Zamieszanie wokół polowań zbiorowych

Od wielu lat kalendarz polowań wygląda w ten sposób, że już od 15 sierpnia polujemy zbiorowo na ptactwo wodne, by potem z nadejściem października rozpocząć wspólne łowy na grubą zwierzynę. Po cóż nawet zagajać, że polowania zbiorowe funkcjonują od prehistorii, gdy ludzie gromadnie osaczali mamuty, tury, bizony i skłuwali je prymitywnymi dzidami? Później przyszła era starożytna, średniowiecze, renesans i prowadzone przez arystokrację łowy konne, broń palna i wspólne polowania na grubego zwierza, o których pisał Mickiewicz w "Panu Tadeuszu", a które malowali najznamienitsi artyści... Przez tysiące lat nikomu do głowy nie przyszło, aby te działania sabotować - najwyżej kilku właścicielom gruntów, zwaśnionym z lokalnymi myśliwymi. Wtedy wystarczało wyłączenie terenu i wszyscy mieli święty spokój! 
Tymczasem życie społeczne dzisiejszych Europejczyków przeniosło się do Internetu. W Internecie zwierzęta są słodkie, urocze, wielu zmyślnych autorów kreśli o ich życiu wspaniałe eposy, rozpisując się o planach na przyszłość wiewiórki Basi, rozterkach życiowych dziczka Franciszka, czy nowej miłości jelonka Felka. Oderwani skrajnie od natury i tego, skąd biorą się kotlety, młodzi i wrażliwi Europejczycy dostają kolejną dawkę informacji, nierzadko okraszonych zdjęciami: oto blondynka szczerzy kły nad truchłem Felusia, a jakiś obleśny starzec z wąsem trzyma za nóżki krwawiącego zajączka Zenka!!! Wszystko wydarzyło się na polowaniu! W młodych Europejczykach budzi się gniew i sprzeciw wobec tej sytuacji! Precz z mordercami, precz z okrucieństwem, precz z ohydnymi kreaturami, które dla swej próżności, jednym strzałem niweczą wszystkie marzenia, plany, miłości naszych Braci Mniejszych!

Potem młodzi Europejczycy  gromadzą się w Internecie na różnych forach, grupach i czatach i obmyślają, jak krwiożerczy proceder ukrócić. Ponieważ zazwyczaj mają daleko na wieś i do lasu, dość trudno byłoby im przeczesywać obwody łowieckie w poszukiwaniu polujących indywidualnie. Ale z pomocą przychodzą mądrzejsi, sprytniejsi, bardziej biegli w przepisach: przecież polowania zbiorowe myśliwi muszą zgłaszać do urzędów gmin, zatem łatwo dowiedzieć się o terminach ich organizacji i miejscu, w którym będą się odbywać!
Tak też od dwóch lat rozmaite środowiska mieszkańców miast zbierają się to tu, to tam i blokują polowania zbiorowe, w mediach bajdurząc o rzekomym zagrożeniu, jakie te łowy powodują. A to ołów, a to rykoszety, a to opadówki ze śrutu, a to hałas, a to deptanie po trawie. Zabijanie jest złe i nie powinno mieć miejsca, zatem emocje wyganiają ich w nieprzyjazną aurę i śmierdzące nawozem, bagnem, czy mokrą ściółką leśną bezdroża, gdzie przechadzają się pod lufami polujących, lub rozwijają swoje transparenty i wykrzykują różne wyrazy. Myśliwi zachowują się różnie: niektórzy odjeżdżają, by powrócić za godzinkę czy dwie, gdy znudzeni "protestanci" wrócą do miasta. Niektórzy usiłują się wpisać w retorykę blokujących i na terror odpowiedzieć terrorem, ale dla mnie to działanie nie dość, że prymitywne, to jeszcze szkodliwe. Przemoc rodzi przemoc, ale jako osoby działające w majestacie prawa, nie możemy sobie pozwolić na agresję czy reagowanie na zaczepki.
Jeszcze inni wzywają policję i w zasadzie postępują najlepiej, bowiem blokowanie legalnych działań na rzecz gospodarki Państwa jest zabronione - wyobraźmy sobie mężczyzn protestujących w sklepie z damskimi torebkami, którzy blokują kobietom dostęp do kasy, bo według ich poglądów wydają one na torebki zdecydowanie za dużo i z punktu widzenia męskiej ekonomii zakup torebki jest nieuzasadniony! A jeśli uzasadniony, to w stopniu skandalicznie niedostatecznym...

Co zrobić, aby do takich blokad nie dochodziło? Po pierwsze, zgłaszać każdą zorganizowaną akcję na policję. Po drugie, nawiązać ścisłą współpracę z rolnikami, właścicielami gruntów, na których polujecie. Wam udzielają oni zgody na polowanie, natomiast niekoniecznie udzielają jej obcym ludziom na bezproduktywne deptanie ich ziemi. Dobre i zgodne życie z właścicielami gruntów przełoży się na wszystkie aspekty łowieckiej działalności, zatem od zawsze mocno to podkreślam. Po trzecie, pokazywać w relacjach z polowań tylko to, co zrozumiałe dla wszystkich odbiorców - niejednokrotnie pisałam, że człowiek postronny nie zrozumie, ile trudu kosztuje nas upolowanie zwierzyny, oraz jaki ładunek emocjonalny ze sobą to niesie. Dla nich to tylko trup i uśmiechnięty człowiek nad trupem, na pewno buc i arogant, który jedyne co zrobił, to pociągnął za spust. Dużo lepiej ogląda się zdjęcia krajobrazu i żywej zwierzyny, niż trofeum o wątpliwych walorach estetycznych. Po czwarte, zapraszać na polowania obserwatorów. Oczywiście, nie rozemocjonowanych przeciwników, ale swoich znajomych o neutralnym podejściu. Nie na zbiorówki, ale na wyjścia indywidualne, gdzie będą mogli poczuć magię łowów. Nawet jeśli te łowy będą nieskuteczne, to na pewno zobaczą piękno natury i poczują się jej częścią; jakże to ważne, by w dzisiejszych czasach przypomnieć sobie swoje pochodzenie! Chodzi mi w tym zapraszaniu o zapoznanie "niemyśliwych" z tym, jak polowanie wygląda, ile trzeba czasu, sprytu, wiedzy, aby cokolwiek ujrzeć, a co dopiero ustrzelić! Po piąte, edukować młodzież. Nie w temacie zabijania, patroszenia, ćwiartowania i dzielenia tuszy! Edukować, skąd się bierze mięso, jak wygląda produkcja i konsumpcja, czemu jedni zjadają, a inni są zjadani i dlaczego nie ma w tym nic złego, niemoralnego, nienaturalnego. Uczyć szacunku do zwierząt, ale podkreślać ich odmienność od ludzi. Bez tego nie wskóramy nic, bowiem całe zamieszanie wokół zbiorówek wynika właśnie z braku wiedzy współczesnych Europejczyków, z ich usilnych prób fałszowania rzeczywistości i wmawiania sobie, że śmierć nie istnieje, a świat jest tylko piękny.
Po szóste - robić swoje. To, co pokolenia przed nami robiły od zawsze. Polowania istniały od początku ludzkości, Internet i ekoloże z ich emocjonalnym podejściem do rzeczywistości już nie ;)

Komentarze