Nieznajomość tematu

Miałam kiedyś pewną znajomą. Dziewczyna młoda, studentka prestiżowej krakowskiej uczelni (zresztą która państwowa uczelnia w Krakowie nie jest prestiżowa?), na kierunku, który – w moim mniemaniu – wymaga od chcących zgłębić jego tajniki wszechstronnej wiedzy. Ponieważ zbliżał się dzień myśliwskiej mszy w Kościele Mariackim, pochwaliłam się, że na ową mszę się wybieram. Znajomej mojej całkiem się to spodobało i zainteresowała się dokładnymi okolicznościami wydarzenia. Powiedziałam więc, że od tylu a tylu lat jestem myśliwym, że mój Tato również, że mój jeszcze wtedy narzeczony właśnie jest w naszym Kole na stażu i tak dalej i tak dalej. Dziewczyna była zachwycona, co mnie zdziwiło, bo większość młodych, niezwiązanych ze środowiskiem myśliwskim osób, nie ma do nas życzliwego ustosunkowania. Opowiedziałam jej co nieco, po czym ona zadała pytanie, które mnie…nieco zaskoczyło:
- To co wy jako myśliwi robicie?
- Hmm, no cóż, dokarmiamy zwierzynę, budujemy paśniki i posypy, kontrolujemy ilość i jakość zwierzyny…no i polujemy.
- Aha… polujecie…
Po chwili milczenia nadeszło kolejne pytanie.
- To ty masz broń? I strzelasz?
Możliwe, że podchodzę do sprawy bardzo subiektywnie, bo wychowałam się w domu, w którym broń, trofea, Koledzy Myśliwi i psy były zawsze. Możliwe, że niesprawiedliwie oceniam innych, którzy mają prawo nie wiedzieć o nas zbyt wiele, ale żeby zupełnie pojęcia nie mieć kto to jest myśliwy? Na dodatek mając za sobą egzamin dojrzałości i parę semestrów studiów?! Są osoby, które mylą nas z – uwaga! uwaga! – GAJOWYMI. Chodzi sobie taki pan z fuzyjką na ramieniu, w kapelusiku z filuternie przekrzywionym piórkiem i podgląda ptaszki w gniazdkach. I to jest pozytywny obraz myśliwego w oczach niezwiązanych z łowiectwem osób – negatywny poruszę kiedy indziej, chociaż chyba każdy z nas doskonale go zna.
Na koniec powiem Wam, moi mili, że to niczyja wina, tylko nasza. Jakoś się zamykamy we własnym sosie myśliwskim, mało co pokazujemy się cywilom, to i dziwić się nie można, że nas nie znają. Mało jest widocznych imprez, telewizja pokazuje nijakie urywki z tych imprez, na których prezentują się sygnaliści i bigos, prasa całkiem leży, a także w internecie trzeba się nieźle naszukać, żeby znaleźć dwie linijki opatrzone zdjęciem wielkości emotki na GaduGadu. Dlatego apeluję do Was, Koleżanki i Koledzy, pokazujmy się! Świetną okazją do tego jest organizowana od lat msza myśliwska w Krakowie, dawniej na Wawelu, od dwóch lat na Rynku Głównym, w Kościele Mariackim. Przybywają tłumnie poczty sztandarowe, myśliwi w strojach galowych z psami, sokolnicy z sokołami, leśnicy, oraz wielu, wielu sympatyków łowiectwa. Sztandarów z roku na rok przybywa, a pochód wokół Rynku, kończący się w Parku Strzeleckim biesiadą, jest na prawdę imponujący i przyciąga uwagę rzesz turystów i wzbudza bardzo sympatyczne poruszenie – przyjezdni zza granicy robią sobie z nami zdjęcia, pozdrawiają, krakowianie dołączają się do pochodu. Chciałabym, aby podobne imprezy odbywały się częściej, w innych miastach, z jeszcze nawet większą pompą! Oraz, abyście przybywali na Rynek jeszcze tłumniej – niech nas wreszcie poznają i dowiedzą się, że żadne z nas krwiożercze bestie, tylko sympatyczni, barwni i życzliwi ludzie.
Darz Bór!

Komentarze