Postrzelony

Sobotnie popołudnie osiemnastego sierpnia - w niektórych kołach rozpoczyna się sezon na ptactwo wodne. Nie inaczej jest w tyskim Tumaku, gdzie zgromadzeni koledzy oznaczają tablicami teren polowania i rozpoczynają próby zdobycia materiału na smakowity rosół czy pieczyste. Pięknie rozpoczęte łowy przerywa zdarzenie, o którym w kilka minut po fakcie rozpisywać się będą portale informacyjne, a wraz z policją na miejsce przyjedzie czwarta władza w postaci ekipy TVN. Jadący samochodem mężczyzna zostaje bowiem, jak twierdzi, postrzelony - w lesie, na drodze, w trakcie jazdy. 

Nagłówki wywołały u mnie mieszaninę złości, niedowierzania i zażenowania. "Postrzelony odłamkiem śrutowego pocisku", "polował na kaczki w lesie - postrzelił mężczyznę", "odłamki śrutu wpadły do samochodu i zraniły kierowcę w szyję" - takie oto rewelacje mogliśmy przeczytać na stronach uważających się za rzetelne dzienników i magazynów informacyjnych. Jak dowiedziałam się od osób związanych bezpośrednio z tyskim Kołem Łowieckim, policja zatrzymała wszystkim biorącym udział w polowaniu broń do ekspertyzy. 

Zacznijmy od tego, że w lesie nie poluje się na kaczki, ponieważ kaczki w lesie nie występują. Potrzebują one przede wszystkim wody, w postaci stawu, jeziora, rzeki o spokojnym nurcie i szerokim korycie. Owszem, czasem staw jest położony w pobliżu lasu, jak było w tym wypadku i możliwe, że opisujący zdarzenie użyli dalece idącego uproszczenia. Wielkie wątpliwości wzbudzają natomiast kolejne rewelacje, wygłaszane przez "dziennikarzy": każda osoba strzelająca śrutem wie bowiem, że pociski śrutowe nie rozpadają się na odłamki. Fotografia poniżej ukazuje, jaką wielkość mają pojedyncze śruciny - naprawdę, ciężko byłoby uszkodzić szyję dorosłego mężczyzny odłamkiem jednej z nich. Strzela się do kaczek śrutem nr 4, czyli takim, którego śrucina ma ŚREDNICĘ 3 mm - czy to może groźnie odłamkować? To raz, a dwa, strzelając do kaczek przyjmuje się postawę - użyję łopatologii - z lufami w górę, pod kątem 60 stopni, co oznacza, że mało prawdopodobne jest, by ktoś strzelając w górę trafił kogoś kilkadziesiąt-kilkaset metrów dalej, na wysokości ok. 1,5 metra od podłoża. Zasięg śrutu "4" to maksymalnie 300 metrów (przy idealnych warunkach atmosferycznych i ukształtowaniu terenu), zatem oczywiści jest możliwe, by przy płaskim strzale na pustym polu pewna ilość śrucin osiągnęła tę odległość - jednak nie w zarośniętym leśno-szuwarowym terenie, przy strzałach pod kątem.

Wątpliwości budzi również miejsce otrzymania postrzału przez delikwenta, mianowicie został on trafiony w kark. Oznaczałoby to, że śrut wpadł do samochodu, zakręcił i "zaszedł" kierowcę od tyłu, ominął zagłówek, po czym nadal miał taką moc uderzeniową, że spowodował krwawienie. Na szczęście na miejsce zostały wezwane służby medyczne, które opatrzyły ranę, zaś zapobiegliwi funkcjonariusze zrobili zdjęcia rany, obrazujące ich położenie. 
Kolejna dziwna sprawa, to ilość znalezionych na miejscu śrucin, wynosząca cztery sztuki. W naboju śrutowym "4" jest ich około 150. Powyższe informacje wskazują raczej, że śruciny pochodziły z tak zwanych "opadówek", a te są równie niebezpieczne, jak muszka owocówka - mogą wpaść do oka i szczypać. 
Niezwykłe jest także to, w jak ekspresowym tempie informacja o "postrzeleniu" się rozniosła: za policją wpadła od razu ekipa TVN z kamerą, a nawet dronem do filmowania (którego to użyli, gdy policja nie wpuściła ich na teren incydentu), a portale lokalne od razu zamieściły łzawe wpisy o tragedii w środku lasu. Mnie wydawało się, że gdy spotyka mnie jakaś przykra sytuacja, wzywam policję, służbę zdrowia, ewentualnie inne, odpowiednie służby, nie zaś wydzwaniam do znajomych dziennikarzy, lub łączę się od razu z "hot line" tefałenów! Ale widocznie teraz jest taka moda, albo mamy tu do czynienia z czymś całkowicie innym...

Jak dowiedziałam się od dobrze poinformowanych, prokurator po zapoznaniu ze sprawą nie podjął żadnych działań. Inaczej natomiast policja, która zaskoczyła mnie brakiem elementarnej wiedzy o broni: zabezpieczyła bowiem broń polujących do ekspertyzy. Dziecko wie, że w przypadku naboi śrutowych nie wykonuje się żadnych ekspertyz balistycznych, bowiem nie ma możliwości ustalenia, z jakiej lufy wypadły śruciny znalezione na miejscu! Zachowanie policji świadczy wyłącznie o tym, że zabrano kolegom broń ZA KARĘ, że funkcjonariusze musieli się fatygować do "lasu". Zastanawia mnie, na jakiej podstawie broń została zatrzymana i w jaki sposób funkcjonariusze to zatrzymanie uzasadnili? Prokurator odstąpił od czynności, co zatem będzie badane? Nie zostały zatrzymane ani zawieszone zezwolenia na posiadanie broni, na jakiej podstawie nastąpił zatem zabór mienia? Macie jakieś pomysły? Bo ja żadnego logicznego, a o nielogicznych pisać mi się nie chce... 

Ponieważ naturalnie w mediach ogólnopolskich o sprawie już nic nie usłyszycie, ja będę trzymać rękę na pulsie i dam znać, jak sytuacja się rozwinie! Tymczasem czekam na Wasze opinie na ten temat!

Komentarze

  1. Brak słów by to komentować ale... napewno proszę o wszelkie info w tej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim skromnym zdaniem. Temat sztucznie napompowany tak jak kurczak w markecie a co za tym idzie tak samo toksyczny. Kurczaki pompuje się by ma nich zarobić i podobnie jest z tefałenem. Złapią byle co, dodadzą od siebie byle co byle temat wypłynął i oglądalność się zgadzała a przy tym trochę hejtu dla rozgrzania całej sytuacji i nadania powagi. Słuchając wypowiedzi prezenterów stwierdzam że ta profesja zeszła poniżej dna i nie ma się już od czego odbić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz