorzystując niesamowity potencjał tej rasy. Ale 3/5 współczesnych właścicieli „labradorów” po prostu nie wiedziało, jakiego psa chce, nie potrafiło się na nic zdecydować, więc wzięło pieska z reklamy srajtaśmy. Względnie takiego, jakiego ma najmodniej ubrany w pracy/szkole kolega. Ja mam psy charakterystyczne, które albo są użytkowe, albo mają tak skomplikowaną osobowość jak ja. Oczywiście, jaki pan taki pies, więc możliwe, że nawet labrador przy mnie byłby wrednym, agresywnym stróżem, fruwającym wręcz po stawach i polach, ale… Wolę coś innego. Żeby mnie dziewczynki wracające ze szkoły nie zaczepiały, że mam pieska velveta czy innego supersofta.
Odnoszę wrażenie, że „labradory” kupują ludzie, którzy chcą mieć psa, dla samego psa posiadania, nie bacząc na to, do czego został stworzony. Jest modny, więc kupię takiego dziecku, co tam, że mieszkamy w 35 metrowym mieszkaniu na 6 piętrze, przecież sąsiadka z 7 też takiego ma i żyje. Modne niegdyś były dobermany i owczarki niemieckie, których też długi czas nie lubiłam, potem wszelkie pitbulle i amstaffy, teraz „labradory”. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że będąc w Krakowie często spotykam posokowce bawarskie. Równie miłe, łagodne dla ludzi i urocze, co „labradory”, a przecież mniejsze… Strach się bać, co będzie, gdy przyjdzie „moda” na jagdteriery albo łajki…

Darz Bór!

P.S. Psy, rasy psów, nie są niczemu nigdy winne, pamiętajmy o tym. Winny jest zawsze bezmyślny właściciel, robiący żywemu stworzeniu olbrzymią krzywdę. Jednak dużo prościej powiedzieć mi, że to „labradorów” nie lubię i proszę tego nie brać za moje credo!

Komentarze