W związku z przenosinami do miejsca
pozbawionego sąsiadów i internetu dawno nie pisałam. Ale dopadłszy
kawałka sieci i czasu postanowiłam coś skrobnąć… Najłatwiej mi pochwalić
się, co u mnie słychać!
Siedzę sobie obecnie na wielkiej górze,
niby księżniczka w wieży, otoczona moimi psiakami i całą masą rozmaitej
zwierzyny. W nocy spać mi nie daje puchacz i koziołek, chyba nawzajem
przekrzykujący się i dogryzający sobie, a rano budzi mnie jurny kogucik
bażancik, wyzywający pozostałych, których z kolei słyszę lecąc do pracy.
We wtorek natomiast wracając do domu spotkałam kózkę, która, choć
sukieneczkę ma jeszcze nie do końca letnią, a przez to niezbyt
atrakcyjną dla ludzkiego oka, ma swojego stałego adoratora. Gwiazda
rośnie jak na drożdżach i muszę nieskromnie powiedzieć, że jest na
prawdę pięknym reprezentantem swojej rasy. Do tego błyskawicznie się
uczy, mimo iż jest jeszcze po szczenięcemu rozbrykana i szalona jak
wszystkie nasze psy.
Dziś o świcie padał śnieg, mimo to Słońce
górowało nad lasem, czerwone i jarzące. Ptaki świergotały zdziwione,
zastanawiając się, czy ktoś przypadkiem sobie z nich, za przeproszeniem,
jaj nie robi. Wyjrzałam przez okno i pomyślałam mimo tego zimna i
śniegu: Boże, jaka ja tu jestem szczęśliwa!
Komentarze
Prześlij komentarz